Aktywizm

Kiedy miał już dosyć jałowości własnej egzystencji, poczucia,
że wszystko robi bez sensu, że czegokolwiek dotknie –
to się rozpada – zawołał: Panie Boże!!! Powiedz mi,
co mam robić!!! Obiecuję, że zrobię WSZYSTKO,
co każesz, nie będę szczędził sił, nie zatrzymam
się w pracy dla Ciebie – tylko powiedz mi: czego chcesz!!!

JOANNA NOSAL

Oława

LUBOMIR MIHALIK/PIXBAY.COM

Znużony płaczem, rozpaczą, wędrówką – zasnął. Wtedy we śnie usłyszał głos: „Zaopiekuj się tymi drzewami”. Zbudził się gwałtownie, zerwał na równe nogi. Jakimi drzewami???
W miejscu, w którym stał – a nie była to jakaś żyzna równina, tylko raczej pustynia – leżały sadzonki drzewek owocowych. Niewielkie. 10 sztuk. Oprócz tego szpadel, worki z ziemią specjalną pod drzewka owocowe, cysterna pełna wody, wiaderka, paliki i siatka maskująca, by osłonić drzewka przed palącym słońcem. Było wszystko.
Wystarczyło przystąpić do pracy.
Westchnął więc z ogromną wdzięcznością i zabrał się do roboty. Kopał, sadził, nawadniał, osłaniał od słońca, aż wieczorem – wykończony, ale szczęśliwy – zasnął.
Kiedy obudził się następnego dnia – obok zasadzonych już drzewek leżało 10 następnych. Cysterna wypełniona była wodą.
Oddał się więc ochoczo swojemu zadaniu.
Kopał, podlewał, doglądał, osłaniał przed słońcem i gwałtownymi podmuchami wiatru, przymrozkiem…
starał się ze wszystkich sił. Zmęczony całodzienną pracą zasnął.
Kiedy się obudził – obok zasadzonych drzewek leżało 10 następnych. Trochę się zmartwił. Wody było ciągle tyle samo, ziemi uprawnej nie przybyło, siatka osłaniająca przed słońcem tego samego rozmiaru… będzie ciężko… Ale co tam! Widocznie trzeba się bardziej postarać. Rzucił się więc w wir pracy.
Wodę racjonował, zagęścił nieco nasadzenia, siatką osłaniał różne drzewa na zmianę, bo słońce paliło mocno.
Czuł się zmęczony, ale przecież obiecał starać się ze wszystkich sił i z całego serca, przecież nie może złamać danej obietnicy!
Kiedy się rano obudził i znalazł kolejnych 10 drzewek, zaczął się martwić.
Poczuł, że praca zaczyna go przerastać, że chyba nie obejdzie się bez strat, że efekt nie będzie tak wspaniały, jak spodziewał się na początku…
No, ale nie było rady. Słońce wzeszło, trzeba się było brać do pracy…
Jaki był koniec tej historii? Wszystkie drzewa uschły.
Człowiek wykończony zawołał do Pana Boga z wielkimi pretensjami – Jak mogłeś mi to zrobić!!!??? Tak się starałem!!! I wszystko znowu na nic!!!
A w odpowiedzi usłyszał: Ale ja ci dałem pod opiekę tylko 10 drzew!

To jedna z moich ulubionych przypowiastek o tym, jak przewrotnie można odczytywać wolę Bożą.
Nie wymyśliłam jej – usłyszałam kiedyś i niestety nie pamiętam ani kto opowiadał, ani kto jest autorem. Próbowałam odnaleźć w czeluściach Internetu – daremnie.
Przekazałam więc tak, jak ją pamiętam.
Chcemy dobrze! Bardzo chcemy, by nasze zaangażowanie przynosiło dobre owoce. Jesteśmy gotowi na ofiary i trud.
Ale zapędzamy się w pracę – kiedy ona już wpadnie w nasze ręce. Kiedy znajdziemy sobie zadanie – przestajemy pytać. Wiemy lepiej. Lubimy się „poświęcać” do bólu, do niemyślenia, do wyczerpania całkowitego. Wtedy mamy poczucie, że staraliśmy się naprawdę.
Kiedy już podejmiemy jakąś pracę – trzymamy się jej pazurami jako szansy na samorealizację. Na sukces. To MUSI być dobre. Przecież praca uszlachetnia, czyni wolnym, przekształca… Znamy te wszystkie prawdziwe i mądre przysłowia o wartości pracy.
Ale zapominamy, że praca powinna mieć sens. Nawet prosta, najprostsza praca powinna angażować także głowę.
Sens, który odnaleźliśmy, podejmując pracę – trzeba odnajdywać także w dniach kolejnych. Nie wystarczy założenie początkowe. Trzeba sprawdzać, weryfikować, rozwijać się, zmieniać.
To wysiłek wcale nie mniejszy niż oddawanie pracy całej siły i całego dostępnego czasu. Jeśli sensu brak, brniemy w aktywność aż do wypłukania wszystkich życiowych soków.
A wtedy przyglądamy się efektom naszych działań i nie rozumiemy, jak to możliwe, że praca dla DOBRA nas wykańcza! Jak to możliwe, że efekty są takie mizerne! Jak to możliwe, że dobro nie przynosi dobra? Poznamy po owocach. Chyba że wcześniej drzewa uschną. Wraz z naszym zapałem, wraz z naszym życiem rodzinnym, z zaniedbanymi przyjaźniami.
Trzeba każdego dnia zdawać sprawę ze swego zarządu. Trzeba każdego dnia od nowa pytać o zadania na kolejny dzień, potwierdzać, czy obrana ścieżka jest tą, która doprowadzi nas do celu. Bo praca jest środkiem i drogą do celu – nie celem. A celu nie wolno stracić z oczu.