Moja Niedziela

7 MAJA 2017 R.
4. Niedziela Wielkanocna

Ważna jest barwa

DZ 2, 14A. 36-41; 1 P 2, 20B-25; J 10, 1-10

Pan Jezus często odwoływał się w swoim nauczaniu do świata zwierząt. Nic dziwnego – poszukiwał obrazów, które były bliskie jego słuchaczom. Za ich pomocą mógł w sposób precyzyjny przekazać prawdę o Królestwie Bożym. Dziś obraz owiec i pasterza wielu zna jedynie z filmów przyrodniczych. Śmiem twierdzić, że nigdy nie widzieli na własne oczy kogoś, kto stanąłby w pobliżu swoich zwierząt, zagwizdałby i po prostu ruszyłby przed siebie, obserwując jedynie kątem oka, jak one spokojnie za nim podążają. Miałem to szczęście obserwować w dzieciństwie właściciela takiego stada, więc może słowa Ewangelii o dobrym pasterzu są mi szczególnie bliskie. Wręcz uwielbiam to zdanie o owcach słuchających głosu pasterza. Jezus używa tutaj terminu, który można oddać polskim słowem: „głos”, ale oznacza on także: „ton” lub „brzmienie”. Jest to o tyle ważne, że pasterz niczego owcom nie musi tłumaczyć, udowadniać czy ich przekonywać. Pasterz nawet nie bardzo ma konkurencję, która byłaby w stanie sprowadzić jego owce na manowce. Im wystarczy barwa głosu. Jeśli ją usłyszą – wiedzą, że są bezpieczne, i wiedzą, w którym kierunku mają iść. Czy Jezus jest dla nas pasterzem? Czy wystarczy nam argument, że to On powiedział, byśmy poszli we wskazanym kierunku? – to pierwsze pytania, jakie nasuwają się w związku z tym fragmentem Pisma Świętego. Inne dotyczą tego, że może się okazać, że sami jesteśmy dla kogoś pasterzami – rodzice dla dzieci, księża dla swoich parafian, przyjaciel dla przyjaciela. Pasterz ma to do siebie, że owce za nim idą. To znaczy jeśli sam schodzi na manowce – poprowadzi tam tych, którym ma przewodzić. To tym bardziej pokazuje, jak ważne jest, kogo w życiu słuchamy i kto wyznacza nam drogę.

14 MAJA 2017 R.
5. Niedziela Wielkanocna

Nie Ty masz rosnąć

DZ 6, 1-7; 1 P 2, 4-9; J 14, 1-12

Wbrew pozorom tekst z Dziejów Apostolskich nie jest historią siedmiu diakonów. Nie ma nam służyć także jako kronika opisująca pierwsze decyzje administracyjne w Kościele. Właściwie bohater tego fragmentu jest jeden: słowo Boże, które rośnie. Użyty tutaj czasownik może oznaczać nie tylko rozszerzanie się, ale także pomnażanie, dawanie wzrostu. Ten fragment jest o tyle mocny, że uświadamia, iż od chrztu świętego każdy chrześcijanin nie tyle pisze własną historię, ile historię słowa Bożego, które w nim rośnie, i które dzięki niemu rozrasta się w świecie. Aby jednak coś mogło rosnąć, niezbędne są sprzyjające warunki. Podobnie jest ze słowem Bożym. Jak roślina nie urośnie bez dobrej gleby, słońca i wody, tak słowo Boże będzie się rozrastało, jeśli znajdą się tacy, którzy: będą je głosić, będą się modlić i będą służyć innym. Autor Dziejów wyraźnie pokazuje, że angażując się w te trzy aktywności, apostołowie sprawili, iż nic już nie było w stanie zatrzymać wzrostu Słowa.

