Moja Niedziela

4 LUTEGO 2018 R.
5. Niedziela Zwykła

Głosić – nie głosić? Oto jest pytanie

HI 7, 1-4. 6-7; 1 KOR 9, 16-19. 22-23; MK 1, 29-39

Często w różnych kontekstach słyszymy o obowiązku głoszenia Ewangelii. W kościelnym żargonie mówi się o „konieczności dawania świadectwa”. Jestem przekonany, że każdy przynajmniej kilka razy w życiu słyszał, jak ważne jest dzielenie się swoją wiarą z tymi, których spotykamy każdego dnia. I o tym mówi wyraźnie św. Paweł w drugim czytaniu. Obawiam się jednak, że nikt z nas, słuchając czytań przewidzianych na tę niedzielę, nie zwróci uwagi na fakt, że Pan Jezus czasem nakazywał milczenie.
Zawsze intryguje mnie zdanie zapisane przez św. Marka, że Jezus „nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały”. Wydawać by się mogło, że to jest powód do tego, by właśnie o Jezusie mówić… Skoro Go znały, miałyby wiele do powiedzenia, tym bardziej że fragment dziś czytany to dopiero początek Markowej Ewangelii. Niewielu jeszcze Jezusa zna… Świetnie by zatem było, gdyby ci, którzy już o Nim sporo wiedzą, podzielili się tą wiedzą z pozostałymi.
Tymczasem nie o wiedzę tu chodzi. Jeśli chcesz mówić o Jezusie, nie wystarczy, że przeczytasz o Nim kilka książek, zdasz egzamin z katechezy czy uzyskasz tytuły naukowe z teologii. Może się okazać, że przed nazwiskiem masz tytuły „prof.” czy „dr hab.” nauk teologicznych, a Jezus nie pozwoli Ci mówić… bo tylko o Nim wiesz, ale Go nie znasz, nie masz z Nim żadnej relacji, a twoja wiedza nie przekłada się na to, co się wydarza pomiędzy wami.

11 LUTEGO 2018 R.
6. Niedziela Zwykła

Wyjdź przed szereg

KPŁ 13, 1-2. 45-46; 1 KOR 10, 31 – 11, 1; MK 1, 40-45

Trzeba było niemałej odwagi (żeby nie powiedzieć bezczelności), żeby zachować się jak trędowaty, o którym dziś słyszymy. Prawo nakazywało mu trzymać się z daleka od zdrowych, nie zbliżać się do nich, a tym bardziej nie prowokować żadnego kontaktu fizycznego.
Oczekiwano od nich, że usuną się ze społeczności i nie będą narażać innych na zarażenie się tą nieuleczalną chorobą.
Tymczasem ten jakby nic sobie z tego nie robił. Zupełnie lekceważy prawa zapisane przez ludzi. Przychodzi do Jezusa i jeszcze pada przed Nim na kolana (czyli jakby zagradzał mu drogę – nie pozwala Jezusowie przejść). Wie, że tylko w taki sposób może oczekiwać jakiejś przemiany w swoim życiu.
Ile razy paraliżuje nas strach przed tym, co sobie inni o nas pomyślą? Ile razy powstrzymujemy się od podjęcia ważnych decyzji ze względu na opinie ludzi? Ile razy nasze problemy wynikają z tego, że staramy się zaspokoić oczekiwania innych wobec nas? A może właśnie w takich chwilach potrzebujemy tej bezczelności, która była w trędowatym, by wyjść przed szereg i spojrzeć w oczy Jezusowi.
Oczywiście jeśli jeszcze oczekujesz jakiejś przemiany w życiu, bo do trądu też można się przyzwyczaić.

Chrystus uzdrawia trędowatego.
Drzeworyt z XVI wieku.
Ze zbiorów Wellcome Library, Londyn

WIKIMEDIA COMMONS LIC. CC BY 4.0/WELLCOMEIMAGES.ORG

18 LUTEGO 2018 R.
I Niedziela Wielkiego Postu

Sztafeta biegnie dalej

RDZ 9, 8-15; 1 P 3, 18-22; MK 1, 12-15

Zwięźle wydarzenia poprzedzające publiczną działalność Jezusa opisuje św. Marek. Właściwie w jednym zdaniu ujmuje całe kuszenie na pustyni, któremu zdecydowanie więcej miejsca poświęca św. Mateusz.
Dla Marka nie wydają się ważne ani pokusy, z którymi Chrystus musiał walczyć, ani sposób, w jaki sobie z nimi radził. On jakby skupia się na tym, co wydarzyło się po opuszczeniu pustyni. Jezus zaczyna głosić. Kiedy? Kiedy milknie głos innego proroka. Ewangelista to bardzo mocno podkreśla: „Gdy Jan został uwięziony”. Człowiek sprawujący władzę chciał uciszyć człowieka posłanego przez Boga. Jego głos i nauki były niewygodne. Prawda, którą przekazywał, była nie do zniesienia. Myślał, że wystarczy zamknąć go w więzieniu, by prawda zamilkła.
Nic bardziej błędnego. Słowa nie da się zamknąć, uciszyć, zakneblować. Prawda nie potrzebuje siły, przemocy, pieniędzy ani wielkich nakładów, by docierać do ludzi…
Zawsze Bóg wzbudzi kogoś, kto zacznie ją głosić. A Słowo ma moc samo w sobie.

25 LUTEGO 2018 R.
II Niedziela Wielkiego Postu

Każdy potrzebuje usłyszeć: „kocham”

RDZ 22, 1-2. 9-13. 15-18; RZ 8, 31B-34; MK 9, 2-10

Najczęściej patrzymy na Pana Jezusa jako na tego, który był silny, zdrowy, pewny siebie, nie odczuwał lęku ani strachu przed ludźmi. Niektórzy kaznodzieje mówią nawet „najtwardszy z twardych” i chyba nie ma w tym żadnej przesady. To Chrystus jest ukazywany jako ten, który umacnia, pociesza, podaje rękę, podnosi.
To do Niego przychodzą ludzie ze swoimi problemami i troskami, które wydają się ponad siły. To On pomaga.
Tymczasem dziś odkrywa się przed nami tajemnica siły Jezusa. Ona tkwi w tym zdaniu, które wypowiada Bóg: „To jest mój Syn umiłowany”. Słowo „umiłowany” pochodzi od pięknego terminu agape. Jak zauważył papież Benedykt XVI, termin ten wyraża miłość, która nie szuka samej siebie, ale poszukuje dobra ukochanej osoby, staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, a nawet poszukuje ich, byle uszczęśliwić drugiego. Jest miłością definitywną – na zawsze. Bóg Ojciec często powtarzał Synowi, że jest kochany właśnie taką miłością… na zawsze. Ta świadomość miłości Ojca była dla Jezusa umocnieniem w walce ze złem. Trudno, zatrzymując się przy tych słowach, nie poprosić was: „powtarzajcie sobie w rodzinach to jedno słowo: kocham”. Odmieniajcie je przez wszystkie przypadki i mówcie w różnych językach.
Rodzice – dzieciom, dzieci – rodzicom, mężowie – żonom, a żony – mężom, przyjaciele – przyjaciołom…
Mam wrażenie, że za rzadko pada to słowo w relacjach pomiędzy ludźmi. Może stąd wśród nas tak wielu ludzi, którzy nie radzą sobie z codziennymi troskami. Dawno już nie usłyszeli: „kocham”.

KS. RAFAŁ KOWALSKI