OBSERWATORIUM SPOŁECZNE

Kultura tymczasowości, czyli konsumpcyjny niepokój w codziennym życiu

Zwrot „NA RAZIE” coraz bardziej wpisuje się w naszą codzienność. Przyglądając się
różnym sferom życia społecznego czy rodzinnego, można odnieść wrażenie, że żyjemy
w świecie narażonym właśnie na taką tymczasowość.

EWA PORADA

Katowice

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

*
– Czy masz ochotę na ostatni kawałek ciasta?
– NA RAZIE nie…
*
– Jak ci się sprawuje Twój nowy samochód?
– NA RAZIE świetnie…
*
– No to, na kiedy się umawiamy?
– NA RAZIE (wstępnie) na poniedziałek…
*
– Mija pierwszy rok Waszego małżeństwa. Jak się Wam układa wspólne życie?
– NA RAZIE jest znakomicie, ale co będzie dalej…
*

Każdy z nas zapewne kiedyś słyszał taki lub podobny dialog, pewnie też niejednokrotnie był jego uczestnikiem zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Co ciekawe, słowa „na razie” wypowiadane przez nas samych dają pozorne poczucie bezpieczeństwa, swoistego rodzaju asekurację, możliwość zmiany zdania. Natomiast wypowiadane przez naszego rozmówcę pod naszym adresem – wprowadzają poczucie braku stabilizacji, wrażenie tymczasowości, egzystencjalny niepokój.
Żyjemy w świecie „bez korzeni”, gdzie wszystko jest „płynne”, a drugi człowiek w każdym momencie, bez konsekwencji, może zmienić swoje zdanie, stosunek do sprawy czy nas samych. To daje poczucie niepewności jutra, buduje nieufność do drugiego człowieka.
Przestarzałość
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest zapewne wiele, owo zjawisko jest bardzo ciekawe zarówno pod względem socjologicznym, jak i psychologicznym.
Nie wnikając jednak w szczegóły, warto pochylić się nad jednym z ważniejszych czynników kształtujących taką rzeczywistość, a jest to zjawisko „nieograniczonej konsumpcji”. Wyraża się ono w tym, że tożsamość, marzenia i cele życiowe człowieka konstruowane są wokół roli konsumenta, a sens życia sprowadza się do nabywania nowych produktów.
Podstawową zasadą konsumpcji jest przyjemność. Nabywanie kolejnych produktów ma dawać człowiekowi radość, satysfakcję, poczucie własnej wartości. W dzisiejszym świecie zmienia się stopniowo rozumienie szczęścia, które jeszcze do niedawna wypływało z życia rodzinnego, życia religijnego czy rozwoju własnego i najbliższych.
Współcześnie zostaje ono zamienione w „euforię hipermarketu”, która jest powiązana z natychmiastową gratyfikacją: z udanymi zakupami, byciem na czasie oraz ekscytującym stylem życia.
Niestety wiąże się to nieodłącznie z „kategorią przestarzałości”: konsumentowi wydaje się, że już osiągnął ostateczny punkt szczęśliwości (najnowsza marka samochodu, najmodniejszy strój), jednak już za chwilę odczuwa, że moment stabilizacji pragnień i satysfakcji minął, że trzeba rozpocząć dalsze poszukiwania, bo oto dowiaduje się o promocji nowszego modelu, lepszej marki. Ponieważ cykl „nowość–przestarzałość” nabiera coraz większego tempa, człowiek żyje w ciągłym „konsumpcyjnym niepokoju”. Poszukuje nowych wrażeń, utwierdzających go w przekonaniu, że on sam nie jest przestarzały i zużyty w otaczającym go świecie.
Myślenie konsumpcyjne przenika do kolejnych sfer życia ludzkiego, dając z czasem człowiekowi poczucie, że także on staje się jedynie towarem, narażonym na niechybną wymianę.
Stąd rozpowszechniany „kult młodości i sukcesu” i związany z tym przeogromny rynek produktów pozwalający przywrócić sprawność, zachować młodość i nowoczesność.