Scena Wniebowstąpienia. Płaskorzeźba ołatarzowa
wykonana przez Mathiasa Beule (1877–1921) w kościele
pw. Matki Bożej Rożańcowej w Chropaczowie (Śląskie)

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

21 MAJA 2017 R.
6. Niedziela Wielkanocna

Wszystko jest po coś…

DZ 8, 5-8. 14-17; 1 P 3, 15-18; J 14, 15-21

Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Bóg spełniał wszystkie nasze prośby i pomysły. Samaria przyjmująca słowo Boże jest swoistego rodzaju przestrogą dla wszystkich, którzy najchętniej rzuciliby ogień i kamienie w inaczej myślących czy niewierzących. Dobrze jest bowiem przeczytać pierwsze czytanie z dzisiejszej liturgii słowa w połączeniu z 9. rozdziałem Ewangelii św. Łukasza.
Jest tam mowa o podróży, jaką Jezus odbywał do Jerozolimy.
Wówczas mieszkańcy miasteczka samarytańskiego nie zgodzili się, by zatrzymał się u nich. Dwóch uczniów Jezusa zaproponowało „sprawiedliwą” karę: „Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich…”. Ewangelista dodał, że Jezus ich zgromił. Bo gdyby spełnił tę prośbę – kto wie, gdzie schroniliby się apostołowie przed prześladowaniem, jakie wybuchło po śmierci Szczepana. A tak – czytamy dziś – pierwszym miejscem, do którego się udali, była właśnie Samaria. Co więcej – to Samarytanie jako pierwsi uwierzyli w głoszone słowo. Przypadek? I jeszcze jedno – fakt, że Jezus był głoszony w Samarii, to wbrew pozorom nie dobrze zaplanowana akcja ewangelizacyjna, ale efekt wspomnianych prześladowań. One sprawiły, że apostołowie opuścili święte miasto. Tak oto – wydarzenie tragiczne i straszne stało się przyczyną rozszerzania się Ewangelii.
Jak tu nie wierzyć, że wszystko w życiu jest po coś, a Bóg nawet z największego zła jest w stanie wyprowadzić dobro?

28 MAJA 2017 R.
Wniebowstąpienie Pana Jezusa

Miód zamiast octu

DZ 1, 1-11; EF 1, 17-23; MT 28, 16-20

Od Światowych Dni Młodzieży spory sukces zrobiło w Kościele hasło: „zejść z kanapy”. Wielokrotnie nawiązywał do niego papież Franciszek, wskazując, że chrześcijaństwo nie jest religią kanapową, a pisząc do młodych na ostatnią Niedzielę Palmową i wspominając Matkę Bożą, nie omieszkał zauważyć, że po zwiastowaniu nie zamknęła się ona w domu i nie dała się sparaliżować strachem czy też pychą. Dodał także, że Maryja nie jest typem kobiety, która, by czuć się dobrze, potrzebuje kanapy, gdzie mogłaby usiąść wygodnie i bezpiecznie. Właściwie jest to dosłowne odczytanie słów, które Chrystus pozostawił apostołom tuż przed wniebowstąpieniem. Dosłownie brzmią one: „Wyruszywszy (albo lepiej: będąc w podróży) czyńcie uczniami wszystkie narody”. To określenie: „wszystkie narody” właściwie moglibyśmy także oddać stwierdzeniem: „obce ludy”. To poważne zadanie, a mam wrażenie, że jedno z najbardziej zaniedbywanych przez współczesnych chrześcijan, którzy po pierwsze – mają być bez przerwy w drodze (to jakoś kłóci się z „dzwonieniem i czekaniem aż do nas przyjdą”, ewentualnie – narzekaniem, że ciągle jest ich tak mało), po drugie – tak mają nauczać, by z kogoś zupełnie niezainteresowanego uczynić ucznia (tu nie chodzi o przekaz wiedzy i sprawdzenie jej w formie egzaminu), po trzecie (chyba najtrudniejsze) – adresatem naszych działań mają być ludzie nam obcy i niekoniecznie chodzi tu o ich narodowość; obcy w sensie mentalnym, inaczej myślący, wyznający inne poglądy polityczne, społeczne, ludzie, z którymi się nie zgadzamy. Ich Bóg stawia na naszej drodze, a kiedyś zapyta: „Co zrobiłeś, by uczynić z nich uczniów?”.
Obawiam się, że niektórzy będą musieli odpowiedzieć, że uświadomili im ich niewiarę oraz to, że nie dorastają do chrześcijaństwa, a może nawet, że rzucili w kierunku tychże „ludów” kilka kamieni. Jeden z amerykańskich kardynałów słusznie powiadał, że ten nakaz Jezusa skutecznie wypełnia się za pomocą miodu, a nie octu.

KS. RAFAŁ KOWALSKI