Wolność słowa

Bez wątpienia jest ona jednym z filarów współczesnej rzeczywistości społecznej.
Wolnością słowa mierzy się wolność w ogóle, jej brak czyni dane państwo
bądź grupę sprawującą władzę niewiarygodną w oczach tego, co z kolei
nazywa się „cywilizowanym światem”.

PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

ILUSTRACJA WITOLD MORAWSKI

Niemniej wydaje się, że pojęcie to jest czymś, co w trakcie postępów laicyzacji życia społecznego nabrało swojego niepowtarzalnego znaczenia, dosyć odległego od tego, czym mogłoby się wydawać poprzez samo brzmienie słów.
Wolność słowa, jeśli zrozumiemy ją dosłownie, mogłaby oznaczać po prostu swobodę wypowiadania czegokolwiek, co nam przyjdzie do głowy. Nie tylko prawdy bądź kłamstw, lecz także wszelakich niedorzeczności, których w żaden sposób nie można by weryfikować w tych prostych dualnych kategoriach.
Oczywiście, gdyby w ramach takiej swoistej wolności wszyscy chcieli koniecznie pleść trzy po trzy, jakieś absurdalne zbitki słów lub nawet tylko liter, jedynie celem zaznaczenia swojej wolności, z pewnością prędzej czy później byśmy „jak jeden mąż” zwyczajnie oszaleli. Już na pierwszy rzut oka widać, że fakt, iż jakaś znakomita część z nas mniej więcej jest normalna i nasze umysły pozostają w większym lub mniejszym, ale jednak powiązaniu z rzeczywistością – jest dobrym prognostykiem.
Na pewno jest to część fundamentu społecznego, dzięki któremu możemy funkcjonować. Instynktownie czujemy, że czegoś czynić nie należy, a biorąc pod uwagę możliwość istnienia rzeczy kompletnie pozbawionych sensu, na szczęście większość z nas najnormalniej w świecie nie ma ochoty ich wybudzać z niebytu.
Wolność słowa niejedno ma imię
Istnieją jednak, niestety, inne, równie kłopotliwe formy dawania wyrazu wolności słowa. Dla przykładu, w dzisiejszym świecie spokojnie i zgodnie z prawem można bluźnić. Co prawda w naszym kraju system prawny znalazł na to sposoby, nazywając pewne działania w tym kierunku prowadzone „obrazą uczuć religijnych”, lecz jak widać, w praktyce realizacja zapisów prawa budzi niejakie wątpliwości, być może dlatego Zachód nie stosuje tak „staroświeckiego” podejścia do, jakkolwiek by patrzeć, „wolności obywatelskiej”.
Na marginesie warto odnotować, że ktoś taki jak Bóg w prawodawstwie nie za bardzo się mieści, w świecie laickim bowiem nie można obrazić Jego, lecz mnie, co jest jednak mimo wszystko kolejnym świeckim absurdem.
Oczywiście korzystanie z możliwości wypowiedzi nie może służyć do obrażania kogokolwiek. W życiu obserwujemy postawy, które zmuszają nas

do przemyśleń, czy granica obrażania kogoś została przekroczona, czy też nie, na pewno trudno tu postawić jakąś linię, która byłaby jednakowa dla wszystkich i na zawsze.
Większość z nas to czuje, ale nie wszyscy. Poza tym człowiek zwykle emocjonuje się na punkcie słuszności swoich racji, co powoduje, że odnosząc się ad personam, niestety robi coś, co niezgadzający się z nim bliźni odbierze jako obrazę, i mamy gotową sytuację, w której granica „wolności słowa” została przekroczona. Sądy pełne są takich spraw „o pietruszkę”, a składy orzekające wydają się niekiedy chętniejsze do podania się do dymisji niż wydania orzeczenia w kwestii, w której trudno znaleźć meritum.
Życie społeczne – sfera dominacji wolności słowa
Jest jeszcze jedna, chyba najważniejsza sfera, w której problem wolności słowa staje się kluczowy – życie społeczne. Kultura, polityka czy bliżej nieokreślona publicystyka są tym pojęciem zapełnione do granic wytrzymałości.
Interlokutorzy obrzucają się wzajem oskarżeniami o łamanie bądź nadużywanie wolności słowa.
Trochę przypomina to wspomniane spory sąsiedzkie, z tym że ich medialna obecność zdaje się być doskonałym wytłumaczeniem dla obrażających się wzajemnie, kłótliwych sąsiadów: „skoro tam «u góry» coś takiego jest codziennością, to tym bardziej my, maluczcy, musimy naśladować wielki świat”. Niestety, w jaki sposób tzw. elity wychowają społeczeństwo, takie ono będzie. Tylko muszą one pamiętać o tym, że zeszytu skarg i zażaleń w tej kwestii nie ma. A kwestia jest trudna.
Czasami w tym gąszczu słów i ogólnie malejącego znaczenia tego, co kto mówi, trudno się połapać. Być może o to chodzi, zwłaszcza że część świata dziennikarskiego, ludzi kultury i polityki niekoniecznie uznaje światopogląd chrześcijański za swój, a wręcz przeciwnie – za obcy i wrogi „postępowi”, który chcieliby wszczepić wszystkim.
Mieszają oni w swoich kotłach pełnych słów coraz więcej strawy, którą chcieliby nas nakarmić, i denerwują się, że takiej wolności nie zawsze chcemy.
A jaka w największym skrócie powinna być odpowiedź na ów bełkot nazywany nie wiedzieć dlaczego „wolnością słowa”? Jezus udzielił w tej kwestii jasnej odpowiedzi: „Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37). I to by było na tyle.