Przyjmowanie darów

Skłonność do niewdzięczności stała się powszechna. Narzekamy na los, oczekując zdrowia,
szczęścia i pomyślności, ich brak poczytując za karę bądź niesprawiedliwość.
Jakbyśmy zagwarantowane mieli w kontrakcie, który sprowadził nas
na ten świat, że będziemy mieli łatwo.

JOANNA NOSAL

Oława

Hiob wierzył, że wszystko co przychodzi – dobre czy złe – jest darem Bożym

OBRAZ OLEJNY WITOLD MORAWSKI

Albo przynajmniej – łatwiej. Przypomniał mi się ostatnio Hiob, który utraciwszy wszystko, prowadził rozmowę ze swoją zrozpaczoną żoną (Hi 2, 9-10). Ona, widząc, jak kolejno umierają jej dzieci, przepada dorobek życia, rozpada się świat – pragnęła swój ból ukoić złorzeczeniem. Tak jakby to było możliwe. Czy przekleństwa mogą ukoić cokolwiek?
Wszystko jest darem Bożym
Hiob jednak widzi sprawy inaczej: skoro przyjąłem dobro z ręki Boga, czemu zła przyjąć nie mogę? Hiob trwał w przekonaniu, że wszystko co przychodzi – jest darem Bożym. Nie tylko to, co się nam podoba, co nam służy, co nas wspomaga. Ale absolutnie wszystko!
Nie ma żadnej umowy początkowej Powołującego nas do życia. Wszystko dostajemy – nic nie dając! A w Przymierzu zawieranym podczas Chrztu jest mowa o korzyściach wiecznych – nie przemijającym powodzeniu!
Część nieszczęść, które nas spotykają, wywołujemy sami własnymi decyzjami i działaniami, i są one konsekwencją zła, którego Bóg w sobie nie ma. On jest Źródłem Dobra. Choć ludowa wiara często używa magicznego myślenia o Bożej karze, jakby odwecie niebios sprowadzającym na człowieka nieszczęście – ta prawdziwa pobożność mówi raczej o dobru, które Bóg może wyprowadzić ze wszystkiego, także z cierpienia i zła. Bo bardzo często ból – ten najgłębszy – doprowadziwszy człowieka do dna rozpaczy, ukazuje mu nade wszystko prawdę o tym, kto jest dobry, a kto słaby i zależny. Prawdą jest, że to Bóg jest źródłem wszelkiego dobra.
Nawet kiedy jesteśmy dobrymi ludźmi, poświęcającymi się do skraju sił w pracach na rzecz potrzebujących, aktywności charytatywnej i działaniach dobroczynnych – sami z siebie szybko wyczerpiemy cysternę dobra, którą mamy w sobie, jeśli nie podłączymy jej do owego Źródła.
Wdzięczność za Boskie dary
Mamy tendencję do chwalenia Boga za to, co dla nas korzystne. Nie mamy problemu z przyjmowaniem hojnych darów w postaci zdrowia, szczęścia i pomyślności. Każda ilość wydaje się za mała, a najmniejsza – oczywista. Nie jest jednak już tak prosto Boga chwalić, kiedy znajdujemy się w sytuacji nieprzyjemnej czy przykrej.
A jednak rzeczywistość jest nam dana przez Boga – taka jaka jest – i jest darem niezależnie od tego, co o tym myślimy i co byśmy dla siebie woleli.
Nawet gardząc darem, nie zmieniamy faktu, że jesteśmy obdarowani i że Bogu należy się cześć i wdzięczność.
Nasz brak zgody na okoliczności, w których się znaleźliśmy, jest chorobą duszy, ślepotą.

Trzeba wołać do Pana o odzyskanie wzroku. A On przechodzi i uzdrawia!
W opisach ewangelicznych cuda uzdrowieniowe opisane są dynamicznie.
Następuje dialog potrząsający człowiekiem, Jezus zmienia widzenie i jest po wszystkim. W życiu proces ten trwa zwykle dłużej. Ale mechanizm jest ten sam: dopiero ujrzawszy swój błąd w myśleniu i ocenianiu, jesteśmy w stanie przyjąć przemianę – wołać o nią, prosić i przyjąć. Jeśli błędu nie widzimy, będziemy coraz mocniej zaciskać niewidzące oczy i pogrążać się w coraz większej ciemności złudzeń, żalu za rzekomo utraconymi dobrami (zmyślonymi), nieosiągalnym szczęściem.
Szczęście jest osiągalne
Jednak wymaga to rezygnacji z własnego planu i przyjęcia rzeczywistości za miejsce jego realizacji. Pierwszym złudzeniem, które wprowadza nas w zaślepienie, jest sposób, w jaki patrzymy na samych siebie. Mało kto widzi samego siebie realnie: doceniając zalety i pracując nad wadami. Jednak to jest właśnie zadanie do wykonania – dowiedzieć się, kim jestem i jaki jestem.
Do czego jestem zdolny, czego mogę się nauczyć, jak przekraczać ograniczenia, jak realizować powołanie.
Drugim częstym złudzeniem jest obraz Boga. Nosimy w sobie obraz, który kształtował się w dzieciństwie i jeśli nie skonfrontujemy go z żywą Osobą – pozostanie „świętym” obrazkiem. Typowa pobożność przypomina noszenie ze sobą takiego obrazka-talizmanu i pocieranie nim o miejsca zranione. Typowa modlitwa to prośba o przemienienie tej czy innej niedogodności w coś lepszego, znośniejszego, łatwiejszego…
Z tych podstawowych złudzeń budujemy nieprawdziwy obraz świata – jakiego byśmy sobie życzyli. Zamiast przyjrzeć się z uwagą i zachwytem temu, co nas otacza, i nauczyć się z tym współpracować – budujemy sobie w wyobraźni model świata innego, lepszego, do którego zamierzamy dojść, opuściwszy ten, niewart uwagi. Tylko że innego świata nie ma. Dokądkolwiek się udamy – będzie tam rzeczywistość i pogardzane „ja”, i wykoślawiony Bóg.
I dopóki nasze oczy będą ślepe – nie dostrzeżemy ani wartości w świecie, ani w sobie, ani w Bogu. Będziemy żyli w błędnym kole uciekania przed tym, co jest – jakbyśmy uciekali przed własnym cieniem lub odbiciem w lustrze.
Cień nas i tak nie opuści, a odbicie będzie zawsze wiernym obrazem niezaakceptowanej powierzchowności.
Jednym z pierwszych kroków do wyjścia z tej pułapki i rozpoczęcia wszystkiego od nowa jest wdzięczność.
Warto się jej uczyć!