„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Trójjedyny

Bóg Trójcą? Toście wymyślili! Jeśli w ogóle jest, to jeden
i pojedynczy”. Wcale nie. To od Niego usłyszeliśmy,
że jest trójjedyny, nie możemy więc mówić inaczej.

KS. MACIEJ MAŁYGA
Wrocław

Nie ma większej Tajemnicy i trudno znaleźć słowa, by ją wyrazić.
Ale Bóg pewne słowa nam zostawił: Ojciec, Syn, Duch.
Dlaczego nie?!
Na wstępie (cały ten tekst będzie raczej wstępem) pogdybajmy sobie niezobowiązująco – czy jakiś trójjedyny
Bóg mógłby w ogóle istnieć? Nie chodzi o to, czy istnieje i czy w to wierzymy.
Interesuje nas skromne „Czy byłoby to możliwe?”
Byłoby! W czym problem? Jeśli zaś nie, to powiedz, proszę, dlaczego.
Bo niemożliwe, by trzy równało się jeden? Bo trzy jabłka nie mogą być jednym jabłkiem? Ale chrześcijanie z tym się zgadzają, trzy to nie jeden i nawet wszechmocny Bóg nie może sprawić, by było inaczej. Wiara nie sprzeciwia się matematyce. Nie wierzymy w trzech bogów.
Troistość nie narusza jedyności
Wierzymy w jednego Boga. Wiernie Go słuchając, nauczyliśmy się, że prawdziwie jest Ojcem-Synem-Duchem.
Ta troistość w żaden sposób nie narusza jedności (bo czy występowanie H2O jako cieczy, pary i lodu sprawia, że istnieją trzy związki chemiczne?).
Boża troistość pojawia się bowiem na poziomie osób, nie natury. Wielu odrzucających Trójcę tego nie rozróżnia, stąd pierwszą obroną wiary jest jasne ukazanie jej istoty.
Nie wymyślone, lecz objawione
Wymyśliliśmy Trójcę? Wręcz przeciwnie.
To chrześcijan owa tajemnica najbardziej niepokoi i fascynuje. Nie ma tu ludzkiej logiki. Bo czy równie dobrze nie mogłoby być Go cztery? Ale On jest taki, jaki się nam objawił.
Nie przejęliśmy Trójcy z filozofii (triada Platona) czy innych religii (trzy główne bóstwa hinduizmu). Ta prawda pochodzi z zapisanej w Biblii historii zbawienia. Izrael przeżywał więź z Bogiem jako ojcem (Wj 4, 22; Oz 11, 1-6); wiedział o tajemniczym synu Bożym (2 Sm 7, 12-14; Ps 2, 7; 110, 1-3) i zrodzonej z Boga Mądrości (Prz 8, 22-23; Syr 24, 8-10; Mdr 7, 25), czuł niejasno moc Bożego Ducha (Mdr 1, 7; Iz 61, 1-7). Jezus nazywa Boga Ojcem (J 1, 18; 4, 46; 14, 6.9); równocześnie ten Bóg spotykany jest w Nim samym. Jezus to odbicie Ojca (2 Kor 4, 4; Kol 1, 15), boski Logos (J 1, 1-18), istniał przed Wcieleniem (Flp 2, 5-11; Rz 8, 32; 2 Kor 8, 9), to sam Bóg (J 1, 18; 1 J 5, 20). Biblia mówi o Duchu Paraklecie (J 14, 17), który jest święty (J 14, 16) i jest duchem Boga i Chrystusa (Rz 8, 9).

Choć w Biblii brak formuł wprost trynitarnych (pojawią się w dogmatach), nie brakuje formuł „triadycznych”, stawiających Ojca-Syna-Ducha obok siebie (Mt 28, 19; 2 Kor 13, 13; Ef 4, 4-6).
To wystarczająco wiele, nawet bez słynnej „Comma Johanneum” (zob. 1 J 5, 7-8).
W poszukiwaniu języka
Nikt nie ma za złe niemowlakowi, że nie mówi i nie potrafi nic powiedzieć o swoim tacie. Także chrześcijanie musieli znaleźć język, by wyrazić podarowaną im wiarę. Był to trudny proces.
Sporo pojęć, które później weszły do katechizmu („osoba”, „współistotny”), ma heretycką historię. Niejasności znajdziemy u Justyna Męczennika (ok. 100–165 r.); poprawnym myślom Tertuliana (ok. 160–220) i Orygenesa (ok. 185–254) towarzyszyły inne trudności; Ariusz (256–336), mimo dobrych intencji, wywołał kryzys wiary (Bogiem jest tylko Ojciec, Jezus jest Jego stworzeniem). Sobór w Nicei (325 r.) wiele porządkuje, ale budzi kolejne spory, prowadząc do kolejnego soboru (Konstantynopol, 381 r.). Cały ten pozornie „filozoficzny” proces miał jeden cel: zachować biblijną Tajemnicę Boga nienaruszoną.
Inspirującą rolę odegrał tu św. Augustyn (354–430), do którego prób pojęcia Trójcy odnosi się legenda o chłopcu, który na plaży przelewa morze do dziurki w piasku. Augustyn uważał pojęcie osoby (łac. persona) za mylące – czyż, gdy słyszmy o „trzech osobach”, nie kojarzy się nam to z trzema ludźmi? „Osoba” kojarzy się z odrębną świadomością, a przecież Ojciec-Syn-Duch to jedna świadomość, myśl i wola. Augustyn wolał pojęcie „relatio”, relacja, obrazujące wewnętrzne życie Boga.
Bóg to nie „Odwieczny Samotnik”
Kim byłby człowiek, gdyby na wieki żył sam jeden? Odwieczny samotnik, podobny do kamienia. Bóg trójjedyny jest raczej jak jedna pulsująca życiem gwiazda, eksplodująca światłem i energią, nie zaś jak jeden, samotny, zimny i martwy w sobie kamień. Bóg jeden jedyny byłby odwiecznym samotnikiem, który kiedyś stwarza człowieka i dopiero wtedy zaczyna kochać. Nie byłby on miłością. A Bóg nie tylko miłuje, lecz jest miłością – czyli relacją.

Warto: rozważaj tę Tajemnicę, nosząc
w sercu słowo „relacja”. Nie wyobrażaj
sobie „trzech twarzy” Boga, ale jedność
i w niej trzy relacje. Czyli… … …