Świetlistym szlakiem za Zbyszkiem i Michałem

Mimo że zginęli w odległych peruwiańskich Andach, z Dolnym Śląskiem łączy ich
bardzo wiele. Minęło ćwierć wieku od śmierci błogosławionych franciszkanów,
a ich ślad w naszym regionie wciąż jest niezwykle wyraźny.

MACIEJ RAJFUR

Wrocław

Błogosławieni o. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski

ARCHIWUM ZAKONU FRANCISZKANÓW/JĘDRZEJ RAMS/FOTO GOŚĆ/FOTOMONTAŻ MWM

Kim byli o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek? Czy potrafimy powiedzieć o nich coś więcej? Łapiąc ich dolnośląski trop, zdałem sobie sprawę, że powinniśmy.
Ponieważ żyli razem z nami, obok nas, wśród nas. Być może niejeden z czytelników „Nowego Życia” pamięta lata 70. i 80. XX w. Zarówno ścieżki Michała, jak i Zbigniewa wiodły wówczas przez nasz region, a szczególnie Wrocław i Legnicę.
Wędrując po ich śladach, uświadomiłem sobie, jak wiele po sobie tu zostawili. Nie wszystko udało się ująć w fotoreportażu, a tym bardziej opisać, dlatego zachęcam do własnych podróży świetlistym szlakiem męczenników z Pariacoto. Dlaczego świetlistym? Polskich kapłanów w Andach zamordowali terroryści z komunistycznej organizacji o nazwie… „Świetlisty Szlak”. Dzisiaj to bohaterscy franciszkanie, którzy oddali życie, zostając ze swoimi podopiecznymi, i z powodu wiary w Chrystusa wyznaczają świetlisty szlak do Pana Boga. Oprócz notek biograficznych, które można znaleźć choćby w Internecie, pamiątek i archiwalnych zdjęć, których część opublikowano tutaj, po męczennikach franciszkańskich zostało jeszcze coś równie, a może bardziej bezcennego: wspomnienia ludzi, którzy ich znali.

Zbigniew Strzałkowski jako lektor

Michał Tomaszek jako uczeń Niższego Seminarium Duchownego w Legnicy (dzisiaj katolickie liceum), w przedstawieniu jasełek

Góralski upór i gitara
Pierwszy trop prowadzi na ul. Kruczą we Wrocławiu. Do parafii św. Karola Boromeusza. 7 czerwca 1986 r. w tej pięknej neoromańskiej świątyni wówczas 28-letni Zbigniew z rąk kard. Henryka Gulbinowicza przyjął święcenia kapłańskie, a 26-letni Michał Tomaszek święcenia diakonatu. Tutaj o. Zbigniew Strzałkowski spędził potem ponad pół roku przed wylotem do Peru, przygotowując się gorliwie do pracy na misjach. Dziś funkcję proboszcza pełni we wrocławskiej parafii o. Marek Augustyn, kapłan, który dobrze znał błogosławionych męczenników. – Zbyszek był bardzo przejęty wyjazdem do Pariacoto, więc sumiennie się do niego przygotowywał. Chciał poznać dobrze Andy, Peru i kulturę Inków. Przynosił sterty książek z biblioteki przy ul. Gajowickiej (wówczas ul. Próchnika), które pochłaniał – wspomina o. Marek.
Pamięta, jak uczył się w parafii hiszpańskiego pod okiem lektorki. – Wcześniej też miałem z nim bardzo dobry kontakt.

Święcenia kapłańskie o. Zbigniewa Strzałkowskiego we Wrocławiu.

O. Zbigniew u znajomych w mieszkaniu we Wrocławiu

Święcenia kapłańskie i diakonatu błogosławionych męczenników we wrocławskim kościele przy ul. Kruczej. O. Zbigniew górny rząd, drugi od lewej, o. Michał dolny rząd, pierwszy z prawej

