Zobowiązani do rozwoju wiary…

Oprócz osobistej, indywidualnej modlitwy potrzebna jest nam także
żywa, kościelna wspólnota.

BP ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI

Wrocław

Brama Miłosierdzia na Campus Misericordiae, przez którą 30 lipca 2016 r. symbolicznie przeszedł
papież Franciszek z młodzieżą, rozpoczynając wspólne czuwanie podczas Światowych Dni Młodzieży

MARCIN MAZUR

Na początku czerwca papież Franciszek przewodniczył w Rzymie centralnej modlitwie Złotego Jubileuszu Odnowy w Duchu Świętym.
Pięćdziesiąt tysięcy delegatów z charyzmatycznych wspólnot ze 120 krajów zgromadzonych pod gołym niebem w Circo Massimo dziękowało Bogu za dar nowego odkrycia działania Ducha Świętego. To wielkie święto uczestników jednej z form wspólnego przeżywania duchowej odnowy może stanowić pomoc dla wszystkich katolików: jeśli chcemy doświadczać daru nowego tchnienia Bożego Ducha w naszych sercach, to oprócz osobistej, indywidualnej modlitwy potrzebna nam jest też żywa, kościelna wspólnota. Dlaczego? Czy nie wystarczy mój prywatny zapał do świętości i moje własne starania?
Otóż nie. Są one wprawdzie konieczne, ale nie wystarczą. Pan Jezus, głosząc Ewangelię, od razu wskazał, że miejscem jej realizacji jest wspólnota: „Jezus ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli” (Mk 2, 14). Chrystusowi towarzyszy się zawsze razem z innymi.
Na tym polega Kościół. Owszem, zdarzają się powołania, które wyglądają jak samotnicze, np. powołanie pustelnika czy mnicha. Ale to tylko pozór. Nawet pustelnik jest w swoim sercu złączony z całym Kościołem powszechnym.
Św. Teresa z Lisieux za murami karmelitańskiego klasztoru na swój sposób przeżywała jedność ze wszystkimi chrześcijanami, pisząc: „w sercu Kościoła będę miłością”. To jednak wyjątek. Naszą zwykłą drogą do świętości jest wspólnota jak najbardziej widzialna i dotykalna, kiedy spotykamy na co dzień braci dzielących z nami wiarę. Dlaczego Bóg zamierzył dla nas taką właśnie, wspólnotową drogę dojrzewania do wiary? Ponieważ związał z nią wiele swoich błogosławieństw.
Podtrzymywanie się w wierze
Pierwszym wielkim darem wspólnoty jest wzajemne podtrzymywanie się w wierze. Kiedy ja mam lepsze chwile, pomogę innym, którzy przeżywają kryzys. Jeśli akurat ja tracę zapał i gorliwość – inni mnie podtrzymają.
Św. Paweł napisał o takiej sytuacji: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe” (Ga 6, 2). W sytuacji kiedy, będąc sam, upadłbym na duchu, poniosą mnie inni.
A kiedy przeżywam nadmiar entuzjazmu – podzielę się nim z tymi, którzy akurat najbardziej tego potrzebują.
Egzamin z miłości
Drugim darem, raczej nieoczekiwanym, jest poddawanie nas egzaminowi z miłości. Obecność osób, które mają inne przyzwyczajenia, inny styl życia, lubią inne pieśni i mają swoje sposoby modlitwy, to autentyczny sprawdzian dla naszej cierpliwości i otwartości.
I jest to sprawdzian konieczny. Na pielgrzymkach śpiewamy czasem pieśń ze słowami „kochany bracie, kochana siostro, nie wiem, gdzie mieszkasz, nie wiem, gdzie żyjesz”. Odkrywamy tu ważne prawidło: łatwiej nam kochać „wszystkich” chrześcijan, ponieważ… są daleko. A chrześcijanin konkretny, widzialny, spotykany na naszej drodze życiowej – często sprawia kłopoty. Dopóki pozostaje abstrakcyjnym „bratem z daleka”, mogę sobie wyobrażać, że go kocham. Ale kiedy staje się bratem bliskim – pojawia się konieczność wyrozumiałości i przebaczenia.
A z biegiem czasu odkrywam: skoro tyle wad widzę w moich bliźnich, to może oni widzą nie mniej wad we mnie? I może mają rację? Nigdy nie odkryłbym moich ograniczeń, wad i grzechów, gdyby nie dar braci i sióstr. Ich reakcje służą jako Boże lustro, niekiedy dla ostudzenia mojego nazbyt dobrego samopoczucia lub nadmiernie wygórowanego mniemania o sobie.

