PAWEŁ WRÓBLEWSKI

Wrocław

Rzecz o aborcji

Według przypowieści o kąkolu i pszenicy mądry gospodarz nie pozwolił sługom na zebranie przed czasem żniw chwastów, które posiał w jego pszenicy nieprzyjaciel, w obawie, że razem z chwastem wyrwą także pszenicę.
Po wpłynięciu do naszego parlamentu przeciwstawnych projektów obywatelskich dotyczących aborcji rozpętało się piekło. Przeciwnicy zaostrzenia przepisów regulujących tę trudną kwestię porwali tłumy kobiet, które w spontanicznych manifestacjach wyraziły swój protest.
Jego skala nie podlega dyskusji. Pozostaje pytanie: przeciw czemu on tak naprawdę był? Z eksponowanych haseł wynikało, że organizatorzy nie zadbali o rzetelne podejście do problemu, bo też chyba nie o prawdę im chodziło, lecz o uzyskany efekt, a uczestnicy manifestacji bardziej zaufali tendencyjnym hasłom, niż własnemu rozsądkowi i nie sięgnęli do tekstów źródłowych w poszukiwaniu prawdy. Ulegli atmosferze buntu i ruszyli na ulice. Czy to oznacza, że niektórzy w walce o prawo do nieograniczonego zabijania nienarodzonych dzieci sięgną po każdy oręż? Według mnie – nie.
Krytyka uczestników protestów i uznawanie ich za zwolenników tego procederu jest niesprawiedliwa. Bo manifestowali nie za prawem do zabijania, lecz za prawem do… zaufania. Do wiary, że prawo w Polsce powinno być sprawiedliwe i jednakowe dla wszystkich. Że są autorytety, które nie poddają się koniunkturze czy politycznym naciskom. Był to protest przeciwko lekceważeniu i manipulowaniu prawem oraz niszczeniu autorytetów przez polityków i wszechobecnej dziś w polityce hipokryzji, u podstaw którego leży przekonanie, że nawet pozornie niegroźne zapisy ustaw mogą być wykorzystywane do niezgodnych z ich intencją celów.
Znamienne, że protesty zorganizowały kobiety. Natura wyposażyła je w dwie niezwykle ważne cechy: odporność na trudy życia i intuicję. Kobieta potrafi wytrzymać wiele, jednak gdy zagrożenie staje się śmiertelne, intuicja pobudza ją do działania. A gdy już ruszy, trudno ją powstrzymać…
Ten protest jest więc ważnym sygnałem ostrzegawczym dla polityków: cierpliwość społeczna powoli się wyczerpuje.
Tymczasem sprawa aborcji po raz kolejny zostaje zepchnięta na margines. Nadal nikt nie chce podjąć się rzetelnej i obiektywnej analizy problemu, choć wiadomo, że skala aborcji jest niewielka i dotyczy w 99% nienarodzonych dzieci, u których stwierdzono wady genetyczne. Znowu zabrakło miejsca na poszukiwanie rozwiązań systemowych (np. programów pomocy rodzinom wychowującym dzieci upośledzone fizycznie czy psychicznie), działania edukacyjne i uświadamiające wagę problemu. Wszystko sprowadzono do konfliktu, w którym na pierwszy plan wysuwają się interesy polityczne.
I dlatego warto ponownie sięgnąć po przypowieść o kąkolu i pszenicy i nie zabierać się do pochopnego naprawiania świata, w chwili gdy jeszcze nie nadszedł na to odpowiedni czas.