PAWEŁ WRÓBLEWSKI

Wrocław

Śmierć Jezusa w świetle medycyny

Święta Zmartwychwstania Pańskiego to czas zadumy i refleksji nad ich symboliką i przesłaniem, ale współczesny świat prowokuje do poszukiwania naukowych dowodów na potwierdzenie kultywowanych w chrześcijańskiej tradycji wydarzeń. Pomocna w tym okazała się medycyna. Pozwala uzasadnić naukowo właściwie wszystkie opisy kaźni, jaką przeżył Chrystus. A porównanie ich ze śladami na całunie turyńskim daje możliwość wiernego odtworzenia tych dramatycznych wydarzeń.
Opisywany krwawy pot, jaki wystąpił na ciele Jezusa w Ogrójcu, to zjawisko znane w medycynie, występujące zwłaszcza u ludzi młodych umierających „trudną śmiercią”, jako skutek wyjątkowego stresu. Dochodzi wtedy do gwałtownego przemieszczania się krwi w organizmie: najpierw jej odpływu do wnętrza ciała, a potem parcia całą mocą przyspieszonej akcji serca na obwód, „tłok” krwinek w naczyniach włosowatych i ich przechodzenie do gruczołów potowych. Biczowanie w rzymskim prawie było karą dodatkową do ukrzyżowania. Chrystusa przywiązanego do niskiego słupa biło dwóch żołnierzy, jeden był wyższy, a drugi nieco niższy. Użyto biczów zakończonych podwójnymi kulkami ołowianymi. W zależności od siły uderzenia powstawały różne rany: uraz powierzchowny skóry, uszkodzenie skóry właściwej i jej zmiażdżenie, przerwanie jej ciągłości z wniknięciem zakończeń biczów w głąb ciała aż do kości. Ich skutkiem były wybroczyny lub podbiegnięcia krwawe, w trzecim przypadku ciosy powodowały zniszczenia wewnątrz tkanek, miażdżąc wszystko po drodze. Na całunie doliczono się 121 ran ósemkowych z wyraźną przerwą na poprzeczne połączenie zakończeń biczów. Stąd liczbę uderzeń szacuje się na 60–70 (nie wszystkie mogły powodować głębokie rany). Najwięcej uderzeń spadło na plecy Jezusa.
Chrystusowa korona cierniowa była upleciona z gałązek krzewu cierniowego o ostrych kolcach, zdolnych przeniknąć przez czepiec ścięgnisty aż do okostnej kości czaszki. Rany nie utworzyły opaski, jak przedstawiają to artyści na obrazach czy rzeźbach, ale coś w rodzaju kasku otaczającego głowę Jezusa. Było ok. 70 głębokich, krwawiących, bolesnych ran kłutych. Z rany w boku, zadanej włócznią tuż po śmierci, wypłynęła krew i woda, co ma swoje odzwierciedlenie na całunie i uzasadnienie medyczne: była to mieszanina wysięku opłucnowego i krwi, być może z przebitego serca. Według podań Jezus umierał w pełni świadomie.
Śmierć na krzyżu następuje głównie z niedotlenienia, co w pierwszej fazie powoduje utratę przytomności, jednak Chrystusowi podawano ocet, który ma właściwości cucące i pobudzające ośrodek oddechowy. Jest więc wielce prawdopodobne, że Jezus mógł umrzeć w pełni świadomie, z wyczerpania.
Tak oto medycyna dostarcza nam dowodów uwiarygodniających przekazy ewangeliczne. To ważne zwłaszcza dla wątpiących. Dla wierzących i tak ważniejszy w opisywanych wydarzeniach jest przekaz, że potężniejsza niż śmierć jest miłość silniejsza niż grzech.