JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

Vater Willinek

Ksiądz Willinek był proboszczem parafii katolickiej w niemieckim Winzig, czyli obecnym Wińsku.
Na cmentarzu katolickim jest kilka zachowanych grobów sprzed wojny. Wśród nich, przypominający drewnianą kapliczkę, nagrobek Fräulein Willinek, siostry kapłana.
W niemieckim Wińsku katolików było niewielu.
Dominowali ewangelicy i ci mieli kościół największy, na wzgórzu. Katolicy mieli kaplicę w ratuszu, a gdy miasteczko się rozwinęło na tyle, że ratusz stał się za ciasny, rada miasta uchwaliła, że da katolickiej mniejszości odszkodowanie za opuszczenie ratusza. Było ono na tyle pokaźne, że parafia kupiła za nią parcelę w rogu rynku i zbudowała na niej kościół. Tuż obok przycupnęła malutka synagoga, bo Żydów było w Winzig jeszcze mniej niż katolików.
Ksiądz Willinek był ostatnim katolickim proboszczem w niemieckim Winzig.
W przeciwieństwie do pastora był człowiekiem bardzo dzielnym. Łamał i obchodził zakazy. Jeździł np. na rowerze do „chorych”, a tak naprawdę uczył dzieci po domach, co było zakazane.
Gdy po przegranej wojnie niemieccy mieszkańcy Winzig musieli wyjechać za Odrę i Nysę i ustąpić miejsca Polakom zza Buga, ks. Willinek wyjechał wraz z nimi. Winziger trafili do trzech różnych miast. Kilka lat później ksiądz postanowił pozbierać Winziger, choć wśród nich jego byłych parafian było niewielu. Dominowali przecież ewangelicy. Odnaleźć, spotkać, połączyć.
Zaczął wydawać gazetkę „Dźwięki Ojczyzny”.
Zorganizował pierwszy zjazd „Winziger”.
Potem drugi i trzeci… Aż zmarł. Ale Winziger spotykają się nadal. Coraz ich mniej, ale co roku zjeżdżają się w jednym z trzech miast, do których trafili po wojnie, choć obecnie mieszkają po całych Niemczech i Europie. We wszystkich przemówieniach, w każdym wspomnieniu padają słowa Vater Willinek. Mimo że wśród Winziger katolicy to absolutna mniejszość.