Wystarczy chcieć być Dolnoślązakiem

O integracji Dolnego Śląska i znaczeniu Wrocławia
dla rozwoju regionu z Jerzym Michalakiem,
członkiem Zarządu Województwa Dolnośląskiego,
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Św. Jadwiga, metaloplastyka,
praca Stanisława Gnacka z pleneru
plastycznego w Trzebnicy

SUREN VARDANIAN

Wojciech Iwanowski: Czy zdaniem Pana Marszałka jest coś, co wyróżnia mieszkańców Dolnego Śląska? Czy możemy mówić o dolnośląskiej tożsamości?
Jerzy Michalak: Mówi się, że posługujemy się najbardziej polskim językiem spośród wszystkich Polaków. Jest tak dlatego, że wszyscy Dolnoślązacy „skądś” pochodzą. Żeby się porozumieć, musieliśmy się wyzbyć naszych regionalizmów.
Już z tego powodu jesteśmy wyjątkowi. Mówi się o Dolnym Śląsku jako swoistej „Polskiej Ameryce”. Ci, którzy tutaj przyjeżdżali po II wojnie światowej, zaczynali od zera. Żeby być Dolnoślązakiem, nie trzeba mieć korzeni sięgających trzech pokoleń wstecz.
Wystarczy chcieć! Już po tym widać, że cechuje nas pewna otwartość. Zawsze istniał tutaj tygiel kulturowy. W mojej rodzinie na przykład część osób pochodzi z Polski Centralnej – dawnej Kongresówki, część z Wielkopolski – gdzie były obecne mocne wpływy niemieckie, a część z dawnych Kresów Rzeczypospolitej.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wykształciła się tożsamość dolnośląska.
Jako Samorząd Województwa staramy się przywiązanie do Dolnego Śląska, do jego kultury – która nie jest jednoznacznie polska, niemiecka czy czeska – wzmocnić. Tutaj należy wspomnieć, że w dużej mierze czynnikiem integrującym dla Dolnego Śląska jest „kultura sakralna”. Stanowi ona bowiem nić łączącą pokolenia i nacje mieszkańców tego regionu. Zarówno architektura (piękne gotyckie kościoły, barokowe sanktuaria), jak i zabytki kultury piśmienniczej (sławna Księga henrykowska) powstawały w kręgach kościelnych. Nie da się nie wspomnieć na tym miejscu o św. Jadwidze Śląskiej – Niemce wydanej za polskiego księcia, z oddaniem pracującej dla dobra wszystkich mieszkańców.

Powiedział Pan Marszałek, że stanowimy pewien tygiel. To zaleta czy wada Dolnoślązaków?
Nie jest to na pewno kwestia, która nas obciąża. Dolnoślązacy są ludźmi otwartymi. Nie ma u nas problemu szowinizmu. Sam mam znajomych Polaków – rzymskich katolików – którzy związali się z prawosławnymi Łemkami.
Po wojnie problemem była kwestia poczucia tymczasowości. Objawiało się to w pewnym zaniedbaniu majątków objętych po poprzednikach – Niemcach.
Obawiano się, że Dolny Śląsk czy – może szerzej – całe „Ziemie Zachodnie i Północne” tylko tymczasowo znajdują się w granicach Rzeczypospolitej Polskiej. Wydaje mi się jednak, że to się już zmieniło. Moje pokolenie czuje się na Dolnym Śląsku „u siebie”. Co więcej: mamy już przekonanie, że nasza tożsamość kulturowa jest powiązana, stanowiąc ciągłość z obecnością na tych ziemiach naszych poprzedników.
Dolny Śląsk ma też swoje problemy. Jednym z nich jest głośny temat „województwa dwóch prędkości”. Słychać głosy dzielące region na dynamicznie rozwijającą się północ i borykające się z problemami południe. Linię podziału miałaby stanowić autostrada A4. Jak Pan Marszałek patrzy na tę kwestię?
Zupełnie się nie zgadzam z takim stwierdzeniem. Badania statystyczne pokazują, że rzeczywiście są regiony słabiej i gorzej rozwijające się. Są też takie, które rozwijają się lepiej dzięki połączeniom komunikacyjnym i historycznemu wzrostowi, jak Legnica, Jelenia Góra, Wałbrzych czy Wrocław. Mają one naturalną tendencję, żeby ściągać kapitał oraz młodych, wykształconych ludzi. Jeśli mówi się o podziale na bogatą północ i biedne południe regionu – jedyne, czemu może on służyć, to wskazanie zaszłości, o których wspomniałem.

