Nie chce mi się – o staraniu

Nikomu się nie chce. Prawda?
Pani w sklepie się nie chce, urzędniczce,
kelnerowi… Tak zwana „obsługa” nie pełni swojej
podstawowej funkcji pomocniczej.

JOANNA NOSAL

Oława

Jeżeli budzisz się bez jęku i ociągania – dla Jezusa – to pierwszy krok,
by pójść dalej. Tam gdzie On chce

SZYMON ZMARLICKI/FOTO GOŚĆ

Przyzwyczajamy się nie mieć oczekiwań, bo szkoda nerwów. I tak nic nie poradzimy. Oduczamy się potrzebować czegokolwiek od kogokolwiek.
Recepcjonistka, pielęgniarka, opiekunka… wiadomo, że są zajęte akurat czymś innym. To nie jest nowe. Ale zrobiło się takie… powszechne! Jedna wielka niechęć… Jakby wszyscy byli zupełnie gdzie indziej… Bez życia…
Taki widok nie cieszy. Ale już najgorszy w tym wszystkim jest widok dzieci – im też się nie chce. Ruszyć im się nie chce, chodzić im się nie chce, patrzeć im się nie chce, słuchać im się nie chce… Ani wyjść z domu… ani w nim zostać… Nuuuda…
W poszukiwaniu sensu
Najłatwiej powiedzieć, że to lenistwo.
Tyle że każdy ma wytłumaczenie.
Każdy robi to z jakiegoś powodu!
Tylko że tym powodem jest brak. Brak poczucia sensu. Nie wiadomo, po co się wysilać. Zanikło poczucie dążenia do wzrostu, samodoskonalenia, samowychowania – dla przyszłości, dla wieczności. Liczy się tu i teraz i to, co służy zachowaniu stanu, który uznamy za odpowiedni.
Ale: Kto chce zachować życie – straci je! (Łk 9, 24: Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.)
Czym jest zachowywanie życia?
Stabilizacją. Konserwowaniem tego, co jest. Niechęcią do zmiany i niepewności.
Zachowujemy dobre zdrowie, dobre samopoczucie, dobre imię, dobre środowisko, dobre obyczaje, dobre stosunki… żeby się nie pogorszyły. Bo wiadomo – mogłoby być gorzej. Trzeba przetrwać, przetrzymać, wytrzymać. Kłopoty zawsze będą, ale jak wytrzymamy, to przywykniemy, część problemów rozwiąże się sama, jakoś to będzie.
Kto chce zachować życie – straci je!
Zachowywane w ten sposób „życie” wycieka przez palce. Nie budzi radości, nie budzi nadziei, nie budzi pragnień.
Strefa komfortu, stale poszerzana i broniona – staje się miejscem schronienia przed wyzwaniami i tęsknotami, przed drugim człowiekiem i jego nieprzewidywalnością, przed zmianą warunków, przed pogorszeniem, stratą, bólem, cierpieniem, samotnością, lękiem, niepokojem, ubóstwem, niepewnością… życiem?
Trudno to dostrzec, bo na pozór jest dobrze! Tęsknoty prawdziwe – zamieniane są na tęsknoty pozorne.
Pragnienie szczęścia zastąpione zostaje pragnieniem zadowolenia. Pragnienie życia – pragnieniem dobrej kondycji.

Pragnienie zwycięstwa – pragnieniem pierwszeństwa. Pragnienie spełnienia – drażnieniem receptorów: zamiast zaspokajania głodu – drażnienie smaku, zamiast zaspokajania miłości – ciągły stan pobudzenia i kochliwości. Zamiast spotkania – relacje wirtualne. Czy to, co znane i bezpieczne, naprawdę jest bezpieczne?
Czy to zachowywane wielkim kosztem życie w ogóle cieszy? Czy to ma jakikolwiek sens? Czy nie tęsknimy coraz bardziej? Czy nie zaczynamy ginąć z głodu i pragnienia miłości prawdziwej?
Kto straci życie dla mnie – znajdzie je
Czym zatem jest tracenie życia?
Jezus nie namawia przecież do śmierci, ale do życia. Co to może znaczyć i jak to się przekłada na codzienność? Codzienność to zwyczajne, małe rzeczy, ciągle powtarzane w rytmie podjętych zobowiązań.
Właśnie tu zaczyna się tracenie życia dla Jezusa – z myślą o Nim i Jego Królestwie. Od dźwięku budzika.
Zachowanie życia to jęk i cierpienie wstawania, tracenie życia to wstanie wbrew naturze – bez jęku, bez skargi, bez ociągania. Robienie wszystkiego, każdej najdrobniejszej czynności – Z CAŁEGO SERCA.
Ale po co Jezusowi moje wstawanie bez jęku? Jaki to ma sens? Do czego to prowadzi?
Otóż właśnie…
Do czego to prowadzi?
Jeżeli budzisz się bez jęku i ociągania – dla Jezusa – to pierwszy krok, by pójść dalej, tam, gdzie On chce. By słyszeć, do czego Cię obudził, do czego Cię wymyślił, do czego Cię wybrał, dlaczego masz do dyspozycji ten jeszcze jeden dzień, dlaczego dzisiaj spotkasz akurat tych ludzi, dlaczego dopadną Cię akurat te kłopoty, dlaczego będzie tak, a nie inaczej. Ale czy gotów jesteś wyruszyć w tę drogę, na której nikt nie zagwarantuje Ci bezpieczeństwa i happy endu? Nie zachowując tego, co dobrze znane, co bezpieczne, co komfortowe? Instynkt zachowywania życia będzie Ci mówił, by oszczędzać energię, oszczędzać uwagę, oszczędzać siły – na jakieś „później”. Ale tracenie życia działa wbrew instynktowi. To wysiłek. Spróbuj wykonywać każdą najzwyczajniejszą czynność z całego serca, jakby miało nie być nic więcej, a zobaczysz, co się zacznie dziać – jak zaczną się budzić ludzie wokół Ciebie – zadziwieni tym, że jesteś właśnie tu – z nimi, dla nich, sumienny, kontaktowy, reagujący, ŻYWY!
„A kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 24-25)! I to jest jedyna gwarancja: w tym jest życie!