Warto…


przeczytać

Świętość w niedoskonałości

Drogę niedoskonałości zasugerował i podrzucił mi kolega.
Sam tytuł już mnie zafrapował. Aprobata niedoskonałości zdała mi się odstawać od wszechobecnego moralizatorstwa.
Postanowiłam przeczytać. Pozycja ukazała się nakładem Wydawnictwa Karmelitów Bosych w Krakowie w 2010 r. Książkę napisał André Daigneault, katolicki kapłan, rekolekcjonista i pisarz pochodzący z Montrealu. Lektura jest kolażem refleksji autora. Można śmiało stwierdzić, że to kompilacja krótkich esejów. Swoiste panoptikum. Każdy rozdział jest osobliwością i składa się na spójną całość, ukazującą drogę do świętości. Uzasadnienia swoich analiz autor szuka w szerokiej perspektywie. Od Starego Testamentu przez Ewangelie, Listy, ojców i doktorów Kościoła, świętych, mistyków i papieży. Urzeka wewnętrzne bogactwo, holizm i erudycja Daigneaulta. Autor brawurowo porusza się na gruncie psychologii, duchowości i mistycyzmu, jednak cały czas pilnuje, by korelowało to z codzienną ludzką egzystencją.
Lektura nie jest łatwa. Wymaga wewnętrznej ciszy, skupienia i dyscypliny. Pozycja ukazuje nam Boga przychodzącego w uniżeniu. Przedstawia, że kenoza w najdoskonalszy sposób objawia nam Boga miłosiernego. Że Jego gloria i chwała na pewno nie jest jedyną preferencją.
Boga odnajdujemy przede wszystkim w słabości i biedzie.
Jeśli chcemy spotkać Chrystusa, to nie możemy ubiegać się o sukces. Tylko świadoma całkowita rezygnacja z pychy, a w szczególności z pychy ducha, jest tego gwarantem.
Niemal w każdym zdaniu autor akcentuje, że świętość to permanentne schodzenie w dół po schodach pokory, a kluczem do niej jest skrucha wobec własnej niedoskonałości.
W obecnym, nadętym przepychem świecie, aklamującym sukces, władzę, młodość i pieniądz, lektura ta będzie przewrotem mentalnym. Będzie rewoltą, a w konsekwencji wejściem na drogę świętości rozumianej jako pogodzenie się z własną niedoskonałością. Trzeba przeczytać.

AGNIESZKA BOKRZYCKA


obejrzeć

Legenda króla Artura

Film, który chciałbym zaproponować w tym miesiącu, to energetyczna bomba! Wyrwie ze znużenia i będzie trzymał w napięciu do samego końca. Jadąc z przyjacielem na pokaz przedpremierowy tego filmu, byłem sceptyczny, bo znając jego upodobania, wiedziałem, że będzie on pełen akcji i spektakularnych pojedynków… i tylko tyle. Z seansu wychodziłem z uśmiechem na twarzy, ponieważ Król Artur: Legenda miecza okazał się filmem naprawdę dobrym. Szczególnie gra tytułowego króla Artura wywarła na mnie wielkie wrażenie. Kilka tygodni później mój podziw dla Charliego Hunnama, odtwórcy głównej roli, wzrósł jeszcze bardziej. Dla Charliego był to trochę jakby powrót do dzieciństwa – przedmieścia dużego angielskiego miasta i czarne interesy to środowisko, które poznał bardzo wcześnie. Jednak jego chęć rozwoju i dążenie do lepszej przyszłości doprowadziły go na wielki ekran, gdzie zadomowił się już na dobre, wcielając się w kolejne filmowe role. Okres przygotowań do tej roli był dla niego nie lada wyzwaniem. Wszystko za sprawą tego, że musiał wyglądać jak król Artur i ten, który jest w stanie władać legendarnym Excaliburem. Dziś, gdy uczęszczanie na siłownię jest bardzo modne, Charlie robi coś innego. Chcąc wyglądać w 100% autentycznie, buduje swoją sylwetkę poprzez ćwiczenia angażujące jedynie własny ciężar ciała, co jest wielkim wyzwaniem, pokazującym ogromną siłę charakteru i hart ducha aktora. Myślę, że nie tylko postać króla Artura, ale także to, co zrobił Charlie, może być dla młodszych świadectwem tego, w jaki sposób powinni działać. Nie poddając się przeciwnościom, należy dążyć do celu. Uważam, że odświeżenie tej legendarnej opowieści bardzo udało się Guy Ritchiemu, który nie rezygnując ze swojego stylu, nakręcił bardzo dobry film. Co więcej, film nie tylko zapewni nam wiele emocji, ale także sprawi, że niejednokrotnie pojawi się uśmiech na naszej twarzy.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI


zwiedzić

Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa w Jaworzynie Śl.

