POLSKI ŚLĄSK

Krótki moralitet dla gawiedzi śląskiej polski język rozumiejącej

Twierdzenie, że w średniowieczu tylko najlepiej wykształceni
parali się czytaniem i pisaniem, jest zwykłym truizmem,
powtarzanym adeptom polskich szkół przez wszystkich
polonistów i historyków.

ANNA SUTOWICZ

Wrocław

Ars moriendi (łac. sztuka umierania)
Mateusza z Krakowa

WEB.FU-BERLIN.DE

Nie zamierzam temu zaprzeczać, ale koniecznie chcę zwrócić uwagę na fakt, że pismo nie jest jedynym ani nawet nie najważniejszym nośnikiem myśli. Odpieram też zarzut o nieznajomości Pisma Świętego przez średniowiecznych chrześcijan – to dla nich malowano freski, obrazy, prezentowano sceny biblijne na ołtarzach. To była „biblia ubogich”, a jakże piękna, uniwersalna, mówiąca tym samym językiem religijnej wrażliwości do wszystkich członków Kościoła. Oprócz tego już w XIII wieku prości katolicy mieli styczność z różnego rodzaju misteriami i pieśniami religijnymi towarzyszącymi najważniejszym obchodom roku liturgicznego, zwłaszcza Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy.
Znakomita ich większość wykonywana była w języku łacińskim, jeśli jednak kierowano je do szerszego kręgu odbiorców, starano się oddać treść w języku dla nich zrozumiałym.
Oswajanie śmierci po polsku
Taki właśnie utwór powstał w drugiej połowie XV wieku w środowisku katedry wrocławskiej.

Znany pod tytułem Skarga umierającego tekst moralitetu włączony został do rękopisu kaznodziejskiego, przechowywanego dzisiaj przez Bibliotekę Kapitulną we Wrocławiu. Spisany w języku polskim z licznymi wpływami dialektu czeskiego przez nieznanego z imienia duchownego, który mógł pochodzić z Górnego Śląska, utwór ten pozostaje bardzo ciekawym przykładem zabytku kultury religijnej późnego średniowiecza z jej charakterystycznym akcentowaniem przemijalności ludzkiego życia.
Ma on formę wierszowanego dialogu, w którym poszczególne kwestie wypowiadane przez umierającego, towarzyszących mu ludzi, anioła, św. Piotra i wreszcie uwolnioną od brzemienia cierpień duszę mają obrazować przeżycia człowieka odchodzącego z tego świata. Wśród wersów uczeni znajdują pieśń, którą warto przytoczyć choćby w krótkim fragmencie:
Dusza z ciela wylecieła
Na zielone łące stałe.
Stawszy, silno, barzo rzewno zapłekałe.

Ars moriendi (łac. sztuka umierania)
Mateusza z Krakowa

WEB.FU-BERLIN.DE

Zapewne jest to bardzo dalekie echo przedchrześcijańskich wierzeń w błąkanie się dusz zmarłych po rozstajach dróg i mokradłach, które wspólne były wielu plemionom z naszego obszaru etnicznego. Zaraz też Kościół dodał w pieśni swoją katechezę, którą jakiś anonimowy twórca działający wśród słowiańskich kmieci włożył w usta św. Piotra: Czemu duszo rzewno płaczesz? […] Podzi duszo moje miła! Powiede cie do rejskiego, Do królestwe niebieskiego.
Katecheza
W przekazie moralitetu dusza ochrzczonego nie musiała się więc nigdzie błąkać, oczekiwana przez Trójcę Świętą w Jej królestwie. Oczyszczona podczas spowiedzi i posilona „świątością”, czyli Ciałem Pańskim, mogła spokojnie odejść z tego „fałszywego” świata. Moralitet ma formę, która pozwalała na jego wielokrotne powtarzanie, a dołączone przez kopistę katedralnego didaskalia miały zwrócić uwagę odtwórcom poszczególnych ról na sugestywną interpretację tematu.
Łatwo więc wyobrazić sobie dzisiaj gapiów zgromadzonych na placu jednego z licznych wrocławskich kościołów, którzy w niedzielne popołudnie lub przy innej okazji zaproszeni zostali do obejrzenia krótkiego przedstawienia.

Przypadkowi przechodnie i parafianie, zasłuchani w dialog chorego na łożu śmierci z towarzyszącymi mu ludźmi i istotami ze świata nadprzyrodzonego, otrzymywali porcję niecodziennej rozrywki, czuli się jednocześnie zachęceni do refleksji nad niestałością doczesnego bogactwa, przynagleni do rychłego załatwienia wszystkich ludzkich zatargów i prawdziwej pokuty, zostali pouczeni wreszcie o rytuale towarzyszącym ostatniemu namaszczeniu i śmierci chrześcijanina.
W kulturze ludowej
Nie ma wątpliwości, że Skarga umierającego była na Śląsku popularna. Jej motywy, tak powszechne w kulturze chylącego się już ku końcowi średniowiecza, przetrwały przecież całe wieki, weszły do kanonu polskich pieśni ludowych, a może raczej płynęły z tego samego źródła zbiorowej wyobraźni słowiańskiej – na Śląsku z widocznymi silnymi wpływami czeskimi – ujarzmianej cierpliwie i kierowanej na właściwe tory przez Kościół katolicki. Tak czy tak – w końcu XV wieku słuchali jej z całą pewnością i rozumieli jacyś potomkowie owych Witosławów i Świętosławów, z którymi nas dzisiaj łączy ten sam korzeń językowy i ta sama niepewność śmierci uspokajana w murach naszych przepięknych gotyckich kościołów.