KS. ADAM CZTERNASTEK

Czepielowice

Smak pomocy

Choć pytanie nie jest skierowane bezpośrednio do tego działu, to jednak podejmę się próby odpowiedzenia na nie. Myślę, że każdy ma podobne rozterki z celowością i formą niesienia pomocy potrzebującym. Tym spotkanym na ulicy i tym, o których mówią nam media, w imieniu których w tak wielu miejscach stoją członkowie rodzin bądź wolontariusze. I zawsze pojawia się dylemat: pomóc? Z jednej strony, o czym pisze Pani Marta, chęć pomocy, a z drugiej niepewność, czy ta konkretna pomoc będzie dobrze wykorzystana.
Będąc wikariuszem w jednej z parafii we Wrocławiu, często byliśmy proszeni o pomoc.
Parafia w centrum, drogi wszystkich, jakoś tak się składało, przebiegały opodal naszej plebanii. Nawet tych, którzy przez konduktora byli wyproszeni z pociągu i trafiali do naszego kościoła. I najczęściej prośba dotyczyła pieniędzy „na jedzenie”.
W momencie kiedy proponowało się coś do zjedzenia, dziwnie rozmowa się urywała, a proszący odchodził oburzony. Niektórzy korzystali z tej propozycji, ale później to, co zostało podarowane, lądowało w pobliskim koszu. I jeszcze jeden przykład. Różnego rodzaju stowarzyszenia (?), które wykorzystują drogę telefoniczną, aby prosić o wsparcie takiego czy innego działania pomocowego: dla dzieci, dla szpitali itp. Dziwne, bo rozmowa kończy się w momencie, w którym proszę o przesłanie drogą elektroniczną informacji na temat działalności owej instytucji. Cisza. Ani razu nikt nic nie przysłał. To co, nie pomagać? Nie być jak tego uczył św. Brat Albert: „dobrym jak chleb”? Jak najbardziej pomagać i każdy może to czynić. Mamy wiele możliwości dotarcia do tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Zakres udzielanego wsparcia zależy wyłącznie od nas i od naszych możliwości.
Najlepiej poprzez te instytucje czy wspólnoty, które mają najlepsze rozeznanie komu i w jakiej formie potrzebna jest pomoc. A przede wszystkim mamy pewność, że to co przekazujemy, będzie przeznaczone na ten konkretny cel. I wtedy każdy może skosztować smaku naszej pomocy.