Czy Kościołowi grozi podział?

W 2017 r. chrześcijanie różnych konfesji obchodzą na całym świecie
500-lecie Reformacji. Ta rocznica przypomina nie tylko o zmianach,
które zaszły w zachodnim chrześcijaństwie, ale także, a być może przede wszystkim,
o tragicznym podziale pośród uczniów Chrystusa.

PAWEŁ BEYGA

Oława

Podczas wizyty w Londynie papież Benedykt XVI uczestniczył 17 X 2010 r.
w nabożeństwie ekumenicznym w opactwie westminsterskim

MARCIN MAZUR

Ojcowie zebrani na II Soborze Watykańskim na samym początku Dekretu o ekumenizmie Unitatis redintegratio słusznie zatem zauważyli, iż „ten brak jedności jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu”.
To soborowe katolickie spojrzenie na reformacyjną zawieruchę XVI w. dalekie jest od triumfalnego świętowania, raczej stanowi gorzką diagnozę nadal trwającego podziału, z którym nie udało się przez cztery wieki uporać.
Jednocześnie zmusza do postawienia pytania, które bezzwłocznie domaga się odpowiedzi: czy także dzisiaj Kościołowi może grozić poważny podział?
Linia podziału
Na aktualność tego pytania wielokrotnie wskazywał Benedykt XVI, który z pojednania wewnątrz Kościoła katolickiego uczynił nić przewodnią swojego prawie ośmioletniego pontyfikatu.
Już u jego progu w 2005 r. podczas bożonarodzeniowego przemówienia do pracowników Kurii Rzymskiej ukazał współczesny podział trawiący Kościół. Osią sporu stało się odczytywanie i recepcja II Soboru Watykańskiego. Papież stwierdził, że istnieje „hermeneutyka nieciągłości i zerwania z przeszłością” oraz „hermeneutyka reformy”.
Ta pierwsza zyskała poklask mediów oraz części współczesnej teologii.
Podejście to zamykało się w sformułowaniu „duch soboru”, który miał usprawiedliwiać lub wręcz promować zerwanie z dotychczasową przeszłością Kościoła katolickiego. Natomiast „hermeneutyka reformy”, czasami nazywana hermeneutyką ciągłości, nie chce być zamrażaniem kościelnego status quo w obawie przed zmianami.
Przypomina raczej o tym, że nie istnieje podział na Kościół przed- i posoborowy.
Zawsze podmiotem zmian jest jeden Kościół poszukujący przekonującego języka zwiastowania tej samej Ewangelii w zmieniających się czasach.
Zatem według Josepha Ratzingera, a później Benedykta XVI, współczesna linia podziału w Kościele nie przebiega po granicach konfesyjnych, ale w jego wnętrzu.

Diagnoza konsekwentnie stawiana przed wyborem na papieża i w czasie pontyfikatu zaowocowała wieloaspektową dyskusją nad stanem Kościoła katolickiego w pierwszych dekadach XXI w.
Symptomy kryzysu
Papież emeryt należy do wąskiego już grona żyjących teologów, którzy brali aktywny udział w obradach ostatniego soboru. Ta wielka soborowa przygoda młodego niemieckiego teologa nie spowodowała jednak braku obiektywizmu u prefekta Kongregacji Nauki Wiary, a później papieża. To doświadczenie atmosfery soborowej auli pozwoliło na trzeźwą ocenę tego, co w teologii oraz duszpasterstwie odpowiadało autentycznej reformie Kościoła, a także tego, co było raczej wymysłem teologów i duszpasterzy chcących działać w myśl zasady do it yourself.
O obecności „hermeneutyki nieciągłości” świadczy fakt, iż w szerokich kręgach nie ma dla jakiejś kościelnej decyzji, tekstu, przepisu liturgicznego czy jakiejś osoby nic gorszego, niż kiedy się o nich powie, że są „przedsoborowe”.
Joseph Ratzinger zauważył z ironią, że w myśl tej hermeneutyki katolicy musieli do roku 1965 pozostawać w zgoła przerażającym stanie.
Takie spojrzenie na przeszłość Kościoła katolickiego spowodowało zamieszanie w teologii, a co za tym idzie – w duszpasterstwie.
Wyznacznikiem dokonywanych zmian na wielu płaszczyznach nie była już doktryna, ale chęć szybkich i spektakularnych osiągnięć duszpasterskich.
Na tym gruncie podważano m.in. prawdę o jedyności i konieczności Kościoła do zbawienia, sprowadzano Jezusa Chrystusa do roli mędrca, filozofa lub wywrotowca społecznego, któremu jednak kazano milczeć, gdy z kart Ewangelii mówił o grzechu lub konieczności nawrócenia. Wreszcie rozerwano związek liturgii z wiarą prostych chrześcijan, jednocześnie naiwnie sądząc, iż przetłumaczenie tekstów mszalnych uczyni z uczestniczących w celebracjach zawodowych teologów.
Te zasygnalizowane powyżej posunięcia spowodowały, iż w wielu miejscach Europy i świata zamiast soborowej reformy Kościoła dokonano deformacji, a jego tożsamość postawiono pod znakiem zapytania.

