KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

O „ zabawie w księdza” poważnie

Spadek liczby kleryków w seminariach duchownych diecezjalnych i zakonnych jest faktem. Zapewne zjawisko to, choćby częściowo, można wyjaśnić procesami demograficznymi, jak mniejsza dzietność czy emigracja. Wszystkiego się tym jednak wyjaśnić nie da. Liczba powołań jest istotnym wyznacznikiem żywotności danego Kościoła. Księża nie biorą się znikąd, nie rodzą się na kamieniu, nie spadają z nieba. Musi być jakiś matecznik, naturalny biotop, środowisko wzrostu. Kiedyś były nim przede wszystkim praktykujące rodziny i wspólnoty ministranckie.
Potem do seminariów coraz częściej przychodzili kandydaci o innym niż rodzinne doświadczeniu wiary i Kościoła. Pochodzili ze wspólnot, ruchów i stowarzyszeń, co mocno wpływało na ich profil powołania.
W tym kontekście interesujące są wyniki badań przeprowadzonych wśród kleru belgijskiego w latach 60. XX w. Wykazały one, iż większość księży odczuwała w dzieciństwie przynajmniej przelotne pragnienie zostania kapłanem. Ta pierwsza intuicja wartości kapłaństwa wydaje się prawie niezbędnym punktem wyjścia do przyszłego pogłębienia – jak pisze komentator badań. Młodych ludzi pociągała zapewne tajemniczość kapłańskich czynności. Utwierdzanie w powołaniu kapłańskim musi się więc dokonywać jeszcze wcześniej niż w seminarium duchownym.
Dobrze by było, aby ta fascynacja Tajemnicą w nich przetrwała. Dlatego też powołania ministranckie są inne niż powołania z ruchów czy stowarzyszeń. Te pierwsze bardziej są nastawione na liturgię, misterium i modlitwę. Te drugie o wiele bardziej na działanie i ewangelizację.
Uświadomienie sobie zależności między poziomem wiary w danej społeczności a liczbą powołań jest konieczne do prowadzenia jakiejkolwiek „działalności powołaniowej”. Nie będąc żywą częścią Kościoła, społeczności nie są matecznikami powołań. Stwierdzenie soboru, że „kapłan jest z ludu wzięty”, ma także to społeczne znaczenie.
Musi być ów „lud”, by można było z niego „wziąć” księdza. Jest jeszcze jeden czynnik, który powołaniom nie sprzyja. Oczywiście traktowanie kapłaństwa jako zawodu jest dużym uproszczeniem. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że kapłan też jest oceniany wg społecznych kryteriów, a jednym z najważniejszych jest tzw. prestiż zawodu. Prestiż, czyli społeczny szacunek, jakim otaczana jest dana grupa zawodowa. A od pewnego czasu obserwujemy postępujący spadek prestiżu księdza.
Według ostatnich badań (2013 r.) ksiądz uplasował się dopiero na 25. miejscu, za robotnikiem budowlanym niewykwalifikowanym, burmistrzem i referentem w biurze, a przed ministrem, maklerem giełdowym, radnym gminnym, posłem na Sejm i działaczem partii politycznej, który zamyka listę. Oczywiście źle by było, gdyby ktoś decydował się na seminarium ze względu na ewentualny prestiż. I myślę, że tak nie jest. Kapłaństwo coraz rzadziej gwarantuje wysoką pozycję społeczną. To też jeden ze współczynników spadku liczby powołań –  oczyszczanie intencji.