W STRONĘ PEŁNI ŻYCIA

Pogromcy miłości

Wszystkie nasze działania wpływają pozytywnie lub negatywnie na współmałżonka.
Jeśli chcemy udanego związku, musimy uważnie obserwować, jak na siebie wpływamy,
uczyć się zachowań, które go uszczęśliwiają, i unikać tych, które unieszczęśliwiają.
Miłość zanika wtedy, kiedy pojedyncze błędy przechodzą w nawyki.
ELŻBIETA WARULIK

Wrocław

ILUSTRACJA MWM

Willard F. Harley uważa, że jedną z silniejszych wewnętrznych sił przyczyniających się do trwałości i szczęścia związku małżeńskiego jest romantyczna miłość. Rodzi się ona z faktu doświadczania wzajemnego zaspokajania przez małżonków swoich potrzeb emocjonalnych – okazywania uczuć i czułości, seksualnego spełnienia, intymnej rozmowy, towarzyszenia w rekreacji, szczerości i otwartości, atrakcyjności fizycznej, wsparcia finansowego, azylu domowego, zaangażowania w rodzinę oraz podziwu.
Amerykański terapeuta wskazuje jednak także, że oprócz zaspokajania potrzeb partnera istotna dla poczucia szczęścia małżonków jest postawa unikania takich zachowań, które go ranią. Ważne jest zatem, zdaniem W. Harleya, nie tylko, jak się uszczęśliwiać przez wzajemne zaspokajanie swoich potrzeb emocjonalnych, ale także – jak się nie unieszczęśliwiać poprzez nawyki (powtarzające się zachowania), które niszczą uczucie miłości. Te nawyki wspominany autor nazywa pogromcami miłości. Opisuje je w swojej książce Pogromcy miłości. Jak chronić związek przed nawykami, które niszczą uczucie.
Tych najpowszechniejszych pogromców miłości, zdaniem W. Harleya, jest sześciu i są oni związani z takimi zachowaniami małżonków względem siebie, jak: stawianie egoistycznych żądań, wygłaszanie znieważających osądów, wybuchy złości, bycie nieszczerym, powtarzanie drażniących nawyków oraz bycie niezależnym, rozumiane w sensie postawy nieliczenia się z istnieniem małżonka.
Przemoc małżeńska
Trzej pierwsi pogromcy miłości – stawianie egoistycznych żądań, wygłaszanie znieważających osądów w postaci poniżającego krytykowania, wyszydzania, ironizowania, wyśmiewania, zawstydzania oraz wybuchy złości – to zachowania będące formą przemocy małżeńskiej. W. Harley uważa bowiem, że wszystko, co czynimy, raniąc innych, jest formą przemocy. Te wskazane zachowania pojawiają się w małżeństwie w sytuacji, kiedy mamy poczucie, że współmałżonek nie zaspokaja naszych potrzeb emocjonalnych. Rodzi się wtedy w nas myśl, że skoro jestem z kimś w małżeństwie, to mam prawo żądać od współmałżonka zaspokojenia swoich potrzeb. Efekt jest często taki, że na siłę próbujemy przeforsować naszą wolę i podejmujemy działania o charakterze przemocy, by zmusić drugą stronę do zaspokajania naszych potrzeb. Zamiast szukać rozwiązań akceptowalnych dla obu partnerów, jedna strona próbuje więc narzucić takie, które ostatecznie są niekorzystne dla drugiej. Dodatkowo, jak pisze W. Harley, gdy napotyka opór, wymierza karę.
Ci pierwsi trzej wskazani pogromcy miłości mają tendencję do pojawiania się w eskalującym porządku. Najpierw pojawiają się egoistyczne żądania, polegające na tym, że jeden współmałżonek mówi drugiemu, co ma zrobić. Jeśli to nie zadziała, pojawiają się znieważające osądy, poprzez które jedna strona próbuje narzucić drugiej swój sposób myślenia w celu wywołania uległości. A gdy to okazuje się nieskuteczne, pojawiają się wybuchy złości mające na celu karanie aż do uzyskania podporządkowania współmałżonka. Jak pokazuje rzeczywistość, czasami ten efekt udaje się i zewnętrznie wszystko niby wygląda dobrze – czujemy, że nasze potrzeby są zaspokajane. Tylko jest jeden problem – utraciliśmy miłość współmałżonka.
Cechą wspólną tych trzech typów zachowań jest to, że nie liczą się z uczuciami drugiej strony. Jak przypomina W. Harley, kiedy nie bierzemy pod uwagę czyichś uczuć, osoba ta czuje się wykorzystywana. Gdy sytuacja się notorycznie powtarza, nietrudno – zdaniem amerykańskiego terapeuty – o powolne wygaszanie uczucia miłości między małżonkami. W tym kontekście W. Harley formułuje zasadę porozumień dwustronnych: nigdy nie rób niczego bez entuzjastycznej aprobaty małżonka. Jeśli więc małżonkowie chcą, by miłość między nimi rosła, to wszelkie problemy powinny zmierzać do takiego rozwiązania, które oboje małżonków zaaprobuje z wzajemną satysfakcją.
Raczej proś, a nie żądaj
Ważną umiejętnością służącą osiąganiu takiego porozumienia jest umiejętność zamieniania egoistycznych żądań w nieegoistyczne prośby. W. Harley wskazuje, że jeśli chcemy, by małżonek spełnił nasze życzenie, to wyraźmy to prośbą, a nie żądaniem. Różnica między tymi dwoma formami wypowiedzi leży w uważności na uczucia małżonka i gotowości zaakceptowania odmowy.
