Śmierć – dar powrotu?

„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Gdybym ja był Bogiem i miał Jego moc, wydałbym śmierci wojnę i zniszczył ją”… Chwila!
Czy nie znajdujemy się właśnie w środku tej walki Boga przeciw śmierci? Nasza trudność
polega jednak na tym, że widzimy tylko tyle, ile zobaczyć może skryty w okopie żołnierz
– nieznacznie podnosimy głowę znad ziemi i trudno nam pojąć, że losy bitwy zostały
przesądzone, a zwycięstwo się dokonało.

KS. MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Na zdjęciu: Sylwetka człowieka w bramie zrujnowanego armeńskiego kościoła. Światło
ułożyło się tak, iż zwykłe przejście z kolejnych pomieszczeń na zewnątrz stało się obrazem
przejścia z przytłaczającego, zamkniętego i ciemnego życia w blask Innego Świata

KS. MACIEJ MAŁYGA

Zanim ów „ostatni wróg” Boga i człowieka (1 Kor 15, 26) nie zostanie do końca pokonany, musimy się z nim na różny sposób zmagać.
Wbrew Bogu
Śmierć jest wbrew Bogu. W starotestamentalnej Księdze Mądrości czytamy, że „śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących.
Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie; nie ma w nich śmiercionośnego jadu” (Mdr 1, 12-13). W tej samej Księdze ukazany jest pierwszy odpowiedzialny za śmierć: „dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił Go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (Mdr 2, 23-24). Dlatego też Pan Jezus nazywa diabła wprost: „Od początku on był zabójcą” (J 8, 44). Paweł zaś powtarza, że śmierć weszła w świat przez grzech (Rz 5, 12).
Na początku Bóg stworzył…?
W chrześcijańskim przeżywaniu śmierci słychać jednak jeszcze pewien szczególny, i to pozytywny ton. Śmierć nazywana jest „siostrą” (św. Franciszek); dla tęskniącego za Mistrzem ucznia „umrzeć – to zysk”, bo w ten sposób może on odejść, aby być z Chrystusem (Flp 1, 21. 23). Co więcej, św. Ambroży w rozważaniu spisanym po śmierci rodzonego brata („Na śmierć brata Satyrusa”, r. 378) określa śmierć jako podarowany przez Boga lek: „Na początku bowiem Bóg nie ustanowił śmierci, lecz dał ją jako lekarstwo” na prace, trudy i udręki życia. W podobny sposób pisał o śmierci J.R.R. Tolkien w swej arcychrześcijańskiej opowieści o stworzeniu świata (Silmarillion): śmierć jest darem Iluvatara (Boga) dla ludzi, jego ukochanych stworzeń.
Ludzie bowiem tylko krótki czas cieszą się życiem na świecie i nie są z nim na stałe związani, mogą z niego odejść.
W ten sposób spełnia się zapisana w nich tęsknota, „przekraczająca granice świata i niedająca się zaspokoić tym, co na nim można znaleźć”. W opowieści Tolkiena śmierć stała się złem dopiero później, gdy „Melkor [szatan] zmieszał z ciemnością i skaził swoim cieniem ten dar Iluvatara, dobro przemienił w zło, a nadzieję w lęk”.

Takie patrzenie to oczywiście nie prawda wiary, lecz osobiste poszukiwania prowadzone przez wierzącego człowieka.
Ale może „na początku” śmierć była jakimś spokojnym zaśnięciem, łagodnym przejściem, które dopiero wskutek działania szatana doznało potrójnego zatrucia: przez ból i cierpienie, przez rozłąkę z bliskimi oraz przez lęk i niepewność co do przyszłości?
Może więc, gdyby nie grzech Ewy, wszyscy na krótko byśmy zasypiali, jak druga Ewa, Maryja (dormitio), bez cierpienia, bez niepewności i bez tęsknoty?
Jasne jest więc, dlaczego mówiący po grecku chrześcijanie na oznaczenie miejsca pochówku nie chcieli używać pogańskiego słowa nekropolis, „miasto umarłych”, lecz koimeterion, czyli „miejsce snu” (koma oznacza pierwotnie głęboki sen). Przez łacińskie cimeterium słowo to dotarło do języka polskiego i stało się cmentarzem. Nie ma więc ani filo-, ani teologicznych powodów, żeby na cmentarzu robiło się nam smętnie.
Od słyszenia do widzenia
Uczniowie Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego wierzą, że śmierć jest przejściem. Bardzo wyraźnie tajemnica ta odkrywa się przed nami w scenie uzdrowienia niewidomego w Jerozolimie (J 9, 1-41). Niewidomy żyje w tym stanie od urodzenia, całe jego życie to ciemność. Gdy spotyka Jezusa, nie widzi Go, choć jest tuż przy Nim. Może Go tylko – aż? – słuchać i faktycznie to czyni, z zaufaniem opierając się na Jego Słowie: „Idź, obmyj swe oczy”. W życiu przed Przejściem nie postępujemy według widzenia, lecz według wiary (2 Kor 5, 7), która rodzi się ze słuchania (Rz 10, 17). Dopiero po Przejściu ujrzymy Go twarzą w twarz (1 Kor 13, 12), jak stało się to udziałem uzdrowionego niewidomego, gdy wrócił od sadzawki Sziloach. Wówczas po raz drugi stanął przed Jezusem; do tej pory znał tylko Jego głos i za tym głosem poszedł (J 10, 4), teraz widzi Jego oblicze. Śmierć – choć zabójca nadał jej bardzo gorzki smak – jako lekarstwo…

Warto: ze św. Józefem prosić dla siebie i innych o dobrą śmierć
– spodziewaną, wcale nie nagłą.