Papieskie remedium
Benedykt XVI, dostrzegając symptomy posoborowego kryzysu, nie pozostawił Kościoła w tym położeniu, ale podjął kroki mające na celu uzdrowienie sytuacji. W tym miejscu należy wymienić przynajmniej kilka papieskich decyzji. Po pierwsze, samo postawienie problemu interpretacji II Soboru Watykańskiego w centrum pontyfikatu i debaty kościelnej należy uznać za punkt zwrotny. Joseph Ratzinger, uznawany w niektórych kręgach za „pancernego” dogmatyka, jest w rzeczywistości konserwatystą osobliwym, zdolnym raczej do potrząśnięcia Kościołem niż jego uśpienia.

POSTULAT
POWROTU DO LITERY
SOBOROWYCH
DOKUMENTÓW
ZMUSZA DO REWIZJI
WIELU TEOLOGICZNO-
-DUSZPASTERSKICH
POMYSŁÓW OSTATNICH
DZIESIĘCIOLECI.

Kolejnym elementem papieskiego planu była próba restauracji katolickiej liturgii. To zamierzenie Benedykt XVI wprowadzał w życie dwutorowo. Po pierwsze, w 2007 r. zezwolił na szersze używanie przedsoborowych ksiąg liturgicznych, uznając jednocześnie, iż to co było święte dla minionych pokoleń, nie może być z dnia na dzień zakazane lub uznane za niepożądane. Po drugie, papież pragnął prawdziwie soborowej reformy liturgii, która z jednej strony będzie w przekonujący sposób mówiła o Bogu, a z drugiej nie będzie karmiła wiernych banałem skrojonym na miarę współczesności.
Wreszcie Benedykt XVI promował prawdziwy ekumenizm, który nie może być dialogiem zamazującym różnice i nazywającym dramat podziału chrześcijan pożądaną różnorodnością.
Przykładem ekumenicznych wysiłków obecnego papieża emeryta jest dokument Anglicanorum coetibus, na mocy którego konserwatywni anglikanie wobec zmian w Kościele Anglii zapukali do drzwi papieskiego Rzymu.

Benedykt XVI nie zaproponował jednak konwertytom prostego przejścia do Kościoła katolickiego, lecz zapewnił im przestrzeń do kultywowania w liturgii własnych tradycji wyniesionych ze swojej duchowej ojczyzny.
Reforma i Reformacja
W tym miejscu należy powrócić do postawionego na początku pytania: czy także dzisiaj Kościołowi może grozić poważny podział? Na to pytanie należy w każdych czasach, a szczególnie współcześnie, odpowiadać twierdząco.
Jeżeli przed pięciuset laty możliwy był podział pośród wierzących w Chrystusa, to możliwy jest także dzisiaj.
Ojcowie Reformacji oraz ojcowie soborowi mieli w uszach czcigodną łacińską maksymę: Ecclesia semper Reformanda – Kościół zawsze potrzebuje odnowy. Nie można jednak remontować własnego domu, wyprowadzając się z niego lub bez koncepcji jego odnowy.
W przypadku szesnastowiecznej Reformacji wyprowadzono się z Kościoła katolickiego na rzecz budowy własnych wspólnot, natomiast w czasach posoborowych niejednokrotnie podarto plany remontu, stawiając na własne spontaniczne i innowacyjne koncepcje. W obu przypadkach szlachetne intencje ukazania na nowo atrakcyjności fresku wiary chrześcijańskiej skończyły się jego zdrapaniem i namalowaniem nowego obrazu.
Poważny ekumenizm nie może być przemilczaniem różnic lub wiecznym dialogiem. Jednakże aby to osiągnąć, konieczna jest silna świadomość własnej tożsamości Kościoła katolickiego oraz innych wspólnot kościelnych.
Niemożliwa jest bowiem rzeczowa dyskusja z kimś, kto jest niepewny własnych poglądów lub co jakiś czas zmienia swoje stanowisko. Pięćsetlecie Reformacji jest zatem nie tylko okazją do przypatrzenia się aktualnej sytuacji własnej wspólnoty, lecz także wezwaniem do rachunku sumienia, aby mogła dokonać się prawdziwa reforma, ale nigdy już Reformacja.