KATOLICKA REFLEKSJA U PROGU JUBILEUSZU 500-LECIA REFORMACJI

Niezabliźniona rana czy ekumeniczna szansa dla Kościoła?

W tym roku, w ostatni dzień października – tradycyjnie obchodzony jako
Święto Reformacji – w całym świecie protestanckim rozpoczną się obchody jubileuszu
500-lecia Reformacji, które swój punkt kulminacyjny będą miały za rok,
31 października 2017 r., dokładnie pięć wieków po ogłoszeniu
przez Marcina Lutra 95 tez w Wittenberdze, co powszechnie uznaje się
za symboliczny akt rozpoczynający Reformację.

KS. JACEK FRONIEWSKI

Wrocław

Rzeźba przedstawiająca postać Marcina Lutra,
stojąca przy kościele ewangelickim w Bielsku-Białej

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Kościoły ewangelickie, zwłaszcza w Niemczech, przygotowywały się do tego wydarzenia przez ostatnie dziesięciolecie, nazwane Dekadą Lutra (w Polsce zobacz np. stronę www.luter2017.pl). Wyjątkowym wydarzeniem na początku tych jubileuszowych obchodów jest przygotowane wspólnie przez Światową Federację Luterańską i Papieską Radę ds. Popierania Jedności Chrześcijan nabożeństwo w szwedzkim Lundzie z udziałem papieża Franciszka. W wymiarze ekumenicznym jest ono uczczeniem 50-lecia dialogu katolicko-luterańskiego na poziomie ogólnokościelnym, ale także wspólną modlitwą o przebaczenie podziału między chrześcijanami. Jak należy odczytać ten gest papieża Franciszka?
Czy jest to jedynie ekumeniczna kurtuazja wobec tak ważnego dla luteranów jubileuszu, czy też jednak wyraźny sygnał dla intensyfikacji ekumenicznego zbliżenia?
Co świętować?
Pytanie zasadnicze, jakie stawiają od kilku lat osoby odpowiedzialne za dialog ekumeniczny w Kościele katolickim, brzmi jednak jeszcze mocniej: co właściwie i czy w ogóle mają świętować katolicy przy okazji tego jubileuszu? Dla luteranów ten jubileusz to powrót do źródeł ich tożsamości wyznaniowej. Wszelako przez katolików Reformacja rozpoczęta przez Marcina Lutra jest odbierana przede wszystkim jako geneza największego podziału Kościoła na Zachodzie, który zaowocował nie tylko zerwaniem przez jego zwolenników jedności z Rzymem, ale przede wszystkim znaczną transformacją doktryny chrześcijańskiej w wielu jej istotnych punktach, z czym wiązały się następnie wzajemna wrogość, a nawet wojny religijne – wszystko to wbrew Ewangelii, na wierność wobec której obie strony się powoływały. Ta krwawiąca rana na Ciele Chrystusa – Kościele, pogłębiana przez ponad cztery wieki obopólnej awersji, ciągle jeszcze pozostaje nie w pełni zabliźniona.
Choć należy przyznać, że posoborowy dialog ekumeniczny ostatnich 50 lat nie tylko pozwolił pokonać bardzo wiele obustronnych uprzedzeń narosłych przez wieki, ale także pomógł odkryć, jak wiele w wierze nas łączy, może nawet więcej niż dzieli. Szczególnym tego przykładem jest podpisana w Augsburgu 31 października 1999 r. Wspólna deklaracja o usprawiedliwieniu. Ten ekumeniczny proces uzdrawiania relacji katolicko-luterańskich to bez wątpienia coś, za co Bogu należy się wdzięczność. I w takim kierunku idą sugestie ekumenistów wobec postawionego powyżej pytania, co najdobitniej wyraża opracowany w 2013 r. dokument Komisji Dialogu Katolicko-Luterańskiego na temat upamiętnienia Reformacji w 2017 r. zatytułowany Od konfliktu do komunii.
Jak w nim czytamy, głównym zadaniem na ten rok będzie oczyszczenie i uzdrowienie pamięci, gdyż „tego, co się stało w przeszłości, nie można zmienić”, lecz „obecność przeszłości w teraźniejszości ulega zmianie” i stąd „w perspektywie 2017 r. chodzi zatem nie o to, aby opowiedzieć inną historię, ale aby tę samą historię opowiedzieć w inny sposób”.
Kim jest Luter?
Najlepszym przykładem nowego ujęcia historii kontrowersji katolicko-luterańskiej jest podejście do samej postaci Marcina Lutra. Jeszcze do Soboru Watykańskiego II katolickie publikacje ukazywały go zazwyczaj nie inaczej jak kacerza i heretyka, a zdarzało się, że także jako osobę niezrównoważoną psychicznie lub neurotyka, albo wręcz narzędzie Szatana. Soborowy przełom ekumeniczny i wynikający zeń dialog z protestantami pozwolił na nowe spojrzenie na ojca Reformacji (warto w tym miejscu przypomnieć List apostolski Jana Pawła II z okazji 500-lecia urodzin Marcina Lutra z 1983 r.).
W ostatnich latach zarówno po stronie ewangelickiej, jak i katolickiej pojawiło się sporo ważnych opracowań historycznych i teologicznych, które zmieniły dzisiejszy pogląd na Lutra. Zwłaszcza po stronie katolickiej doszło do oddemonizowania obrazu tego XVI-wiecznego reformatora, a nawet dowartościowania katolickich korzeni podstaw jego nauczania. Również po stronie luterańskiej najnowsze publikacje dokonały pewnego odmitologizowania tej postaci, podejmując także bardzo trudne tematy, jak np. antysemityzm Lutra.
I tak kard. Kasper – emerytowany przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan – w swojej najnowszej książce Martin Luther. Eine ökumenische Perspektive (2016) zauważa, że współcześnie częstokroć dla chrześcijan z obu

