RWANDA

kraina do której Bóg wraca na noc

KS. PIOTR SIERZCHUŁA

Wrocław

Niemalże w samym sercu Afryki, leży kraj o terytorium prawie dwanaście razy mniejszym od Polski. Jest tak niewielki, że niektóre osoby po wzięciu do ręki mapy, mogą mieć problemy z odnalezieniem go. Mowa jest o Rwandzie – państwie, które ze względu na swe położenie popularnie zwane jest „krainą tysiąca wzgórz”. Jan Paweł II przebywając w tym miejscu w 1990 r. powiedział w nawiązaniu do tej nazwy powiedział, że jest to także kraina tysiąca problemów, ale i tysiąca możliwości.
Dzisiaj słowa te nie straciły nic ze swojej aktualności. Dla przeciętnego turysty czy pielgrzyma przybywającego do Rwandy, jest to państwo wielkich kontrastów. Częstym widokiem, zwłaszcza w stolicy kraju – Kigali, są hotele z ochroną, obsługą w eleganckich strojach oraz wyposażeniem, którego nie powstydziłby się niejeden hotel europejski. Ulice przemierzają bogaci ludzie w markowych butach, spoglądając co chwila na drogi zegarek. Mieszkają oni w przepięknych budynkach, poruszając się nowymi samochodami. Wystarczy jednak wyjechać na obrzeża miasta, by po tym widoku nie pozostało ani śladu. Zamiast przepięknych budynków pojawiają się wioski z jedną główną ulicą i domkami przypominającymi te z westernu. Tam zamiast kowbojów są Ruandyjczycy ciągle gdzieś zmierzający, bądź rozmawiający w małych grupkach. Ich stroje są zniszczone i brudne. Nie mają pracy, a jeżeli ją znajdą często jest ona słabo płatna, zmuszając ich do poszukiwania środków do życia w innych miejscach. Żyją na skraju nędzy, niemalże ze swoimi zwierzętami i wśród swoich upraw, jednak nie opuszcza ich nadzieja i wiara w Boga oraz w lepszą przyszłość.
Taką sytuację dobrze obrazuje przykład pewnej tamtejszej rodziny, jednej z wielu które można spotkać.

Opiekuje się nią kobieta średniego wzrostu z chustą na głowie. Wokół niej kręci się pięcioro dzieci, w tym najstarszy syn, pełniący pod nieobecność ojca (który wyjechał w poszukiwaniu pracy) rolę głowy rodziny. Mieszkają w niewielkim domku, składającym się z 3-4 małych pokoi, których ściany nawet nie sięgają sufitu. Za podłogę służy im ubita ziemia. Dzieci chodzą boso, w podartych ubraniach, a ich ręce i nogi oblepione są błotem. Mogłoby się wydawać, że w rozmowie z przypadkową osobą, ta kobieta będzie użalała się nad swoim losem. Tymczasem ona opowiada z uśmiechem na ustach o swojej rodzinie, dzieciach. Nie prosi o pieniądze, jedzenie, ale o modlitwę za nią i jej najbliższych.
To co nas może zaskoczyć w Rwandzie, to dzieci – wszędzie przeogromna ilość dzieci. Na ulicach, przy drogach, domach czy Kościołach. Ubrane w podarte i brudne koszule, w klapkach o 3-4 numery za duże. Noszą na głowach przedmioty różnej wielkości i wagi – kiść bananów, wodę, stoły, ziemniaki, cegły, kawałki drewna, a często można zobaczyć jak niosą na plecach młodszego brata lub siostrę. Zawsze czymś zajęte. Swoje zadania wykonują niezależnie od pogody – słońca czy deszczu, wczesnego poranka, bądź późnego wieczora. Niektóre pilnują swoich ubogich domków z kluczami na szyi, inne pracują w polu, pasą zwierzęta, jeszcze inne obserwują turystów prosząc o cukierki, długopis bądź pieniądze. Mimo takiego położenia nie rezygnują z zabawy. Pchają na ulicach patykiem oponę, bądź grają w piłkę nożną na nielicznych boiskach często zrobionych samemu z kawałka wolnej przestrzeni. Grają po 20-30 osób na boso bądź w sandałach. Co ciekawe, trudno na ulicach znaleźć dzieci, które płaczą, narzekają bądź krzykiem wymuszają coś na swoich rodzicach. Wręcz przeciwnie są ciche, spokojne, zawsze blisko swoich domów.