W zbiorach muzeum znajdują się m.in. 34 lokomotywy z XIX i XX wieku

MATERIAŁY PRASOWE URZĘDU MARSZAŁKOWSKIEGO WOJ. DOLNOŚLĄSKIEGO

Usytuowanie muzeum – skansenu kolejnictwa – akurat w Jaworzynie Śląskiej wydaje się znajdować solidne uzasadnienie w historii samej miejscowości. Dzisiejsze miasto powstało bowiem na gruntach wsi Stary Jaworów w związku z utworzeniem tu stacji węzłowej na budowanej w 1843 r. linii Kolei Wrocławsko-Świdnicko-Świebodzickiej. Powstała osada kolejowa nazywana była pierwotnie Königszelt („królewski namiot”) dla upamiętnienia noclegu cesarza Prus Fryderyka II w namiocie w ogrodzie miejscowego pałacu w przeddzień bitwy pod Dobromierzem.
Stacja kolejowa budowana była w kilku etapach. Początkowo powstał tu duży dworzec wraz z 12-stanowiskową parowozownią. W latach 90. XIX w. utworzono drugą parowozownię (miała 11 stanowisk; obecnie jest tu magazyn).
Celom muzealnym służy trzecia, 19-stanowiskowa parowozownia wachlarzowa z obrotnicą, która powstała w latach 1906–1907, pomiędzy torami do Wrocławia i Świdnicy.
Lata 60. XX w. przyniosły elektryfikację linii. W kolejnych dekadach (przede wszystkim w ostatnim dziesięcioleciu ubiegłego wieku) liczba przewozów spadała. W końcu doszło do likwidacji lokomotywowni – w jej miejsce Polskie Koleje Państwowe utworzyły Skansen Lokomotyw Parowych, który funkcjonował do 2001 r. Po upływie kolejnych dwóch lat, kiedy to zebrane zabytki stopniowo ulegały zniszczeniu i padały ofiarą kradzieży, podjęte zostały starania o ponowne zorganizowanie muzeum. Te zostały zwieńczone sukcesem 12 lat temu, w 2005 r., gdy w Jaworzynie otwarto Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku.
Obecnie działa pod nadzorem Ministerstwa Kultury oraz posiada status Organizacji Pożytku Publicznego.
W skład zbioru weszły przejęte od PKP 34 lokomotywy, 41 wagonów i 8 maszyn warsztatowych – wszystkie były w złym stanie technicznym, ale znalazły się wśród nich cenne okazy, m.in. jedyne zachowane na świecie

parowozy z serii Tr 5-65 (z 1921/1924 r.), Tr 7-3 (1941), Tp 2-34 (1906), Ty 37-17 (1938) oraz TKh-2-12 (1890) – jedna z najstarszych lokomotyw parowych w Polsce.
Dziś w muzeum podziwiać możemy zabytkowy tabor kolejowy normalnotorowy, gromadzący obiekty powstałe od 1890 r. do lat 70. XX w. Wśród wielkogabarytowych eksponatów znajdziemy blisko 40 lokomotyw (produkcji polskiej, ale także niemieckiej, austriackiej, angielskiej i amerykańskiej). Do tego doliczyć trzeba prawie 50 wagonów oraz żurawi kolejowych, a nawet… pług odśnieżny.
Muzeum w Jaworzynie to jednak nie tylko udokumentowana zbiorami historia kolejnictwa – znajdziemy w nim również inne zabytki techniki, wśród nich m.in. maszynę parową, kolekcję motocykli Harley-Davidson, urządzenia dawnej drukarni, a nawet zabytkowy komputer „Odra”. Towarzyszą im ciekawe zbiory ikonograficzne.
Zainteresowaniem zwiedzających cieszą się przejażdżki drezyną, a także makieta kolejowa w skali H0 (sterowana autentycznymi urządzeniami służącymi do zabezpieczenia ruchu kolejowego).
Podziwiając zgromadzone przy ul. Towarowej zbiory, możemy obejrzeć także wyeksponowaną w zabytkowych wagonach wystawę „Rola kolei w przesiedleniach po II wojnie światowej”. Od wiosny 2014 r. w muzeum funkcjonuje ciekawa „Trasa Parowozowa”, wiodąca po jego najważniejszych częściach. W trakcie przejażdżki można podziwiać istotne dla historii techniki kolejowej obiekty, jak np. żuraw wodny, dźwig węglowy, budynek olejarni i piaskowni czy zapadnię kolejową.
Niezależnie od wieku, warto poddać się urokowi dawnej kolei, wcześniej odwiedzając także stronę muzeum: www.muzeumtechniki.pl

umwdMATERIAŁ PRZYGOTOWANY
PRZEZ WYDZIAŁ PROMOCJI
WOJEWÓDZTWA