Kościołów problemy, jakimi żył Luter, wydają się już zupełnie obce, a zatem stawia tezę, że właśnie uświadomienie sobie tej obcości świata, w jakim funkcjonował Luter, oraz obcości jego przesłania może stać się podstawą do odkrycia jego ekumenicznej aktualności w dzisiejszych czasach.
Porażka reformacji?
Odczytując w ten sposób Lutra, nie z naszej perspektywy, narosłych przez kilkaset lat uprzedzeń i polemik wyznaniowych, ale w optyce jego czasów i jego sytuacji życiowej, dostrzeżemy, że jego dzieła nie można sprowadzić jedynie do reakcji na nadużycia ówczesnego Kościoła. Program jego poszukiwań przekraczał bieżące problemy tamtych czasów i sięgał głęboko, stawiając w centrum najistotniejsze dla niego egzystencjalne pytanie o Boga: „Jak mogę zyskać łaskawego Boga?”. Odpowiedź na to pytanie Luter odkrył już na przełomie 1515/1516 r., opracowując Wykład Listu do Rzymian, w którym po raz pierwszy konstatuje to, co stanie się osią całej jego późniejszej teologii, że Boża sprawiedliwość jest nam udzielana z miłosiernej łaski przez wiarę. Natomiast uznawane za przełom wydarzenie ogłoszenia 95 tez 31 października 1517 r. nie było w istocie jakimś aktem rewolucyjnym, lecz jak dziś ocenia wielu historyków nawet po stronie ewangelickiej, jedynie zaproszeniem do dyskusji akademickiej. Tezy te były świadectwem pragnienia reformy, a nie zapoczątkowania Reformacji, gdyż jego pierwotną intencją było przede wszystkim ukazanie Ewangelii panowania Bożej łaski jako żywego, egzystencjalnego przesłania opartego na nawróceniu. Lutrowi na początku chodziło więc w istocie o reformę chrześcijaństwa – odnowę Kościoła katolickiego, a nie zerwanie z nim. On sam był zaskoczony echem, jakie jego tezy wywołały i w jaką dynamikę historii go wprowadziły. Problem powstał wówczas, gdy Luter zauważywszy, z jak ogromnym poparciem spotkał się ze strony wielu środowisk w Niemczech, swój zapał reformatorski zaczął przekładać na kategorie apokaliptycznej walki Chrystusa z Antychrystem, co w praktyce uniemożliwiło dalszy dialog. Stopniowo krytykując deformacje ustroju Kościoła z papieżem na czele, wittenberski teolog coraz bardziej nakreślał nowe rozumienie Kościoła, co w ostateczności doprowadziło do zupełnego zerwania. Jak jednak jednoznacznie ocenia to jeden z najwybitniejszych współczesnych teologów protestanckich W. Pannenberg: „Powstanie osobnego Kościoła luterańskiego nie jest sukcesem, lecz oznacza porażkę Reformacji”. Ale trzeba wszak uczciwie przyznać, że i Rzym ponosi częściowo współwinę za to, że Reformacja zamiast reformą stała się podziałem Kościoła, choćby w zbyt późnej reakcji w postaci Soboru Trydenckiego, który zwołany przynajmniej 15 lat wcześniej, jak postulowano wówczas w wielu kręgach katolickich, miałby jeszcze jakieś szanse na uratowanie jedności Kościoła.
Mimo upływu 500 lat proces recepcji Lutra ciągle nie jest zakończony, także po stronie ewangelickiej, a mówi się dziś w tym kontekście nawet o pewnym zapomnieniu i wyobcowaniu niektórych elementów w jego nauczaniu, jak np. realistyczne rozumienie Eucharystii, otwartość w kwestii historycznego episkopatu czy mistyczne aspekty w jego pismach. Jubileusz Reformacji jest szansą na takie ekumeniczne uczenie się Lutra i nie chodzi tu o jakąś sztuczną „rekatolizację” tego ojca Reformacji dla celów ekumenicznych, ale o otwarcie nowych perspektyw dialogu z ewangelikami, oparte na pogłębionym, wolnym od schematów konfesyjnych kontrowersji i obciążenia historią narosłych konfliktów odczytaniu jego nauki. Bo ekumenizm oznacza, odwołując się do pierwotnej etymologii tego słowa, przekraczanie wąskich partykularyzmów konfesyjnych, czyli stanowi w istocie realizację w całej pełni katolickości Kościoła. Współczesne ekumeniczne otwarcie doprowadziło chrześcijan różnych wyznań do odkrycia, że to, co nas łączy na gruncie chrztu w Jezusie Chrystusie, jest dużo bardziej fundamentalne niż to, co nas dzieli, a w tym, co jeszcze nas dzieli, zawiera się wiele darów duchowych, którymi możemy wzajemnie się ubogacać i od siebie uczyć. Jak to ujął już w 1995 r. Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint: „dialog nie jest tylko wymianą myśli, ale zawsze w jakiś sposób «wymianą darów »”, dlatego „dzięki wymianie darów między Kościołami, które się nawzajem dopełniają, komunia przynosi owoce”.