MAREK MUTOR

Wrocław

Znowu uprowadzono Europę

Czy możemy wyobrazić sobie Europę bez Homera, Owidiusza, greckich filozofów, Imperium Rzymskiego, judeochrześcijańskiego przesłania, średniowiecznej Christianitas? Pytanie jest retoryczne.
Dla każdego przeciętnie wykształconego Europejczyka wymienione tu zjawiska stanowią oczywisty składnik wspólnego kanonu, niezależnie od narodowych tożsamości. Niestety twórcy otwartej właśnie wystawy stałej w Domu Historii Europejskiej w Brukseli tych, wydawałoby się, oczywistych elementów naszej wspólnej kultury nie dostrzegli.
Na wystawie, z założenia o historii Europy, nie tylko nie wyeksponowano należycie głębokich duchowych korzeni antyku i średniowiecza, ale pominięto też ważne procesy ery nowożytnej. Nie znajdziemy tam choćby sekcji poświęconej wielkim odkryciom geograficznym, kolonizacji, rozwojowi nauki i kultury przed XIX w. Nie ma Kopernika, Chopina, Bacha, Rembrandta (są za to kubiści!). Być może właśnie Rembrandt powinien przemówić swym obrazem nawiązującym do mitu o porwaniu Europy. Tym razem Europa nie została porwana przez ukrytego pod postacią byka Zeusa. Wzięli ją na grzbiet i uprowadzili nie wiadomo gdzie projektanci i kuratorzy feralnej wystawy.
Całe tysiąclecia historii zostały streszczone w prologu ekspozycji, który zajmuje mniej więcej 15% całej powierzchni. Zwiedzający ma wrażenie, że Europa zaczęła się na serio w XIX w., wraz z rewolucją przemysłową oraz ukształtowaniem nowoczesnego pojęcia narodu. Potem nastąpiły dwie wielkie wojny i panowanie totalitaryzmów. Powojenna integracja europejska doprowadziła jednak Europejczyków do pokoju i obecnego dobrobytu. Oczywiście znacznie tu upraszczam, ale ogólne wrażenie jest właśnie takie. Dom Historii Europejskiej został ustanowiony przez Parlament Europejski. Jego celem jest działanie na rzecz upowszechnienia i zrozumienia historii Europy. Cel jest słuszny – prowadzi do zbliżenia i budowania międzynarodowego zrozumienia. Jest to pewna szansa dla Europy borykającej się z licznymi kryzysami. Tymczasem szansa ta została właśnie spektakularnie zmarnowana. Wystawa zniechęci do snucia wspólnej opowieści nie tylko eurosceptyków, ale także wielu ludzi umiarkowanych. Zamiast łączyć i pozwalać lepiej się rozumieć nawzajem, tworzy fałszywy obraz. I to jest niestety zła wiadomość.
Po tej krytycznej recenzji trzeba jednak podnieść na duchu. Współpraca europejska w dziedzinie pamięci na nowo wykuwa się gdzie indziej.
W ostatnich dniach odbyło się kolejne seminarium z cyklu „Pamięć Europy” organizowane przez Europejską Sieć Pamięć i Solidarność.
Wydarzenie to od kilku lat przyciąga specjalistów i organizatorów instytucji pamięci z całej Europy. Tym razem było ich już niemal dwustu. Wykuwa się jakaś nowa wizja opowieści o historii wspólnej z poszanowaniem narodowych i lokalnych doświadczeń. Warto nad tym pracować. Jesteśmy przecież Europejczykami – tzn. dziedzicami wielkiej kultury duchowej.