O. Michał przyjmuje posługę lektoratu

O. Zbigniew jako wicerektor NSD w Legnicy

ZDJĘCIA Z ARCHIWUM ZAKONU FRANCISZKANÓW

Pracowałem we Wrocławiu, a on w Legnicy jako wychowawca w Niższym Seminarium Duchownym.
Pomagałem mu zdobywać do szkoły pomoce dydaktyczne, których w latach 80. nie było w sklepach. Często dzwonił z zapotrzebowaniem i przyjeżdżał do Wrocławia po materiały – mówi proboszcz wrocławskiej parafii. Jako dziekan w seminarium Zbyszek pilnował, by każdy z kleryków sumiennie wykonywał swoje obowiązki, sprawdzał ich dyżury. – Raz byłem świadkiem, jak zwracał uwagę jednemu z kleryków, że coś tam niedokładnie zrobił. Winowajca się tłumaczył i obiecał, że na pewno to poprawi. Potem zwróciłem się do Zbyszka, dlaczego uczepił się chłopaka jak rzep psiego ogona. A on odpowiedział: „Nie czepiłem się dla czepiania się. Jeżeli my tych prostych, drobnych zadań nie potrafimy solidnie wykonać, to kto nam powierzy te ważniejsze?”.
Mówił w myśl Ewangelii. Dużo od siebie wymagał – wspomina o. Marek.
Michała Tomaszka poznał jeszcze przed nowicjatem, gdy ten był uczniem Niższego Seminarium w Legnicy (lata 1975–1980). Później studiował z nim na roku i dwa lata mieszkali razem w pokoju w seminarium. – Charakterystycznym jego rysem była góralska zaciętość i upór. Jak sobie coś postanowił, musiał to osiągnąć – opisuje kolegę o. Marek Augustyn. Od razu podaje bardzo wyraźny przykład, gdy Michał postanowił, że nauczy się grać na gitarze.
W nowicjacie podjął już pierwsze próby. Potem ćwiczył intensywnie przez cały okres formacji w seminarium.
– Niektórzy się śmiali, że nie da rady, nie ma do tego smykałki, ale on przez swoją wytrwałość dopiął swego.
I najpierw w Pieńsku w parafii, a potem na misjach w Pariacoto oddziaływał na ludzi poprzez grę na gitarze i śpiew. Wykorzystywał skutecznie tę umiejętność do pracy z młodzieżą – wspomina wrocławski zakonnik.

Odprowadził mnie na dworzec
Świetlisty szlak prowadzi przez wspomnianą wcześniej Legnicę, która w przypadku obu franciszkańskich męczenników stała się przystankiem do świętości. Tutaj nietrudno odnaleźć ich ślady w postaci pamiątkowych tablic czy nawet ulicy nazwanej ich imieniem, przy której mieści się parafia św. Jana Chrzciciela i klasztor franciszkański.
Tam dzisiaj także pracują kapłani, którzy osobiście poznali błogosławionych zakonników. – Pierwsze spotkanie z o. Zbigniewem Strzałkowskim to spływ kajakowy. On był na 6. roku seminarium, ja przed wstąpieniem do zakonu.
Właśnie wtedy na rzece zobaczyłem jego zmysł praktyczny i kreatywność – rozpoczyna swoją opowieść o. Józef Cydejko. – Wiedział, jak załatać kajak, jak, gdzie i kiedy coś zorganizować. Po prostu konkretny człowiek – dodaje.
Pamięta moment, gdy zawiózł swoje dokumenty do zakonu do Krakowa.
Zwiedzał wtedy seminarium oraz klasztor i wówczas spotkał Zbigniewa Strzałkowskiego. – Już wiedziałem, że zostanę przyjęty. To były dla mnie radosne chwile. A Zbyszek uśmiechnięty, otwarty odprowadził wtedy mnie na dworzec na pociąg powrotny do Wrocławia – mówi o. Józef.

Pamiątki przypominające postaci bohaterskich franciszkanów,
na zdjęciu: zakładka do książki, obrazek z relikwiami, różaniec z relikwiami

O. Józef Cydejko ze swoją, jak mówi, „prywatną relikwią”, czyli Koronką Franciszkańską Siedmiu Radości Najświętszej Maryi Panny, którą otrzymał osobiście od o. Zbigniewa Strzałkowskiego

O. Marek Augustyn w kościele św. Karola Boromeusza z relikwiami pierwszego stopnia (kości małego palca u ręki) błogosławionych męczenników w krzyżu, które parafia posiada

Tabliczka ul. Ojców Zbigniewa i Michała w centrum Legnicy, przy której znajduje się klasztor ojców franciszkanów i parafia, którą prowadzą

Tablica upamiętniająca błogosławionych zakonników na murze kościoła św. Jana Chrzciciela w Legnicy (parafia franciszkanów)

ZDJĘCIA MACIEJ RAJFUR

O. Michała poznał, będąc w zakonie, na pierwszym roku seminarium.
Tomaszek studiował już wtedy na szóstym.
– Mieszkał obok mnie w pokoju.
Był pilnym studentem, słuchałem jego wystąpień kleryckich. Często odnosił się do Pisma Świętego. Dobrze nam, młodszym kolegom, tłumaczył materiał do nauki, gdy mieliśmy problemy.
Skupiony i pobożny – takiego go zapamiętałem – wspomina w Legnicy franciszkanin. Gdy o. Michał wylatywał na misję, o. Józef żegnał go na lotnisku. – Nie czuli strachu, mimo że to była pierwsza misyjna palcówka franciszkanów w Peru. Gdy dowiedzieli się, że działa tam partyzantka terrorystyczna, myśleli o tym, że może trzeba będzie oddać życie za Chrystusa. Ale gdyby się bali, to by wrócili. Mieli taką możliwość.
Byli po prostu świadomi najwyższej ceny, jaką przyjdzie im zapłacić za swoje kapłaństwo i za to, co nieśli ludziom: pokój i dobro.

O. Michał Tomaszek i o. Zbigniew Strzałkowski zostali zamordowani 9 sierpnia 1991 r. przez bojowników z organizacji Świetlisty Szlak, strzałem w plecy i tył głowy. 5 grudnia 2015 r. w Chimbote w Peru odbyła się ich beatyfikacja. Wspomnienie liturgiczne – 7 czerwca.