Warto…


przeczytać

Ostatnie rozmowy

Niedawno nakładem wydawnictwa Rafael ukazała się długo wyczekiwana książka. Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy, bo o nich mowa, to wywiad rzeka będący zapisem rozmów dziennikarza Petera Seewalda z emerytowanym papieżem Benedyktem XVI. Omawiana publikacja, jeszcze zanim pokazała się na księgarskich półkach, budziła ogromne kontrowersje. Do mediów przeciekały poszczególne zdania czy akapity, które skutecznie podgrzewały atmosferę. Zdaje się jednak, że książka zawiedzie zwolenników taniej sensacji. Nie ma w niej bowiem niczego, co mogłoby bulwersować. Benedykt XVI wraca w niej do tematów, które przez lata swojej posługi podejmował, rozszerza je i uzupełnia.
Ostatnie rozmowy są zapisem, świadectwem wiary kapłana, który przeszedł przez życie, nauczając wiary w Jezusa Chrystusa. Na trzystu stronach książki odnajdziemy wspomnienia o dzieciństwie, latach wojny, młodości, o karierze naukowej, pracy jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary i w końcu o posłudze Piotrowej. Benedykt XVI zdradza także, jakie były główne przyczyny jego abdykacji.
Każdemu etapowi w życiu Josepha Ratzingera odpowiada jeden z rozdziałów-rozmów, jakie składają się na publikację.
Papież opowiada o problemach i radościach swojej codzienności. Bólu, jaki sprawiły mu medialne ataki na jego osobę, jak choćby w głośnej sprawie zdjęcia ekskomuniki nałożonej na Bractwo św. Piusa X, ale także, a może przede wszystkim o radościach, jakie niosła możliwość nauczania wiary chrześcijańskiej.
Lekturą nie będzie zawiedziony ten, kto z podziwem i szacunkiem patrzy na osobę Benedykta XVI i chciałby dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Książka bez wątpienia rozczaruje zwolenników taniej sensacji i teorii spiskowych.


obejrzeć

Wspólne piekło

W październiku miała miejsce premiera jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów ostatnich lat. Mowa o filmie Wołyń Wojtka Smarzowskiego.
Smarzowski sam o sobie mówi, że nie jest reżyserem „kołysanek”. To fakt. Kręci filmy, które bolą, uwierają, takie, w których nie ma żadnych świętości. Warto wspomnieć Wesele, Dom zły lub podejmujący ten sam problem – choć nie tak samo – film Róża. Przy czym nie są to dzieła obrazoburcze. Podobnie jest i tym razem.
Akcja filmu rozpoczyna się wiosną 1939 r. Reżyser zabiera nas na ślub i wesele mieszanej polsko-ukraińskiej pary. Nie o nich będzie opowieść. Smarzowski prowadzi nas przez kolejne kręgi piekła za plecami Zosi – siostry panny młodej, której wesele obserwujemy w pierwszych sekwencjach filmu. Piekło, które wraz z Zosią przemierzamy, to mityczne Kresy. Idylla o wspólnym życiu Polaków, Ukraińców i Żydów staje się wspólnym piekłem. Owszem, wciąż są to Kresy z naszych wyobrażeń, gdzie „Polak pan, a Ukrainiec cham”, Żyd jest przysłowiowym karczmarzem, a step sięga po horyzont. Tylko to legendarne, pokojowe współżycie wszystkich nacji od samego początku naznaczone jest wzajemną nieufnością. Wszyscy są na jednym weselu, choć bawią się oddzielnie. Orgia życia, radości i miłości staje się orgią zabijania. Nie zwykłej śmierci, ale rzezi. Tutaj wychodzi kunszt reżyserski Smarzowskiego.
To wszystko obserwujemy jakby z dystansu, chłodnym okiem. Mimo wdechu, na jakim ogląda się film.
Wołyń jest filmem, który na pewno trzeba zobaczyć. Tylko jest to też film, do którego trzeba dorosnąć. Zdecydowanie nie nadaje się on dla dzieci poniżej 16. roku życia. Natomiast kto może, powinien iść do kina. Kiedy opuszczaliśmy pokaz premierowy, wśród widzów panowała cisza. Tym wyraźniej i bardziej zdecydowanie brzmiał głos młodej kobiety w ciąży. Powiedziała: „najgorsze w tym wszystkim jest to, że to prawda…”.

