ZIARNA PRAWDY

Moje kolędowe spotkania

Mroźne styczniowe popołudnie.
Choć w taką pogodę nie chce się wychodzić z domu, nie ma wyjścia, trzeba ruszać. Na szczęście ministranci, którzy mi towarzyszą, tryskają energią. „Ludzie na nas czekają” – mobilizujemy się nawzajem, chodząc od domu do domu.
Przechodzimy przez skromną furtkę, od dawna uszkodzoną, i już po chwili stajemy przed starym, przez lata nieremontowanym domem. Odrapane drzwi i odpadający tynk zdradza, że mieszka tu ktoś, kto nie radzi sobie z wyzwaniami życia. To dziwne – przebiega mi przez myśl – wydawało mi się, że przy okazji kolędy byłem już wszędzie, tymczasem ten adres pozostał mi nieznany.
Wchodzimy do mrocznej sieni. Kolejne drzwi, równie skromne jak cała reszta. Ministranci potwierdzili, że tu nas chcą, więc pukam delikatnie i od razu naciskam klamkę. Uchylające się drzwi zdają się zapraszać do wejścia.
„Jak się cieszę, że księdza widzę! Zapraszam do pokoju” – słyszę na powitanie.
Moim oczom ukazuje się pochylona, skromna staruszka z anielskim uśmiechem i tak ciepłym spojrzeniem, że natychmiast zapominam o mrozie na dworze. A pani tu sama mieszka? – pytam, rzucając spojrzenie na nienagannie uporządkowane mieszkanie.
„Mąż mi umarł piętnaście lat temu, a dzieci rozjechały się po świecie. Dziś młodzi nie mają czasu dla nas, starych.
Człowiek całymi dniami sam jak palec” – wzdycha lekko kobieta.
No to pomódlmy się, żeby Pan Bóg dał pani siły na cały rok – mówię, przygotowując jednocześnie kropidło do poświęcenia mieszkania. Odmawiamy Ojcze nasz…, Zdrowaś Mario…, a także Wieczne odpoczywanie… za męża i zmarłych z rodziny. „I jeszcze za moich synów się pomódlmy, aby Pan Bóg miał ich w swojej opiece w tej Anglii” – dopowiada kobieta, spoglądając na starą fotografię przedstawiającą dwóch uśmiechniętych chłopców. Przez myśl przebiegają mi wspomnienia z czasów duszpasterzowania na Wyspach Brytyjskich.
Oj, naoglądałem się tam naszych rodaków… Żeby ci dwaj „zdobywcy świata” wiedzieli, jak stara matka drży o ich los!… – myślę, rozpoczynając Pod Twoją obronę
Podczas gdy siadam przy stole przykrytym nieskazitelnie czystym obrusem, kobieta niknie w kuchni, by już po chwili wnieść filiżankę z gorącą herbatą. „Zimno na dworze, niech się ksiądz rozgrzeje” – mówi z troską.

SABINE VAN ERP/PIXABAY.COM, LIC. CC0

Zwykle nie korzystam z poczęstunków podczas kolędy, tłumacząc, że lepiej umówić się w ciągu roku na spotkanie.
Zawsze obiecuję, że chętnie dam się zaprosić. Jednak tym razem nie umiem odmówić. Po długich miesiącach samotności pani Maria wreszcie może kogoś ugościć. Kolejne łyki przetykam rozmową z kobietą, która promienieje, widząc jak delektuję się wspaniałą malinową herbatą.
Trzeba ruszać dalej, więc wstaję, dziękując za spotkanie. „Niech Bóg księdza błogosławi. Będę się modlić za księdza” – rzuca na odchodne, posyłając w moją stronę to wyjątkowo ciepłe, matczyne spojrzenie.
Niedługo później jestem już w następnym domu, tym razem luksusowym, pełnym radosnych dzieci biegających od rodziców do dziadków.
Znowu miłe spotkanie, znowu życzliwi ludzie. Podczas modlitwy zauważam, jak wszyscy, od najstarszych do najmłodszych, trzymają nienagannie złożone dłonie. „Proszę poświęcić jeszcze pokoik, w którym śpi nasza najmłodsza córeczka; urodziła się w ubiegłym tygodniu. Niech aniołki ją strzegą” – prosi młoda kobieta. „A ja proszę o podpis w zeszycie do religii” – odzywa się jeden z chłopców i podaje mi długopis. „A obrazki ksiądz dla nas przyniósł?” – pyta rezolutnie jego młodsza siostrzyczka. Kiedy kolorowy kartonik ze sceną z Betlejem ląduje w jej dłoniach, tryskając radością, biegnie pochwalić się babci.
Ileż miłości jest w tej rodzinie – przebiega mi przez myśl, gdy zamykam za sobą drzwi. Za rogiem pojawia się kolejny dom, a ja wciąż myślę o malinowej herbacie i oczach staruszki, która dzisiejszego wieczoru nie była samotna.

KS. JANUSZ GORCZYCA