Kolejnym zaskoczeniem w tym przepięknym kraju może być flora i fauna. Myli się ten, kto myśli, że dzikie zwierzęta żyją w Afryce pomiędzy ludźmi. Minęły już czasy, kiedy antylopę można było spotkać tak jak u nas sarnę, kiedy lew pojawiał się znienacka jak niedźwiedź. Dzisiaj zwierzęta te żyją na wąskim skrawku ziemi otoczonym drutem, gdzie pilnowane są przez uzbrojonych strażników. By je zobaczyć trzeba udać się do jednego z parków narodowych. Co było tego przyczyną? Odpowiedź jest jedna – ludzie. To oni tereny należące do zwierząt zaczęli zagarniać pod pastwiska i domy mieszkalne, a chronione zwierzęta zabijać.
Na taką rzeczywistość Rwandy wpływ również ma bolesna historia, która w dużej mierze pisana była przez Europejczyków, obecnych na tych terenach od ponad stu lat. Jest to historia naznaczona ludobójstwem, zwłaszcza tym z 1994 r., kiedy to jedno z trzech plemion zamieszkujących te tereny zamordowało około miliona osób, tylko dlatego, że należały do innego plemienia. Mimo, iż od tego czasu minęło ponad dwadzieścia lat, to do dzisiaj Rwanda nie może poradzić sobie tą traumą. Często można natrafić na niemych świadków tamtych wydarzeń, jak choćby Kościół w Kibeho. Widać na nim ślady wyrw w ścianach, przez które oprawcy wlewali benzynę by podpalić i zabić obecnych w środku ludzi. W stolicy obecne jest również muzeum ludobójstwa, które poprzez filmy, zdjęcia czy rzeźby kieruje nasz wzrok ku temu, do czego zdolny jest człowiek odrzuciwszy drogę wskazaną przez Boga.
Taki właśnie krajobraz Rwandy ukazuje się naszym oczom dzisiaj. Krajobraz pełen kontrastów, ale również pełen perspektyw na przyszłość, które doskonale można zaobserwować na przykładzie pracy misjonarzy. Widzą oni w tych ludziach nadzieję na lepsze jutro, nadzieję, w którą warto inwestować. Dlatego też są obecni na tych terenach od dziesięcioleci i próbują pomagać miejscowej ludności na wszelkie możliwe sposoby – budują szkoły, opiekują się Kościołami, przyjmują pielgrzymów, dają schronienie potrzebującym, prowadzą program Adopcji Serca. Wśród wielu inicjatyw jest również szkoła dla niewidomych dzieci prowadzona przez polskie siostry zakonne, które w wierzeniach tamtejszej społeczności są przeklęte i skazane na zapomnienie.

Uczą je języków obcych, alfabetu Brajla czy innych potrzebnych umiejętności w życiu codziennym.
Sami misjonarze mówią, że z roku na rok ten kraj się rozwija – powstają nowe asfaltowe drogi, jest Internet czy dużo przydrożnych sklepów. Są szkoły, które umożliwiają zdobycie wykształcenia. Gdy zada się młodej osobie pytanie czy chciałaby wyjechać z tego kraju, odpowie że nie, ze kocha swój kraj. Faktycznie, jest to przepiękny kraj pięknych wzgórz, jezior, roślinności. Sami Rwandyjczycy mówią, że Bóg upodobał sobie ich kraj, że jest wszędzie, ale na noc wraca do Rwandy.
Może właśnie dlatego 28 listopada 1981 r. ukazała się tutaj, jak dotąd w jednych objawieniach oficjalnie uznanych przez Kościół katolicki na terenie Afryki, Matka Boża młodej uczennicy Alphonsine Mumereke. Oprócz niej na przestrzeni kilku lat Maryję widziały również dwie inne dziewczyny – Nathalie Mukamazimpaka oraz Marie Claire Mukangango. W swoich objawieniach skierowała orędzie do całego świata, który zmierza ku przepaści. Nawoływała w nim do nawrócenia, ubolewała nad upadkiem obyczajów, odejściem od Boga, ale także wskazała, że tak znienawidzone przez dzisiejszego człowieka cierpienie jest drogą prowadzącą do nieba. Oprócz tego nawoływała do nieustannej modlitwy, do odmawiania różańca świętego, ale także do odmawiania różańca do siedmiu boleści. Prosiła także, by w miejscu objawień wybudować kaplicę.
Jej prośba została szybko spełniona. Dzisiaj w tym miejscu stoi Kościół, w którym gromadzą się codziennie setki wiernych. W samym jego środku znajduje się figura Matki Bożej, która z twarzą lekko pochyloną obserwuje modlących się pielgrzymów. Tak samo było 28 listopada 2016 r., kiedy również obserwowała młodych pielgrzymów przybyłych do Kibeho z okazji 35 rocznicy objawień. Przybyli oni bardzo licznie, już dzień wcześniej by być jak najbliżej swojej Matki, którą nazywają Matką Słowa. W tym miejscu można by ją było również nazwać Matką Dzieci, bo ich było najwięcej. Najmłodsi Rwandyjczycy z racji tego, że Maryja objawiła się dzieciom, są przekonani, że to przesłanie jest skierowane do nich, że to oni w sposób szczególny są zaproszeni do tego miejsca.

To właśnie te dzieci nocowały pod gołym niebem, na schodach, w sanktuarium, na trawniku. Owinięte materiałem spały mocno przytulone do siebie, by następnego dnia boso, w klapkach, często w starym dziurawym garniturze móc uczestniczyć we Mszy świętej. Patrząc na taki nocny krajobraz mogło się mieć wrażenie, że słyszy się bicie serca Maryi, które układała się w oddech snu tysięcy pielgrzymów. Po nocnym czuwaniu odbyła się uroczysta Eucharystia, w której wzięło udział kilkanaście tysięcy pielgrzymów z całego świata, w tym z Polski, Słowacji, Czech, Stanów Zjednoczonych, Burundi, Konga czy Ugandy. Razem śpiewem i tańcem chwalili Boga, za dar objawień. Dali również przykład jednego Kościoła, który nie ma granic, który nie zatrzymuje się na takim czy innym kolorze skóry.

Matka Słowa jest bowiem nie tylko Matką Jezusa, ale również naszą Matką, obojętnie gdzie mieszkamy, czym się zajmujemy, jak jesteśmy zamożni. Jej przesłanie skierowane jest do nas, po to byśmy je nieśli na cały świat.