KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Samolot i łaska sakramentu

Od chwili słynnego ślubu pobłogosławionego przez papieża Franciszka w samolocie minęło trochę czasu. Pierwsze reakcje, ekscytacje i oburzenia minęły. W ocenie tego, co się wówczas wydarzyło na wysokości kilku kilometrów nad ziemią, zdania są podzielone. Jedni byli gotowi użyć wszelkich argumentów, by udowodnić, że to małżeństwo zostało zwarte nielegalnie, inni, powołując się na przykład papieża Franciszka, gotowi byli postulować błogosławienie sakramentu małżeństwa, kiedy się tylko da i gdzie się da. I bez przygotowania. Problem wcale nie jest taki banalny, a przykład dany – tym razem dosłownie – z góry nam, duszpasterzom, raczej zbytnio nie pomoże. Już zawsze będzie można się powołać na precedens, choć – wszyscy się chyba zgodzimy – jakaś różnica władzy między papieżem a takim na przykład wiejskim wikarym zachodzi. Lepiej, by ten drugi tego pierwszego w sposobie sprawowania władzy w Kościele nie naśladował. W końcu, co wolno wojewodzie…
Kwestia, którą swoim gestem na nowo przywołał Franciszek, dotyczy pytania, czy do przyjęcia sakramentów trzeba stosować program maksimum czy minimum. Inaczej mówiąc: co jest konieczne do przyjęcia sakramentów? Są dwie szkoły. Jedna mówi, że trzeba minimum wiedzy, trochę pragnienia i wiary, a sakrament to nie koniec, ale początek życia Bożego w człowieku. Według drugiej do sakramentów trzeba być dobrze przygotowanym, spełnić wszystkie warunki, być dojrzałym. Problem ten widać na przykładzie toczącej się dyskusji o przyjmowaniu sakramentu bierzmowania. Zwolennicy rozumienia bierzmowania jako sakramentu dojrzałości chrześcijańskiej chętnie podnoszą wiek i wymagania. Drudzy gotowi są łączyć bierzmowanie z chrztem, bo ten sakrament nie ma być w nagrodę za dojrzałość, ale tejże dojrzałości fundamentem.
W najnowszej historii Kościoła były już propozycje, by ograniczyć szafowanie sakramentami. Sam ks. Józef Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, w 1958 r. postulował, by oddzielić Kościół od nie-Kościoła, a sakramentów udzielać wyłącznie mającym żywą wiarę, do przyjęcia sakramentu konieczną. Podobnie postulowano w Kanadzie, by nie udzielać sakramentów tzw. katolikom kulturowym, dla których chrześcijaństwo to jedynie zwyczaj, a nie wiara z jej życiowymi konsekwencjami. Ostatecznie jednak Kościół za takimi postulatami nie szedł, z jednej strony podkreślając konieczność przygotowania do sakramentów, z drugiej jednak mając świadomość, że sakramenty są narzędziami łaski, a ta jest „do zbawienia koniecznie potrzebna”. A kiedy i jak zadziała, sam Pan Bóg wie. Pisałem niegdyś o Pierwszej Komunii T. Różewicza, której wspomnienie być może ocaliło w nim wiarę. Teraz przypomniała mi się historyjka z Niecodziennika ks. J. Twardowskiego o kobiecie, która przyszła się wyspowiadać: „Stałam na ulicy, obsypał mnie śnieg, przypomniała mi się moja sukienka do I Komunii Świętej”. Nigdy nie wiadomo, kiedy, jak i przez co łaska sakramentu się w nas obudzi.