przeczytał i oglądał dla Was
KONRAD DZIADKOWIAK


zwiedzić

Miasto granic

Muzeum Kargula i Pawlaka w Lubomierzu

Jesień już w pełni, a w zasadzie widać już zimę. Pierwsze opady śniegu zaostrzyły apetyty tych, którzy oddają się białemu szaleństwu. Na Dolnym Śląsku mamy kilka ośrodków narciarskich – Zieleniec i Czarna Góra to te najbardziej znane. Niektórzy pewnie wybiorą się do Karpacza czy w Góry Sowie. Są i tacy, którzy wybiorą się do naszych czeskich sąsiadów. Wyjazd narciarski nie musi jednak ograniczyć się do szaleństwa na stoku. Można przy okazji zobaczyć coś ciekawego.
Miastem, które warto odwiedzić, jest Lubomierz. To jedno z najstarszych miast Dolnego Śląska, tzw. miasto granic.
Dlaczego? Ponieważ jadąc tu, kierujemy się w stronę nie tylko naszych południowych sąsiadów – Czechów, ale istnieje też możliwość odwiedzenia naszych zachodnich sąsiadów. Jest to bardzo ciekawe miasto z bogatą tradycją i interesującą ofertą dla turystów.
Kolejna granica, która jest do przejścia, to ta dzieląca Kargulów i Pawlaków.
Dlaczego? Bo to właśnie m.in. w Lubomierzu kręcono tę polską komediową trylogię. Aby zaznaczyć obecność ekip filmowych w mieście, powstało w Lubomierzu muzeum związane z filmem.
Znajdują się w nim rekwizyty pochodzące z filmu, elementy scenografii oraz pamiątki związane z perypetiami dwóch zwaśnionych rodów. W muzeum jest również pierwsza kopia tego filmu.
Mieści się ono w starej kamienicy w centrum miasta. Można je zwiedzać codziennie: od poniedziałku do piątku w godz. 8–16, w soboty i niedziele od 9–17. Ceny biletów: 6 zł normalny i 4 zł ulgowy. W Lubomierzu co roku w sierpniu odbywa się Festiwal Filmów Komediowych, dlatego niektórzy mówią o tym mieście, że to polskie Hollywood.
Oprócz rozrywki w Lubomierzu znaleźć możemy również coś dla ducha, a wszystko za sprawą Zespołu Klasztornego Sióstr Benedyktynek. Jest to nie tylko klasztor, ale także przepiękny przylegający do niego kościół, a w nim zapierające dech w piersiach malowidła znajdujące się na sklepieniach.
Niezwykłą atmosferę modlitewną tworzy również przepiękne, bogato zdobione barokowe wnętrze tej świątyni z kaplicą znajdującą się za ołtarzem głównym.

Jest to rokokowa kaplica, uświęcona modlitwą mniszek benedyktyńskich.
Od kościoła oddzielały ją stalowe kręte schody i drzwi z małym kwadratowym okienkiem, które stanowiło jedyną łączność ze światem, a przez siostry wykorzystywane było do przyjmowania Komunii św. Kaplica ta robi duże wrażenie przez to, że doskonale słychać w niej wszystko, co dzieje się w kościele, a mimo to tworzy atmosferę ciszy i skupienia.
Możemy też obejrzeć zbiór szat liturgicznych: ornatów, kap, stuł welonów, prezentowanych w formie wystawy.
Podczas prac konserwatorskich w parafii św. Maternusa w Lubomierzu odnaleziono kufer z ok. 300 relikwiami.
Dziś na ołtarzu bocznym kościoła parafialnego są oddane do adoracji relikwie m.in. Ojca Pio, św. Teresy z Lisieux i św. Franciszka. Reszta relikwii jest w renowacji i docelowo umieszczone będą w zbiorowym relikwiarzu mającym 2,5 m. Dzięki temu dziś parafia w Lubomierzu cieszy się orędownictwem ok. 300 wspomożycieli.
Spacerując po Lubomierzu, warto zwrócić uwagę na zabytkowe mury miejskie, które zostały zbudowane na polecenie księcia Bolka I. Stanowiły one dwa systemy obronne: pierwszy, aby bronić miasta, a drugi służył obronie klasztoru. W rynku naprzeciw głównego wejścia do ratusza znajdziemy figurę Maryi umieszczoną na kolumnie, w otoczeniu czterech figur Świętych, postawionych tu dla upamiętnienia ofiar epidemii, która nawiedziła miasto w XVII w.
Amatorzy zimowego szaleństwa nie muszą jechać dalej, bo w Lubomierzu znajduje się mały, ale liczący pięć różnych tras stok narciarski. Jest to propozycja zarówno dla początkujących, jak i bardziej zaawansowanych zwolenników nartostrad. Dla tych, którzy pragnęliby zostać tu nieco dłużej, znajdzie się miejsce w pobliskich pensjonatach czy gospodarstwach agroturystycznych.
Jest to również ciekawa propozycja bazy noclegowej dla tych, którzy chcą się wybrać na Jarmark Bożonarodzeniowy do Drezna. Warto zatem w planie swoich wycieczek uwzględnić Lubomierz.

MICHAŁ ŻÓŁKIEWSKI