Nieegoistyczne prośby to życzenia, które jesteśmy gotowi cofnąć w przypadku niechęci partnera, by rozważyć alternatywne rozwiązania korzystne także dla niego.
Poprzedzamy je pytaniem: „Jak byś się czuł, gdybym poprosił cię o…”. Ważne jest, by wyrażenie takiej prośby gwarantowało partnerowi bezpieczeństwo polegające na stworzeniu atmosfery wolnej od żądań, nieposzanowania i złości.
Pytanie o uczucia pozwala nam poznać, co nasz współmałżonek czuje i myśli w związku z daną sytuacją.
Dzięki temu możemy lepiej go zrozumieć i zdać sobie sprawę, co dla niego jest dobre, dlaczego tak myśli i zachowuje się w określony sposób. Zmniejsza się wtedy prawdopodobieństwo, że zechcemy działać bez szacunku dla niego. Amerykański terapeuta zwraca przy tym uwagę – co jego zdaniem zdarza się często – by słuchając wypowiedzi małżonka, nie popełnić błędu kłócenia się z nim o jego sposób postrzegania sytuacji. Kłótnia taka jest okazaniem mu braku szacunku i drogą do jego emocjonalnego zamknięcia się.
Bycie nieszczerym polega na nieujawnianiu swoich myśli i uczuć w konkretnych sytuacjach naszego codziennego małżeńskiego życia. Często nie robimy tego ze względu na to, że chcemy, by panował między nami spokój, nie było kłótni, zmartwień i problemów. Jednak takie postępowanie powoduje, że małżonek nas nie poznaje, a tym samym nie wie, że wykonując coś, może nas ranić i nie szanować. Szczerość, jak przekonuje W. Harley, ułatwia dopasowanie małżonków. Kiedy oboje są szczerzy i otwarci względem siebie, potrafią szybko nie tylko zdiagnozować problem, ale i znaleźć satysfakcjonujące obie strony rozwiązanie.
Drażniące nawyki to bezmyślne, powtarzane zachowania, które irytują małżonka. W. Harley, posługując się obrazem z życia codziennego, mówi, że nasz partner ma wtedy poczucie, iż żyje w domu z wiecznie cieknącym kranem. Te drażniące drugą stronę nawyki pielęgnujemy często, gdyż albo nie jesteśmy ich świadomi, albo nie wiemy, jak niszczący mają wpływ na naszego współmałżonka. Trzeba pamiętać, że nawyki nie są częścią naszej tożsamości i nie są nieuniknione – są po prostu nieraz bezwiednie i notorycznie wykonywanymi zachowaniami. Pojawiają się i utrzymują się często z banalnych powodów i ponieważ są wyuczone, to można je zmienić na nowe zachowania. Jak zauważa W. Harley, jednym z powodów, dla których pielęgnujemy drażniące nawyki, jest to, że nie potrafimy przyjąć perspektywy współmałżonka. Jeśli zatem chcemy, by nasze małżeństwo było związkiem, w którym małżeńskie uczucia nie wygasają, trzeba nam nieustannie pracować nad rozwijaniem w sobie zdolności do empatii – do patrzenia na daną sytuację oczami współmałżonka. To empatia może nas zmobilizować do zmiany drażniących nawyków i tym samym polepszyć emocjonalne relacje małżonków.
Pamiętaj o dobru obojga
Bycie niezależnym, ostatni opisywany przez W. Harleya pogromca miłości, polega na tym, że w codziennym życiu małżeńskim zaczyna się postępować tak (a zwłaszcza podejmować decyzje), jakby nie istniała druga strona. Efekt takiego zachowania jest taki, że ktoś zaczyna podejmować decyzje, które może i mają na uwadze jego osobiste dobro, ale nie mają na uwadze dobra obojga. Z tego względu takie postępowanie zaczyna być odczytywane przez drugą stronę jako niesprawiedliwe i krzywdzące, a tym samym stać się źródłem silnych negatywnych emocji i przyczyną niszczenia uczucia miłości. Wyjściem z tej sytuacji jest budowanie współzależności.
Współzależność to zachowanie, jak pisze W. Harley, które w zamierzeniu i formie ma na uwadze dobro obojga małżonków. Taka postawa zakłada, że w małżeństwie działania partnerów muszą być wzajemnie zaaprobowane, by zagwarantować ochronę uczuć i interesów obu stron.
W. Harley wskazuje, że podstawową sprawą w małżeństwie (ale także w pozostałych relacjach, na których nam zależy) jest świadomość, że wszystkie nasze działania, czy tego chcemy, czy nie, wpływają pozytywnie lub negatywnie na współmałżonka.
Jeśli małżonkowie chcą udanego związku, muszą uważnie obserwować, jak na siebie wpływają, a następnie uczyć się zachowań, które ich uszczęśliwiają, oraz unikać tych, które ich unieszczęśliwiają. Okazjonalne błędy nie rujnują miłości, ponieważ wyrażone przeprosiny szybko potrafią leczyć rany. Miłość zanika wtedy, kiedy pojedyncze błędy przechodzą w nawyki.
Niech wspomnienia szczęśliwych chwil ze współmałżonkiem mobilizują nas do podjęcia trudu osobistej pracy nad nawykami, które to szczęście mogą nam z biegiem czasu tak łatwo zabrać i zniszczyć.