KS. JÓZEF MAJKA

Olśnienia

Wyraziłem niedowierzanie, że mógł taką krzywdę zrobić tej uczciwej kobiecie, w dodatku jego sąsiadce. Odpowiedział, że był do tego zmuszony, bo została oskarżona o nielegalny ubój, a przeprowadzona rewizja oskarżenie to potwierdziła. Prawdę rzekłszy, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, bo jak mogła prowadzić restaurację, mając do dyspozycji same tylko przydziały; wszyscy tak robili, choć groziła za to kara śmierci.
Powiedziałem jednak, że musiał ją oskarżyć jakiś jej wróg i jeżeli ona się nie przyznaje, to oskarżenie jej wroga nie jest więcej warte od jej zeznania i dlatego należy dać jej wiarę.
Zapytałem go wreszcie, czego ode mnie oczekuje, bo ja nic o tym nie wiem. Powiedział, że ona odmawia zeznań, nie zna zresztą języka niemieckiego i trzeba jej powiedzieć, że jeżeli się nie przyzna, będzie ją musiał oddać w ręce Gestapo.

– A gdzie ona jest? – zapytałem.
– Im Rathaus, im Keller.
Wiedziałem, że w ratuszu są jakieś piwnice, ale nigdy tam nie byłem. Musiał zauważyć, że zrobiło to na mnie jakieś wrażenie, bo docisnął mnie uwagą, że mogę ją uratować, jeśli tam pójdę i skłonię ją do zeznań. Teraz już wiedziałem, o co mu chodzi: chciał po prostu na bogatej, jak mu się wydawało, restauratorce wymusić łapówkę i ja miałem mu w tym pomóc. Uderzyło mnie to. Miałem się dać użyć za rajfura dla prostytuującego się przedstawiciela armii, która oto znalazła się w rozkładzie? W jego wypowiedzi był jednak jakiś ślad obietnicy, że zwolni tę nieszczęśliwą kobietę. Nie mogłem nic nie zrobić, ażeby przypadkiem nie pobrudzić sobie rączek, skoro już je powalałem w sprawie nieznanych mi komunistów. Za nielegalny ubój Niemcy karali śmiercią.
– Gleich komme ich zum Rathaus – powiedziałem.
– Ja, ich verstehe.
Zrozumiał widać, że nie byłoby nam do twarzy iść razem do ratusza. Nie byłem nawet jeszcze pewny, czy tam pójdę, mimo że mu już obiecałem.

Upadłem na kolana przy tapczanie, aby skupić myśli i poprosić o światło, a nade wszystko o to, ażeby nie zrobić jakiegoś głupstwa.
Tyle spraw mnie w ostatnich tygodniach zaskakiwało, że był to już prawie odruch, sposób na odzyskanie spokoju ducha i pogody myśli. Nie miałem wyboru i nie mogłem zbytnio opóźniać wyjścia.
Przy wejściu do ratusza stało dwóch wartowników z bronią gotową do strzału. Żaden nie zareagował na moje wejście, ja też przeszedłem, jakby ich nie było, bo w niewielkiej odległości za nimi zobaczyłem mojego niedawnego rozmówcę. Wskazał mi drogę do piwnicy, polecił chwilę zaczekać i poszedł głębiej, co oznaczało, że były tam dwie kondygnacje piwnic, ta niższa nie miała chyba okien. Po chwili przyprowadził stamtąd Panią Ropicką i pozostawił nas na chwilę samych. Uświadomiłem sobie, że mój widok mógł ją przerazić:
– Proszę się nie bać – powiedziałem – nie przyszedłem Pani spowiadać, lecz chciałbym Panią jakoś stąd wyciągnąć.

Ratusz w Bieczu, ok. 1939 r.

ZE ZBIORÓW NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGO

Proszę się do niczego nie przyznawać, bo wydaje mi się, że poza donosem nie mają żadnego dowodu. Niech Pani będzie dobrej myśli.
O nic jej nie pytałem, bo nie przyszedłem przecież na przesłuchanie i wszystko to uważałem za grę o łapówkę.
Nie mówiłem jej też nic o łapówce, bo by mi to w tych okolicznościach przez gardło nie przeszło. Byłem trochę zgnębiony, ale pomyślałem, że nie mogę się dać zastraszyć.
Trwało to nie dłużej niż kilka minut, kiedy wrócił Niemiec, zabrał ją z powrotem do tej głębszej piwnicy i po powrocie stamtąd zapytał, co o tym myślę. Powiedziałem oczywiście, że uważam, iż jest niewinna, i mam nadzieję, że ją natychmiast zwolni.

– Sie haben zu gutes Herz – zaoponował słabo.
Widziałem, że prowadzi tę rozmowę na skróty, więc i ja wypaliłem bez ceregieli:
– Ich weiss, das Sie auch ein gutes Herz haben, und Sie wissen auch, dass es wird nicht umsonst.
– Wird man noch sehen – zawiesił sprawę, ażeby nie wyglądało to zbyt prosto.
Wyszedłem z ratusza na pusty niemal rynek. Skierowałem się ku domowi, ale opodal dostrzegłem męża Pani Ropickiej; podszedłem do niego, zrelacjonowałem mu całą sprawę, wyrażając opinię, że jest to chyba gra o łapówkę i dlatego należy być dobrej myśli.
– Damy wszystko, co będzie potrzeba – zadeklarował się pośpiesznie.
– Najpierw jednak musi ją zwolnić, bo mnie się to wszystko nie podoba.

W kolejnej części o tym,
jak zakończyła sie sprawa p. Ropickiej.