Moja Niedziela

4 CZERWCA 2017 R.
Zesłanie Ducha Świętego

Maestro, prosimy!

DZ 2, 1-11; 1 KOR 12, 3B-7. 12-13; J 20, 19-23

Duch Święty działa w nas na różne sposoby, jak poucza św. Paweł w drugim czytaniu. Dostajemy ten fragment Listu do Koryntian w nieco okrojonej wersji, bo z tekstu zawartego w lekcjonarzu „wycięty” został cały passus opisujący poszczególne dary Ducha. Tak więc możemy dowiedzieć się, że w jednym człowieku objawia się On przez słowo mądrości, to znaczy obdarowany posiada nie tylko wiedzę, ale także zdolność dzielenia się nią z innymi.
W drugim objawia się przez służbę drugiemu człowiekowi (ciekawe, czy komuś przyszło na myśl, że pomagając komuś, kto potrzebuje pomocy, i służąc mu, korzystamy ze zdolności, jakie złożył w nas Duch? Najczęściej myślimy, że to my działamy, nieprawdaż?). W innym znowu przez dar języków i nie chodzi tu jedynie o zdolności lingwistyczne, ale także o takie posługiwanie się darem mowy, która będzie dla wspólnego dobra. Ciekawe bowiem jest jedno – i apostoł w swoim liście także to podkreśla – żaden dar nie jest nam dany, by nas wywyższyć czy ułatwić nam życie. Jeśli je w sobie odnajdujemy, to tylko i wyłącznie dla wspólnego dobra. Tam zostało użyte takie słowo, które moglibyśmy przetłumaczyć jako „zbieranie” lub „gromadzenie”. Zatem w tym kontekście Duch Święty obdarza nas darami po to, by ułatwić nam gromadzenie się, bycie razem, życie we wspólnocie. Inne tłumaczenia oddają to polskim stwierdzeniem „być pożytecznym”. Takie spojrzenie pokazuje, że jeśli odnajduję w sobie jakikolwiek dar od Ducha, to nie po to, bym go pielęgnował dla własnego dobra i swojego rozwoju. W ogromnym niebezpieczeństwie są chrześcijanie, którzy chlubią się darami i uważają, że dostali je po to, by sami wzrastali w wierze. Absolutnie! Dary Ducha nie są dla prywatnego wykorzystywania. Masz jakiś dar? Dostałeś go dla wspólnoty. Pomyśl, jak dzięki niemu możesz przyczynić się do rozwoju swojej rodziny, parafii lub grupy.
Być może dlatego papież Benedykt XVI mówił, że Duch jest symfoniczny. Żeby zagrać symfonię, nie wystarczy jeden instrument. Musi być cała orkiestra. Co więcej – jeśli rozdzielimy partie grane przez różne instrumenty, może się okazać, że każdy z nich gra mało ciekawą muzykę. Dopiero zestawione wspólnie, pod batutą maestro są w stanie porwać słuchacza. Każdy ma jakiś dar od Ducha po to, byśmy jako wspólnota tworzyli ciekawą dla ucha innych symfonię, to znaczy byśmy tak żyli, że inni będą chcieli przyłączyć się i grać razem z nami.

11 CZERWCA 2017 R.
Uroczystość Najświętszej Trójcy

Modne są relacje

WJ 34, 4B-6. 8-9; 2 KOR 13, 11-13; J 3, 16-18

Ciekawe, że chociaż na temat Trójcy Świętej na wydziałach teologicznych powstało już przypuszczalnie tysiące prac naukowych i najtęższe mózgi starały się przybliżyć tę prawdę, sam Pan Jezus nie zebrał uczniów i nie przygotował dla nich żadnego wykładu na temat tego dogmatu. Nie dziwi Cię to? Jedna z najważniejszych prawd w chrześcijaństwie nie została objaśniona przez Chrystusa.
Mnie nie dziwi, a jeszcze bardziej przekonuje, że nie o wiedzę chodzi w mojej relacji z Bogiem. To piękne, że właśnie w tę uroczystość czytamy jeden z najpiękniejszych fragmentów Pisma Świętego z tym cudownym zdaniem, że Bóg tak kocha każdego człowieka, że postanowił posłać Syna, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
Uświadamia mi to, że jak Trójcy Świętej nie tyle chodzi o to, jak wiele poszczególne osoby wiedzą o sobie, ile o to, co Je łączy i jakie są między Nimi relacje. I wbrew pozorom nie jest ważne to, by chrześcijanin zdał na bardzo dobry egzamin z traktatu teologicznego „O Bogu Trójjedynym”, ale by poczuł się zaproszony do uczestnictwa w tych relacjach i do życia tym, czym żyje Trójca. Dlatego bez wątpienia kluczem nie tyle do zrozumienia, ile do owocnego przeżywania tej pięknej uroczystości jest słowo: „umiłował”. Do takiej relacji jesteśmy dziś zaproszeni.

