OBSERWATORIUM SPOŁECZNE

„Fast food” życia rodzinnego…

W wielu rodzinach zanika zwyczaj wspólnego spożywania posiłków w domach,
a więc i wspólnego gromadzenia się przy stole, który stawał się przestrzenią
jednoczenia rodziny, wspólnych rozmów i dzielenia się sobą.

EWA PORADA

Katowice

ROMAN KOSZOWSKI/FOTO GOŚĆ

Nikogo już dzisiaj nie dziwi cała paleta lokali serwujących różnego rodzaju jedzenie z różnych zakątków Europy i świata w galeriach handlowych czy też na rynkach miast.
Jednak w ostatnich latach można zaobserwować renesans mniejszych lub większych restauracji w różnych zakątkach miast czy też przy częściej uczęszczanych trasach w naszym kraju.
Wiąże się to bez wątpienia z przemianami, jakie dokonują się w sposobie odżywiania się Polaków.
Wydaje się, że przez ostatnie dekady dominowała w kwestii zaspokajania głodu mentalność minimalistyczna, swoista moda na takie jedzenie, które zabiera niewiele czasu zarówno w przygotowaniu, jak i spożywaniu. Symbolem tego stały się wówczas: restauracje fast food, kuchenka mikrofalowa, w której szybko i łatwo można podgrzać posiłek, czy tzw. dania instant, które wystarczy zalać wrzątkiem lub rozmrozić, aby były gotowe do spożycia. Wszystkie te rzeczy miały na celu szybkie i bezproblemowe zaspokojenie głodu człowieka w taki sposób, aby ten nie musiał odrywać się od bieżących zajęć.
W ostatnich latach coraz częściej zwraca się uwagę na aspekty zdrowotne stylu życia. Wskazuje się na czynniki zagrażające zdrowiu fizycznemu i psychicznemu człowieka odżywiającego się produktami fast food czy instant.
Te informacje mają zasadniczy wpływ na modę żywieniową – coraz rzadziej raczymy się pożywieniem „w proszku”, a coraz chętniej spędzamy czas w miejscach, gdzie posiłek jest przygotowywany w sposób bardziej domowy, coraz więcej osób stosuje różnego rodzaju diety, dba o jakość spożywanych produktów i ich odpowiedni dobór. Co ciekawe, naprzeciw tym oczekiwaniom wychodzą także nierzadko restauracje kojarzące się do tej pory jedynie z fast foodami. Można jednak odnieść wrażenie, że mimo zmiany menu, styl i atmosfera spożywania posiłków nosi w sobie nieustannie piętno fast foodów. Spróbujmy wskazać na kilka symptomów mentalności fast foodowej w życiu rodzinnym.
Nowa „tradycja”
Podstawowym zjawiskiem jest to, że w wielu rodzinach zanika wspólne spożywanie posiłków w domach, a więc i wspólne gromadzenie się przy stole, który stawał się przestrzenią jednoczenia rodziny, wspólnych rozmów i dzielenia się sobą. Przy stole zazwyczaj omawiało się radości i troski domowników, szukało rozwiązań. Młodsze pokolenie uczyło się sztuki konwersacji, wymiany poglądów, nawiązywania relacji. Budowały się więzy rodzinne.
„Tradycją” współczesnych rodzin jest coraz częściej spożywanie posiłków poza domem, w różnego rodzaju restauracjach czy barach. Także znaczna część uroczystości rodzinnych przenoszona jest z domów do restauracji czy domów przyjęć. Motywy takich zachowań są zazwyczaj bardzo praktyczne: brak czasu, zbyt dużo pracy z przygotowaniem i sprzątaniem, często też zwraca się uwagę na to, że koszty jednego i drugiego specjalnie się nie różnią. Tak więc rodzina, przyjaciele gromadzą się w miejscach publicznych, stwarzających pozory prywatności i domowej atmosfery.
Warto sobie jednak w takich sytuacjach odpowiadać na pytania: czy atmosfera restauracji, domu przyjęć czy hotelu jest identyczna z domową?
Czy aby nie tracimy czegoś z głębi relacji rodzinnych? Czy aby na pewno chcemy w lokalach rozmawiać swobodnie na wszystkie tematy?
Inną kwestią jest sam „rytuał” organizowania uroczystości domowych: wspólnego sprzątania, robienia zakupów, przygotowywania potraw, zapachu pieczonego ciasta, nakrywania do stołu…
Ów proces, który spajał rodzinę, był dla młodszego pokolenia niezastąpioną szkołą przygotowania do założenia przyszłej rodziny, dzielenia się obowiązkami, wspólnego cieszenia się z efektów pracy.
Dzisiaj w wielu domach nie ma już zwyczaju wspólnych przygotowań nawet w okresie przedświątecznym.