Prowadzenie przez Ducha Świętego
Trzeci dar wspólnoty to doświadczenie prowadzenia przez Ducha Świętego.
Inicjatywa wyjazdu na pielgrzymkę, włączenie się w duszpasterstwo akademickie, odpowiedź serca na zaproszenie do kręgu biblijnego – to wszystko sprawia, że zaczynamy rozumieć konkretne znaczenie słów Apostoła: „Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8, 14).
Prowadzenie musi przecież oznaczać wskazywanie nowych wymiarów Ducha, istotnie odmiennych od naszych poprzednich doświadczeń. Stabilność i przyzwyczajenie do codziennej rutyny mają oczywiście swoje zalety, ale oprócz nich potrzebujemy nowych wyzwań: „Oto Ja czynię wszystko nowe” (Ap 21, 5), mówi nasz Zbawiciel.
Ewangeliczna skuteczność
Jeszcze innym darem związanym z przeżywanie kościelnej wspólnoty jest ewangeliczna skuteczność. Każdy chrześcijanin ma być świadkiem Zobowiązani do rozwoju wiary…
Oprócz osobistej, indywidualnej modlitwy potrzebna jest nam także żywa, kościelna wspólnota.
Chrystusa, ale znacznie lepiej to wychodzi, jeśli świadectwo jest wspólne. Dlatego Jezus nie posłał swoich uczniów w pojedynkę: „Pan wysłał ich po dwóch przed sobą, do każdego miasta, dokąd sam przyjść zamierzał” (Łk 10, 1). To bardzo przejmujące słowa: kiedy działamy w braterskiej wspólnocie, to poprzedzamy nadejście samego Chrystusa.
Czujemy się posłani razem, aby – jak kiedyś Jan Chrzciciel – przygotować Mu drogę. Kiedy działamy w pojedynkę, jesteśmy świadkami naszej własnej, osobistej wiary. We wspólnocie świadczymy jeszcze o czymś więcej – o sile Ducha Świętego tworzenia prawdziwie braterskiej wspólnoty.
Zaproszenie do wędrówki z innymi
Powróćmy raz jeszcze do wspomnianego na początku przykładu jednego z kościelnych ruchów, w którym można przeżyć wspólnotę braci i sióstr złączonych wiarą w Chrystusa. Podczas Jubileuszu 50 lat Odnowy w Duchu Świętym papież Franciszek powiedział wobec tłumu zgromadzonego na wieczornym czuwaniu: „Jak wielu przybyło tu z różnych stron świata, a Duch Święty zjednoczył nas w tworzeniu więzów braterskiej przyjaźni w drodze ku jedności”.
Znajdujemy tu obietnicę jeszcze jednego, czwartego już daru, wynikającego z przynależności do chrześcijańskiej wspólnoty. Jest to odkrycie, że nasze niedoskonałości nie przeszkadzają Bogu w wezwaniu nas do grona uczniów Jezusa. Nie muszę być już teraz doskonały, aby się tam znaleźć. Wystarczy głębokie pragnienie, aby Bóg mnie zmieniał, ponieważ jestem zaproszony do stopniowej wędrówki wraz z innymi: „Żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Z Niego całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości” (Ef 4, 15-16). To jest właśnie duchowa pielgrzymka życia, na którą najlepiej udać się z innymi.
Miłość staje się realna tylko w konkrecie bliskości codziennego życia z innymi. Ceną jest utrata iluzorycznych złudzeń na temat nas samych. Ale nagrodą jest poczwórne błogosławieństwo daru wspólnoty.