Zesłanie Ducha Świętego,
fragment skrzydła ołtarza Wita Stwosza
w kościele Mariackim w Krakowie, XV w.

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

18 CZERWCA 2017 R.
11. Niedziela zwykła

Kto Ci zaginął?

WJ 19, 2-6A; RZ 5, 6-11; MT 9, 36 – 10, 8

Trudno w tym roku nie zatrzymać się nad słowami, które towarzyszą nam jako wezwanie i hasło wszelkich działań duszpasterskich: „Idźcie i głoście”. Przywołujemy je w naszych wspólnotach w różnych kontekstach, uświadamiając sobie to, co papież Franciszek przepowiada od początku swojego pontyfikatu, że Kościół jest dla ewangelizacji. Przemawia za tym forma wezwania, którą Chrystus kieruje do uczniów. Dosłownie należałoby ją przetłumaczyć jako: „podążajcie”, a nawet „podróżując głoście”. Zatem chrześcijanin ma być niejako non stop w drodze. Na pewno nie może pozwolić sobie, aż zainteresowani nauczaniem Jezusa przyjdą do niego. On ma wychodzić z inicjatywą.
Szokujące jednak może być polecenie, by posłani nie szli do pogan. Tutaj pada takie określenie: „Nie chodźcie na drogi prowadzące do obcych […], ale do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Zatem nie tyle chodzi o to, by kogoś nawracać, ile poszukiwać swoich domowników, którzy gdzieś się zagubili. I kiedy już ich znajdziemy, mamy im dać odczuć, że królestwo Boga jest blisko. To całkowicie zmienia postać rzeczy. Nie chodzi bowiem o to, by wytknąć im błąd, pouczyć, a tym bardziej, by potępić i żądać ukorzenia się czy przeproszenia. Nasze słowa i czyny mają być takie, by ci ludzie odnieśli wrażenie, że sam Bóg ich znalazł. A jak postępuje Bóg, znajdując zagubioną owcę?
Bierze ją na ramiona i niesie do owczarni. Nie pogania, nie krzyczy, ale niesie.
A gdzie tu Dobra Nowina dla nas – słuchających wezwania Jezusa (bo że dla zagubionych ten tekst jest pocieszający, to nie mam wątpliwości). Otóż w tym, że Chrystus każdemu z nas tak ufa, że dzieli się z nami swoją władzą.
Daje nam to, co sam otrzymał od Ojca. Uzdalnia do tego, by odnajdywać zagubionych, leczyć ich i przyprowadzać z powrotem do domu.

25 CZERWCA 2017 R.
12. Niedziela zwykła

Więcej niż zakład

JR 20, 10-13; RZ 5, 12-15; MT 10, 26-33

Przyznam – trudno mi było zrozumieć, a jeszcze trudniej pogodzić się z tym swoistego rodzaju zakładem, który Chrystus wypowiada w Ewangelii przeznaczonej na tę niedzielę: „Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.
Brzmi to trochę jak przysłowie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. I chociaż przysłowia są mądrością narodów, to trudno mi pogodzić się z tym, że Jezus jest gotowy tak zwyczajnie odwrócić się do mnie plecami, niejako karząc mnie za to, że ja nie przyznałem się pośród ludzi do tego, że Go znam. To jakoś wydawało mi się nie w stylu Pana Jezusa. Poza tym – czy mogę sobie pozwolić na zwyczajny zakład: ot, wystarczy, że przyczepię sobie do kluczy breloczek z napisem: „jestem chrześcijaninem”, albo „rybkę” na samochód, i mam zapewnione to, że Jezus przyzna się do mnie przed Ojcem?
W wypowiedzi Pana Jezusa pada słowo, które, owszem, można tłumaczyć jako przyznać się i jest to dobre tłumaczenie, ale ono oznacza także chwalić, wysławiać, wyznawać, uznawać kogoś… Tu nie chodzi o zwyczajne stwierdzenie: „znam Jezusa”, albo przyłączenie się do akcji noszenia breloczka z napisem: „nie wstydzę się Jezusa”.
Tu chodzi o to, że publicznie uznaję Jezusa za mojego Pana i Zbawcę, publicznie oddaję mu cześć, przede wszystkim przez swoje życie, wybory, decyzje. Nie wstydzę się powiedzieć, że Bóg ma nade mną władzę, że Jego słowo decyduje o tym, co ważne, co nieważne, co dobre, co złe, co warto robić i w co warto się angażować, a co nie ma żadnego znaczenia. Chodzi o takie przyjęcie Jezusa, które sprawi, że On będzie we mnie królował. Co czujesz, kiedy masz się przed sobą samym przyznać, że Bóg ma nad Tobą władzę?
Coś tracisz, czy niezwykle dużo zyskujesz? Przyznać się do Jezusa, to uznać, że On jest pierwszy, najważniejszy, jest tym, który decyduje o moim życiu. Najpierw przed samym sobą, a dopiero potem wobec innych. To więcej niż zakład na zasadzie: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.

KS. RAFAŁ KOWALSKI