Mentalność konsumpcyjna w pracy i…
Sfera „konsumpcyjnego niepokoju” przeniknęła także do przestrzeni pracy zawodowej, w której jakże modne są tzw. umowy śmieciowe, utrzymujące pracownika w ciągłym niepokoju o stałość zatrudnienia i tym samym wymuszające spełnianie wszelakich oczekiwań pracodawcy. Podobny efekt przynosi urastający do miary symbolu naszych czasów „korporacyjny wyścig szczurów”. Można odnieść wrażenie, że współpracownicy są dla siebie konkurencją w wielkim hipermarkecie zwanym „rynkiem pracy”.
Taka konkurencyjność prowadzi do tego, że w zakładach pracy coraz mniej jest wzajemnej życzliwości czy pomocy, a coraz więcej konkurencji i obcości.
Nierzadko też z ust średniego i młodszego pokolenia słyszy się, że nie ma już przyjaźni, są jedynie „znajomości” pozwalające załatwiać określone zadania czy sprawy. Jest coraz mniej przyjaźni, bo te trzeba pielęgnować, a znajomości są wygodne, bo „nie przywiązują” i w każdej chwili można się bez zobowiązań z nich wycofać.
… w życiu osobistym
Mentalność konsumpcyjna dotyka także przestrzeni miłości i małżeństwa.
Mówi się o „płynnej miłości”, w której nie ma stabilizacji, poczucia pewności, jest za to możliwość zmienności, wynikająca z subiektywnych oczekiwań.
Taka „miłość” staje się „wydarzeniem komercyjnym”, współmałżonek zaś lub coraz częściej partner staje się „dobrem dla mnie”, wobec którego mam swoje prawa, ale już niekoniecznie obowiązki. A ponieważ druga osoba staje się dobrem subiektywnym, dlatego człowiek może go brać i odrzucać w dowolnej chwili, w której pojawi się „produkt” lepiej zaspokajający subiektywne potrzeby. W takim podejściu do małżeństwa i rodziny nie dziwi mentalność rozwodowa, w myśl której w razie braku satysfakcji lub niepowodzenia w związku można po prostu zmienić towarzysza życia. Przestaje też dziwić niechęć młodych ludzi do zawierania małżeństw.
Tymczasowość
Coraz częściej żyjemy więc w świecie „na razie”, w „świecie tymczasowym”, oczekując nieustannie czegoś nowego, lepszego: lepszej pracy, lepszego jutra, lepszego współmałżonka, nowych, wiernych i prawdziwych przyjaciół. Zastrzegając sobie przy okazji możliwość zmiany decyzji, życia, przyszłości… I wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku, takie są czasy, jest to na swój sposób wygodne.
Sytuacja zmienia się radykalnie, gdy to my stajemy się ofiarą „tymczasowego świata konsumpcji”, gdy to wobec nas ktoś zadecydował, że już czas „wymienić produkt na lepszy” lub gdy to my w odpowiedzi na zadane pytanie słyszymy słowa: „NA RAZIE”. Wtedy to rodzi się w nas tęsknota za stałością, niezmiennością, stabilizacją, czasem spędzonym z najbliższymi, za budowaniem stałych, głębokich i trwałych relacji z drugim człowiekiem. Czy jest to jeszcze dzisiaj możliwe?
W tym miejscu przychodzi mi na myśl baśń Andersena Nowe szaty cesarza.
Jak pamiętamy, także w tej opowieści ludzie w obawie przed uznaniem, że są głupi lub nie nadają się na swój urząd, jednomyślnie podziwiali piękne szaty cesarza, które w rzeczywistości nie istniały. Aż w końcu w tłumie wiwatującym na cześć władcy małe dziecko wykrzyknęło: „On jest nagi”.
To jedno zdanie przerwało spiralę absurdu, strachu, podporządkowania pod niedorzeczne reguły, rozwiązało pęta.
Może i dzisiaj czas głośno wykrzyknąć we wszystkich miejscach przesiąkniętych mentalnością konsumpcyjną i kulturą tymczasowości: „Król jest nagi”.