Widok ze Śnieżki. W oddali
schronisko Dom Śląski

ROMAN TOMCZAK/FOTO GOŚĆ

Instytut Rozwoju Terytorialnego przeprowadził badania pokazujące, że bardzo wiele gmin leżących na północy boryka się z większymi problemami niż na przykład gminy aglomeracji wałbrzyskiej.
Jeśli patrzymy na motor polskiej gospodarki, jakim są środki unijne, to widzimy, że bardzo dużą zdolność do ich absorpcji mają nie bogate gminy z Zagłębia Miedziowego czy okolic Góry lub Milicza, tylko takie ośrodki, jak Jelenia Góra czy Wałbrzych. Oczywiście problem wykluczenia komunikacyjnego czy też tendencja do gromadzenia się kapitału ludzkiego czy produkcyjnego wokół dużych miast istnieje. Należy jednak zaznaczyć, że jest to naturalna tendencja. Każdy inwestor chce lokować swoje pieniądze tam, gdzie jest łatwy dostęp do wykwalifikowanej kadry, rozwinięta infrastruktura. Nie ma to jednak nic wspólnego z podziałem na „północ i południe”.
Poruszył Pan Marszałek kwestie wykluczenia komunikacyjnego. Wspomniane okolice Góry czy Milicza, na północy województwa, południowa jego część, jak Kotlina Kłodzka czy miejscowości Kotliny Jeleniogórskiej, borykają się z tym problemem.
Należy powiedzieć, że nie jest to rzecz specyficzna dla Dolnego Śląska.
Nasz region ma jednak cechę, która ułatwia walkę z tym problemem. Jest to gęsta sieć dróg żelaznych, czyli linii kolejowych, odziedziczona po naszych poprzednikach. Samorząd Województwa bardzo mocno inwestuje w powstanie sieci transportu kolejowego, który ograniczy – o ile nie zlikwiduje całkowicie – problem. Należy tutaj jednak wrócić do pewnej kwestii. Naturalną tendencją jest gromadzenie się kapitału w dużych ośrodkach. Naszym zadaniem nie jest więc przysłowiowe zawracanie kijem Wisły i przeciwstawianie się naturalnym trendom ogólnoświatowym.
Celem jest umożliwienie ludziom mieszkającym w mniejszych miejscowościach korzystania z szans, jakie dają duże ośrodki miejskie. Jest to możliwe poprzez właściwie funkcjonującą komunikację, która zawiezie do pracy, szkoły czy instytucji kultury, a następnie umożliwi powrót do miejsca zamieszkania. Wtedy mniejsze miejscowości nie będą pustoszały, a ich rozwój będzie postępował dzięki kapitałowi intelektualnemu i kulturowemu mieszkańców. Udało nam się, za sprawą wytężonej pracy Kolei Dolnośląskich i Samorządu Dolnośląskiego, doprowadzić do największego w kraju przyrostu pasażerów w kolejach regionalnych.
Jest to wynik na poziomie 57% w ciągu trzech lat. Tylko cztery województwa osiągnęły przyrost pasażerów. Z tym że kolejne województwo zanotowało wzrost 18%. Po tych danych widać wyraźnie, że znajdujemy się w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o rozwój kolejnictwa.
Prawie 60% stanowi wynik absolutnie rewelacyjny. Coraz więcej osób chce korzystać z kolei. Nie wszędzie jednak może ona dojechać. Tutaj potrzeba mocnej współpracy między samorządami lokalnymi, które powinny tworzyć systemy komunikacji dowożące do linii kolejowych, a Samorządem Wojewódzkim, który jest odpowiedzialny za komunikację kolejową.

