JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

Kolejny „mój proboszcz”

Ostapie – wieś w rejonie podwołoczyskim obwodu tarnopolskiego, założona w 1581 r.
W II RP była siedzibą gminy wiejskiej Ostapie w pow. skałackim, woj. tarnopolskim. Do 1939 r. należała do hr. Zaleskich herbu Dołęga. Wieś liczy obecnie 1785 mieszkańców. Wypisz, wymaluj moje Wińsko. Siedziba wiejskiej gminy. Nawet liczba mieszkańców się zgadza.
To stąd na tzw. Ziemie Odzyskane po wojnie przyjechali Krysowaci, moi dziadkowie. Z szóstką dzieci, całkiem małych i podrostków. Wylądowali w Morzynie, wiosce na końcu drogi w gminie Wińsko. W dzieciństwie nie chciałam słuchać o ich byłym domu. Nie wolno było zresztą tak o nim mówić. Żaden były. Dom i już. Babcia wszystko porównywała do Ostapia, mówiąc „a u nas w domu…”, i nigdy nie miała na myśli Morzyny. Podobnie jak jej sąsiedzi. Przyjechał ich w te strony cały pociąg. Jak Kargule i Pawlaki.
Z węzełkami, krowami, łyżkami i podkowami dla konia na zapas. Zostawili w Ostapiu serce i kościół Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Z powodu sytuacji politycznej w ZSRR kościół został zamknięty.
Jakoś przetrwał, mimo szkód, do lat 90. minionego wieku. Wówczas został wrócony wiernym. Trudno wyobrazić sobie trudy odbudowy. Nie wiem, jak i skąd tamtejszy proboszcz zdobywał środki na remont opuszczonej od lat świątyni.
Wiem natomiast, czego brakuje mu dziś.
Wpadł do mnie ostatnio strażak z OSP w Krzelowie. „Byłem w Ostapiu” – powiada – trzeba im zrobić zbiórkę na dzwon. Nieduży, z podróżą wyjdzie mniej niż 10 tys. zł. Słowo strażaka rzecz święta. Trzeba w akcję włączyć byłych mieszkańców, a właściwie ich dzieci i wnuki, które jak ja, zapewne nie chciały słuchać o tym, jak to „u nas w domu” za Bugiem było.
Nie wiemy też nic o tym, jaki był tam kościół, jak się nazywał proboszcz i jak daleko słychać było dźwięk kościelnego dzwonu. Czas to nadrobić.
Zebrać na dzwon, pojechać na odpust, poznać proboszcza.