JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

Proboszcz z Kazachstanu

Ma na imię Wojciech, a mówią o nim Wojtek. Nie jest tajemnicą, że gmina Wińsko przyjmuje repatriantów, Polaków z Kazachstanu i Uzbekistanu. Było o tym w mediach, także w „Nowym Życiu”. Skala jest bowiem duża – od razu 12 rodzin.
Pierwszy zapełnił się dom w Wińsku, urządzony w dawnym ośrodku zdrowia. Z Rudawą, budynkiem byłej szkoły, zeszło nam dłużej.
Ks. Józef jest proboszczem parafii Smogorzów Wielki, do której należy wieś Rudawa. Jest góralem „spod samiuśkich Tater”. Szczery, dobry, pogodny, oddany. Pełen uczuć patriotycznych.
Na ostatnich dożynkach w Rudawie od polowego ołtarza zapytał: „A kiedy będzie się działo to, co ma się dziać tam, naprzeciwko?”. Czyli w szkole. Bezdzietnej od 6 lat. „Lada dzień” – odpowiedziałam. „Trwa przetarg na roboty budowlane. Kasę od Skarbu Państwa już mamy”.
Parafianie zabili brawo, ale takie niepewne, bez wiary. Był wrzesień. Roboty ruszyły w październiku.
W grudniu był koniec. W styczniu poprawki i porządki. W lutym to, co na zewnątrz, zamarzło, zapowiadając w kwietniu kolejne poprawki.
W marcu przyjechały do Rudawy pierwsze nowe mieszkanki z Kazachstanu: matka, córka i córka córki. Wszystkie dorosłe. Najstarsza była przez kilkanaście lat gospodynią u polskiego ks. Wojciecha w Kazachstanie. Ks. Wojtek przyjechał wkrótce po nich do Polski, na urlop. Postanowił je odwiedzić.
Skontaktowałam go z ich nowym proboszczem, ks. Józefem. I co się okazało? Że proboszcz rodzinnej parafii ks. Józka, tam w górach, to stryj rodzony ks. Wojtka z Kazachstanu.
Znak? Opatrzność? Bo przecież nie przypadek.
Ks. Wojciech przyjechał na niedzielę, aby wspólnie z ks. Józefem odprawić mszę. W ławkach repatrianci i starzy mieszkańcy. Ci, którzy się dobrze przyłożyli do sprawy, i ci, którzy już jej zepsuć nie mogą. Razem. Na zawsze. Patrzę na nich i myślę: jestem szczęśliwym wójtem. I mam kolejnego „mojego” proboszcza. Mówią o nim Wojtek.
Wraca do naszych, do Kazachstanu.