Osobiście uważam, że wywiązujemy się z tego zadania.
Czy zatem można powiedzieć, że jest
dobrze?
Dobrze na pewno nie jest. Raczej jesteśmy na dobrej drodze do poprawy sytuacji. Na przykład turystyczne miejscowości, jak Mysłakowice, Kowary czy Karpacz, są pozbawione kolei. Tam wieloletnie zaniedbania właścicieli torów, czyli Polskich Linii Kolejowych, które nie inwestowały w torowisko, doprowadziły do tego, że linie były wygaszane, bo tory nie nadawały się do jazdy. Dlatego oprócz zwiększania liczby istniejących połączeń i zakupów nowego taboru priorytetem jest rewitalizacja istniejących linii kolejowych.
Chcemy przejmować – poprzez Dolnośląską Służbę Dróg i Kolei – linie, takie jak wspomniana tutaj do Mysłakowic, Kowar i Karpacza czy między Dzierżoniowem i Bielawą. Dzięki funduszom wojewódzkim i unijnym chcemy wyremontować tory i przywrócić na nich ruch. Jesteśmy zdania, że za główne magistrale kolejowe powinna być odpowiedzialna PKP PLK, a te mniejsze powinny być oddane pod opiekę samorządom. Pokazaliśmy linią do Trzebnicy, która została przejęta przez Samorząd Województwa i jest jego własnością, że jesteśmy w stanie tanio zrewitalizować taką linię i zaproponować dobrą ofertę przewozową. Przed nami jednak wciąż długa i daleka droga. Nie można powiedzieć, że jest już dobrze.
W wielu miejscach jest wciąż bardzo źle. Dostrzegamy to i jako pierwszy zarząd województwa nie tylko mówimy, ale także wprowadzamy słowa w czyn.
Podejmujemy konkretne kroki, żeby „przywrócić krwiobieg regionu”, jakim jest infrastruktura kolejowa.
W naszej rozmowie pojawił się temat większych miast regionu. Jaka jest ich rola w planowaniu inwestycji?
Tutaj należy powiedzieć o dwóch kwestiach. Państwo Polskie, które przejęło do rozdysponowania ogromne środki z funduszy unijnych, zobowiązało się do rozdysponowania ich zgodnie z założeniami polityki Wspólnoty Europejskiej. Bo Unię Europejską pragnę widzieć jako wspólnotę właśnie.
Otóż Wspólnota Europejska wskazała, że oprócz centralnie rozdysponowywanych środków utworzy tak zwane ZIT, czyli Zintegrowane Inwestycje Terytorialne, które byłyby skupione wokół miejscowości albo aglomeracji rozrzuconych po całym terenie regionu.
Takie ZIT-y powstały oprócz Wrocławia również w Wałbrzychu i Jeleniej Górze.
Innymi słowy, my skierowaliśmy środki do ZIT-ów, a więc nie tylko do samych miast, lecz także okalających je gmin, a włodarze mniejszych jednostek samorządowych współdecydują o tym, jak te środki są wydatkowane. Odbywa się to na zasadzie subsydiarności (w katolickiej nauce społecznej zwanej zasadą pomocniczości). Wszystko co społeczność niżej zorganizowana jest w stanie zrobić we własnym zakresie, powinno być jej pozostawione. To jest jedna kwestia.

Przeciwdziałanie wykluczeniu transportowemu jest jednym z priorytetów
Zarządu Województwa Dolnośląskiego. Na zdjęciu: Skład osobowy Kolei
Dolnośląskich na stacji w Szklarskiej Porębie

