MARTA WILCZYŃSKA

Środa Śląska

Każdy?

W czasach licealnych miałam kolegę, który uczył mnie, że ludziom proszącym o pieniądze na ulicy nie daje się monet, tylko kupuje jedzenie.
Pieniądze mogą przecież wydać, ogólnie mówiąc, na inne cele. Potem, pracując w Radio Rodzina, podczas wywiadu dowiedziałam się, że jedzenia też się nie daje, bo są ludzie, którzy mają taki sposób na życie: proszą, bo wiedzą, że dostaną jedzenie. Nie daje się na ulicy w ogóle. Starałam się więc udzielać informacji o tym, gdzie można uzyskać konkretną pomoc. We Wrocławiu to dość łatwe. Jeszcze łatwiejsze w mieście, w którym prawie wszyscy się znają. Już po chwili można się zorientować, kto naprawdę potrzebuje pomocy, a kto żyje tak z własnej woli i nawet nie liczy się z tym, kto chce pomóc.
I wydawałoby się, że jest OK. Słowo „jałmużna” można przecież rozumieć na wiele sposobów i zawsze jakoś wytłumaczyć sobie, że jałmużna była – odhaczone. Ale nie ma tak dobrze!
Od pewnego czasu spokoju sumienia brak. Chodzi o media społecznościowe. To tam co chwilę napotykamy ogłoszenie, że ktoś potrzebuje naszej pomocy: dzieci, rodzice, chorzy, dla których leki nie są refundowane i kosztują fortunę… I mam problem. Z jednej strony chcę pomóc, z drugiej boję się być oszukana; chciałabym przelać choćby niewielką kwotę, ale jak spośród tylu osób wybrać tę, która najbardziej potrzebuje wsparcia? I czy wysłanie SMS-a, z którego 2 zł będzie przekazane potrzebującym, nie jest zagłuszaczem wyrzutów sumienia? Takim prostym i tanim sposobem na to, byśmy połechtali swoje ego i poczuli się wyjątkowi, bo pomogliśmy… Dlatego w tym liście proszę o poradę: jak w tym wszystkim być, jak mówił św. Brat Albert, „dobrym jak chleb”? W dodatku Święty rozwinął tę myśl: „powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny”. Naprawdę każdy? Najchętniej zakończyłabym: co mam robić, Droga Redakcjo, ale to zdecydowanie nie ten dział…