Telewizor „głównym mówcą”
Z wielu mieszkań znika stół, a w jego miejsce pojawia się ława nakierowana nie tyle na zasiadających, ile na telewizor, który staje się często „głównym mówcą” w domu. Coraz częściej zdarzają się rodziny, w których podczas wspólnych posiłków, spotkań rodzinnych któryś z członków rodziny używa telefonu, komputera lub tabletu.
Coraz więcej osób nie widzi w tym nic niestosownego, że podczas wspólnych posiłków, rozmów przy stole czy uroczystości rodzinnych odbiera telefon komórkowy, pisze e-maile, wysyła SMS-y, komentuje coś na Facebooku czy Twitterze lub też sprawdza bieżące informacje ze świata czy sportu – wszystko po to, aby „nie tracić czasu”, aby ciągle być w gotowości, by być na bieżąco.
W tym kontekście warto naszkicować dwie sytuacje naszej rzeczywistości, które nurtują moją pamięć… obrazy coraz częstsze, zdarzenia, które już coraz mniej dziwią.
Pierwszy obraz to Warszawa. Jest czerwcowe, sobotnie popołudnie…
Na Starym Mieście stoliki wystawione przed kawiarnie, restauracje, przy nich ludzie: rodziny, znajomi. Przechadzamy się ulicami, podziwiamy zabytki i jedynie kątem oka obserwujemy siedzących przy stolikach… mijając kolejny stolik rodzi się w nas ta sama refleksja, wówczas nieco zastanawiająca: siedzą przy nich ludzie zatopieni w wirtualnym świecie komórek i tabletów bez najmniejszego kontaktu z sobą – niczym zupełnie sobie obcy.
I zaraz taka myśl: czy to jakaś „ukryta kamera”, czy już nasza rzeczywistość?
Drugi obraz miał miejsce kilka tygodni później. Podczas wyjazdu w góry siedzieliśmy z przyjaciółmi w restauracji, wymieniając się wrażeniami całego dnia. Dwa stoliki dalej siedziała rodzina: matka, ojciec, nastoletni syn.
Oczekując na zamówienie, rodzice byli zaaferowani czymś w swoich smartfonach. Syn siedział bez telefonu, przyglądając się rodzicom, co jakiś czas próbował nawiązywać rozmowę, rodzice zbywali go, nie podnosząc nawet wzroku znad swoich telefonów.
Trwało to dobrą chwilę, do momentu, aż kelnerka podała zamówione potrawy.
Wtedy na chwilę odłożyli telefony, zajęli się spożywaniem, podobnie jak syn. W dalszym ciągu nie zamieniając ze sobą ani słowa. W pewnym momencie zadzwonił telefon, ojciec odebrał i z radością podjął rozmowę…
Rozmawiał z takim zapałem, że coraz więcej osób obecnych w restauracji zaczęło zwracać na niego uwagę. W końcu starszy pan z drugiego końca sali podszedł i zwrócił uwagę rozmówcy, że pozostałym to nieco przeszkadza.
Ogromne zdziwienie na twarzy mężczyzny rozmawiającego przez telefon i jego żony zdradziły, że jest to czynność absolutnie zwyczajna w ich rodzinie.
Nie za bardzo wiedzieli, o co chodzi i dlaczego ma to komukolwiek przeszkadzać, wszak „takie są dzisiaj czasy”. W ich odpowiedzi nie było ani złośliwości, ani buty, po prostu zdumienie.
Jedynie syn siedział bez słowa, nieco zażenowany zaistniałą sytuacją.
Wirtualne biesiadowanie
Nasuwa się taka refleksja: pewnie nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że w sytuacjach, gdy próbuje się łączyć wspólne biesiadowanie ze światem wirtualnym czy rozmowami przez telefon – traci się coś niezmiernie cennego: okazję do budowania relacji z drugim człowiekiem. Będąc bowiem jedną nogą w świecie realnym, drugą zaś w wirtualnym, nie ma się pełnego kontaktu ani z osobami z jednego, ani z drugiego świata. Następstwem tego jest erozja uwagi prowadząca do tego, że człowiek z czasem nie ma pełnego kontaktu nawet z samym sobą. Takie zachowania stają się też coraz częstszą przyczyną kłótni rodzinnych czy małżeńskich, ale także dysonansów towarzyskich, rozluźnienia więzi międzyludzkich, a w skrajnych przypadkach obcości. Może warto zatem przemyśleć „nawyki żywieniowe” także w kulturze rodzinnego, przyjacielskiego biesiadowania?