ROMAN TOMCZAK/FOTO GOŚĆ

Druga sprawa to pewne tendencje ogólnoświatowe alokacji kapitału w większych ośrodkach miejskich tworzących aglomeracje. Siłą rzeczy nie możemy przeciwdziałać tym tendencjom. Odnosząc się do kolei, 80% pasażerów przemieszczających się regionalnie po Dolnym Śląsku to pasażerowie przemieszczający się w ramach aglomeracji wrocławskiej.
Korzystając z Wrocławskiej Kolei Aglomeracyjnej, dojeżdżają do stolicy regionu z takich miejscowości, jak Wołów, Oleśnica, Trzebnica, Oborniki Śląskie czy Żmigród, i wracają do miejsca zamieszkania po skończonej pracy lub nauce. Naszym obowiązkiem jest umożliwienie dojazdu wszystkim tym, którzy chcieliby skorzystać z pracy, nauki czy dóbr kultury, tam gdzie one są.
Wiele mówiliśmy o lokalnej polityce. Czy da się ją budować w oderwaniu od polityki krajowej?
Byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że konflikty z areny polityki ogólnopolskiej nie przenoszą się na tę regionalną. Niestety, przenoszą się.
Patrząc na życie polityczne w Polsce, gdzie dwa bloki polityczne wzajemnie karmią się konfliktem, odczuwam pewien niepokój. Jedna i druga strona konfliktu przedstawia argumenty potwierdzające jej racje. Niestety, często przy tym zapominając o racji najwyższej, jaką jest Polska. Samorządy, które nie chcą wchodzić bezpośrednio w ten konflikt, stanowią ważny element stabilizujący polskie życie polityczne. Chociaż nie jestem członkiem PiS-u, staram się współpracować z Rządem dla dobra regionu, który reprezentuję. Z drugiej strony, jeśli uważam jakieś posunięcia za wymagające krytyki, nie uchylam się od niej. Warto jednak, żeby krytyka czy współpraca nie przybrały bezrefleksyjnego charakteru. Należy unikać zarówno bałwochwalstwa, jak i nadmiernego krytycyzmu. Współpracę muszą określać zawsze realia. Warto nadmienić, że potknięcia zdarzają się każdej władzy, także tej samorządowej.
Trzeba pamiętać, że samorząd skupiony na rozwiązywaniu konkretnych problemów jest siłą rzeczy mniej plemienny.

Samorządowcy posiadają umiejętność znajdowania rozwiązań w dialogu z każdą ze stron.
Czy zatem w czasie konfliktu totalnego 
samorząd może być płaszczyzną, która pozwoli posklejać Polskę?
Wydaje się, że tak. Wiele inwestycji jest wspólnych, finansowanych ze środków ministerialnych, a więc rządowych.
Praktyka pokazuje, że jest to możliwe. Warto tutaj wspomnieć przykład Polany Jakuszyckiej, będącej owocem wspólnych działań Ministerstwa Sportu i Samorządu Województwa Dolnośląskiego. Podobnie z ośrodkiem biatlonowym w Dusznikach-Zdroju.
Odbyły się tam już Mistrzostwa Europy w biatlonie. Jest wiele obszarów, w których możemy współpracować. Choćby wspomniana rewitalizacja linii kolejowych. Nie jest ona możliwa bez współpracy pomiędzy rządową spółką, jaką jest PKP PLK, a samorządową spółką Koleje Dolnośląskie i Dolnośląską Służbą Dróg i Kolei. Samorząd nie jest może ostatnim szańcem normalności.
Na pewno stanowi jednak istotny element normalizujący w naszym życiu politycznym. Pozwala posklejać naszą wspólnotę narodową.
Na koniec chciałbym zapytać o miejsca najbliższe Pana Marszałka sercu. Takie, gdzie można wypocząć, ale też takie, gdzie czuje się Pan Dolnoślązakiem.
Oczywiście Wrocław jest takim miejscem. Wrocław wielokulturowy (ze swoją dzielnicą Czterech Wyznań), tradycjami tolerancji i kulturą. Świetnie opisany w popularnych książkach o Eberhardzie Mocku (seria kryminałów autorstwa Marka Krajewskiego) czy w Mikrokosmosie Normana Davisa i Rogera Moorhouse’a. Na pewno takim miejscem są dla mnie i mojej rodziny Karkonosze. To trochę powrót do czasów szkolnych. Choć przemierzałem te szlaki wiele razy, każda wyprawa jest dla mnie fascynująca. Dla dzieci jest to przygoda. Często dopytują się: tato, kiedy znów pojedziemy? Takie miejsca, jak Śnieżka czy Błędne Skały, są szczególnie bliskie mojemu sercu.