„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Wolne powietrze ateizmu?

Czy nie byłoby lepiej nie wierzyć? Skończyć z wątpliwościami, stanąć w końcu
na pewnym gruncie niewiary, pozbyć się pytań o Boga i o ten cały inny świat?
Wcale nie lepiej – bo stan porzucenia Boga także naznaczony jest wątpliwościami,
i to nawet większymi (czyż w ostateczności więcej nie przemawia za Nim?).

KS. MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Obiecanie sobie błogiego spokoju w odrzuceniu Boga jest jak oczekiwanie naiwnego klienta
nieuczciwej firmy turystycznej: „Gdzie jest ta plaża, którą widziałem na zdjęciach w waszej reklamie?”

EVE/PIXABAY.COM, LIC. CC0

Odejście od Boga to nie błogi stan spokoju i wolności od duchowych zmagań, lecz nowy wariant starych, gryzących pytań: „A może On jednak istnieje? Może ten świat faktycznie jest Jego dziełem? Może Człowiek z Nazaretu mówił prawdę? Może umarli rzeczywiście przechodzą do jakiegoś innego świata?”. Porzucenie wiary w Boga jest przejściem w inną wiarę – że Go nie ma; a wszystko z tej racji, że w sprawie Boga brakuje oczywistych, namacalnych dowodów. Gdzie zaś wiara, tam pytania.
Błogi spokój?
Ów rzekomy pokój ducha to mocna pokusa dla tych uczniów Pana Jezusa, którzy zmęczeni są swymi rozterkami.
Z wielką ostrością wyraził to Karol Ludwik Koniński (1891–1943), człowiek wierzący, ale obdarowany tak wrażliwym sercem, że skazany na ciągłą duchową walkę: „Jeśli Ciebie nie ma – rozerwijmy sieć pajęczą, w której brzęczymy tęskliwie, my, metafizyczne niedowiarki, i wyrwijmy się na wolne powietrze ateizmu” (Uwagi 1940–1942).
Na szczęście wątpliwości nie są porażką wiary. Jako chrześcijanie nie ukrywamy, że w relacji do Boga obecne jest zmaganie. Otwarcie głosimy światu – pokochaliśmy Tajemnicę, której ciężar nas przerasta; wpatrujemy się w Niewidzialnego (2 Kor 4, 16-18); poznajemy tylko po części (1 Kor 13, 12); jęcząc i wzdychając czekamy, aż odsłoni się On bardziej (Rz 8, 18-24); skaczemy przez bezdenną przepaść i wisimy w locie, nie dosięgnąwszy jeszcze drugiej strony (zamiast powolnie schodzić w dół i potem próbować wspiąć się na drugą stronę; ale czy może się to udać w przepaści bez dna? – to znów Koniński).
Najlepiej wyraził to Jeremiasz: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają […] I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem” (Jer 20, 7-9).

Naznaczona pytaniami wiara jest udziałem uczniów Jezusa po dzisiejszy dzień, o czym świadczą wstrząsające notatki św. Matki Teresy z Kalkuty: „Czuję w duszy po prostu ten straszliwy ból z powodu utraty – Boga, który mnie nie chce – Boga, który nie jest Bogiem – Boga, który naprawdę nie istnieje (proszę, Jezu, wybacz moje bluźnierstwa – kazano mi pisać wszystko). Ta ciemność, która mnie otacza z każdej strony – nie potrafię wznieść swej duszy do Boga” (Pójdź, bądź moim światłem). „Beton” bardziej zbrojony? O ile chrześcijanin nie udaje „wszystkowiedzącego pewniaka”, a wątpliwości wcale nie są końcem jego wiary, o tyle inaczej zdaje się to wyglądać z ateizmem (do tej pory świadomie unikaliśmy tego złożonego pojęcia, mówiąc tylko o narażonych na wątpliwości wierzących). Ateizm wydaje się wątpliwości nie mieć, neguje Boga wprost i bez wahania. Chrześcijanin wyzna, że istnieje Bóg, ale o „ukrytym obliczu” (Iz 45, 15); ateista powie wprost, że „Boga nie ma”. O Bogu chrześcijanin stwierdzi „Tak, ale”; ateista będzie bardziej kategoryczny: „Nie i koniec”. Wierzący ewangelicznie woła „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu” (Mk 9, 24) – a czy ateista może analogicznie powiedzieć „Nie wierzę, zaradź mej wierze”? W porównaniu z wiarą widać, że to raczej ateizm nie może pozwolić sobie na wątpliwości; musi być albo twardy, albo nie będzie go wcale (bo wycofa się na bezpieczniejsze pozycje agnostyka, gdzie będzie mógł twierdzić, że wiele spraw pozostaje niejasnych). Jeśli tak, to niemyślenie ludzi wierzących zasługuje na porównanie do „betonu”. Owo straszliwe „może” „Wolne powietrze ateizmu” nie jest więc tak świeże i czyste. Jak pisał Józef Ratzinger na pierwszych stronach Wprowadzenia w chrześcijaństwo, odrzucającemu Boga „zawsze grozi […] pytanie, czy wiara i to, co ona głosi, nie jest czymś rzeczywistym”. Ratzinger przytacza historię rabina, którego odwiedza pewien uczony, by przekonywać go do odrzucenia Boga. Żyd nie podejmuje sporu, lecz mówi tylko: „Zastanów się. Może wiara to jednak prawda?”, co całkowicie wytrąca uczonego z jego pewności siebie: „Może to jednak prawda?”

Warto: przeczytać Uwagi 1940–1942
Karola Ludwika Konińskiego
(kroi mózg na plasterki).