KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Kościelna postprawda

Słowem roku 2016 ogłoszono „postprawdę”. Według słowników termin ten odnosi się do sytuacji, „w której obiektywne fakty mają mniejsze znaczenie w kształtowaniu opinii publicznej, niż odwołania do emocji i osobistych przekonań”. Mówiąc inaczej, ważne przestaje być to, czy dana informacja obiektywnie jest prawdą, a staje się to, jaki mam do niej stosunek, jak się sytuuje w moim systemie przekonań. Co to zmienia w naszym świecie? A może nawet w naszej wierze?
Klasyczna definicja prawdy mówi, że jest to „zgodność umysłu z rzeczą”.
Prawdziwe jest to, co jest zgodne z rzeczywistością. Postprawda odwraca tę niby oczywistą relację. Teraz rzeczywistość winna się dostosować do mojego myślenia o niej, a o tym, co jest prawdziwe, nie decyduje już obiektywna zgodność, lecz ja sam. Ma to daleko idące konsekwencje dla rozumienia tego, czym jest autorytet. Nie łączy się on już dzisiaj z urzędem, wykształceniem, stanowiskiem, pewnymi obiektywnymi kryteriami, ale obdarzamy nim tego, kogo… lubimy i komu z jakichś powodów wierzymy, bo np. jego poglądy doskonale potwierdzają moje własne. I tak oto fakty zostały zastąpione opiniami. A najbardziej przywiązani do swoich przekonań w danej dziedzinie bywają ci, którzy nie mają w tej dziedzinie żadnej wiedzy. Ci, którzy dysponują rzetelną wiedzą, mają świadomość, że wiedzą wciąż mało. Sokratejskie „Wiem, że nic nie wiem” patronuje tym, co rzeczywiście coś wiedzą. Ci, którym się tylko wydaje, że wiedzą, kierują się raczej zasadą „Nie znam się, to się wypowiem”. Nie znam się, ale zdanie swoje mam!
Pal sześć, jeśli kwestia ta dotyczy sportu, filmu czy muzyki. Gorzej, gdy ktoś posługuje się takim sposobem myślenia w odniesieniu do zdrowia, bezpieczeństwa, polityki czy, co chyba najbardziej niebezpieczne – zbawienia. Na naszych oczach rodzi się bardzo niepokojące zjawisko, które nazwałbym „nauczaniem równoległym”. Dotychczas nauczanie Kościoła opierało się na hierarchii autorytetów, której drabina kończyła się na stwierdzeniu Roma locuta, causa finta (Rzym powiedział, sprawa zakończona). Dzisiaj niejeden duchowny ma ambicje krytykować papieża, zapominając o religijnym posłuszeństwie i uległości.
Oczywiście procesowi temu sprzyja technologia. Kiedyś istniał cały system weryfikacji autorów. Dzisiaj, niestety, każdy, kto ma komputer czy urządzenie mobilne oraz Internet, może sobie głosić, publikować, co chce. Skontrolować się tego nie da. Nie trzeba wchodzić na ambonę, aby zostać kaznodzieją. Wystarczy klawiatura, kamerka, telefon. A że w tym gąszczu propozycji przebić się trudno, przebijają się najgłośniejsi, najdziwniejsi, najbardziej oryginalni i szokujący. I tak oto kościelna postprawda ma się dobrze, nie tylko wygrywając z papieżem, ale z samym Panem Bogiem. Ale to chwilowe zwycięstwo. Bo przecież tylko „prawda nas wyzwoli”.