Błogosławiony Czesław Patron naszej codzienności

O świętości, bł. Czesławie
i dominikanach z o. Norbertem
Oczkowskim z Zakonu Kaznodziejskiego
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

Nowe Życie

Procesja odpustowa z Najświętszym Sakramentem i relikwiami bł. Czesława wokół
dominikańskiego kościoła pw. św. Wojciecha. Wrocław, lipiec 2014 r.

AGATA COMBIK/FOTO GOŚĆ

Wojciech Iwanowski: Ojcze, kto to jest święty?
O. Norbert Oczkowski: Święty to ten, kto żyje w zażyłości z Bogiem. Dziś dużo mówi się o dobrym, moralnym życiu, ale można przecież znaleźć dobrych hinduistów i muzułmanów. Należy sobie zadać pytanie, dlaczego jako chrześcijanin jestem dobry? Odpowiedzią jest Jezus Chrystus. Jestem dobry, bo On był dobry. Miłuję, bo On miłował. Żyję z Jezusem i ten duch Jezusowy przenika mnie od wewnątrz. Chrześcijanin to ktoś, kto mówi za św. Pawłem: „Dla mnie żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp 1, 21). Zatem świętość to życie na sposób Chrystusowy. O kimś, kto tak żyje, nie zapomina się. Tak właśnie było z bł. Czesławem. Był tak wyrazisty, że nie sposób było go nie zauważyć i nie sposób było go zapomnieć. Mimo braku wielu szczegółowych informacji o jego życiu pamięć o nim jest wciąż żywa.
Dlaczego Kościół wynosi poszczególne osoby na ołtarze?
W 2012 r. generał zakonu zapytał mnie: po co kanonizować bł. Czesława? Świętym czy błogosławionym na pewno nie jest to potrzebne. Może więc jest to ważne dla samego Wrocławia, dla jego tożsamości? Dzięki temu uświadamiamy sobie, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, jakim ludem jesteśmy.
Święci są dla nas przykładem, że można wieść żywot Chrystusowy, mimo powszechnej opinii o ciężarze w sprostaniu wymaganiom Ewangelii.
Dla podkreślenie znaczenia Czesława dla wrocławian wystarczy beatyfikacja, dopuszczająca do lokalnego kultu. Po co więc kanonizować Czesława?
Czesław nawiązuje do korzeni miasta, Śląska, Polski i całej Europy. Korzeni, które wyrosły na gruncie Ewangelii.
Życie tych wielkich ludzi, których pamiętamy do dzisiaj, to życie naznaczone Chrystusem na tutejszy sposób. Patrząc na ich życie, chrześcijaństwo, możemy szukać inspiracji, w jaki sposób budować współczesność Wrocławia, Śląska, Polski czy Europy. Wynosząc na ołtarze Czesława, pokazalibyśmy całemu Kościołowi, skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Kanonizacja Czesława ukazałaby też, że w różnych warunkach społecznych można wykazać się odwagą życia wartościami Ewangelii.
Kiedy zatem można spodziewać się kanonizacji bł. Czesława?
Gdy zaczynałem pracę we Wrocławiu, mówiło się, że kanonizacja Czesława będzie bardzo trudna, wręcz niemożliwa. Proces udowodnienia heroiczności cnót, który przeprowadza się podczas kanonizacji, w przypadku braku źródeł jest niewykonalny. Jest jednak druga droga. Chodzi o wykazanie ciągłości kultu. Tą drogą wyniesiono na ołtarze innego wielkiego dominikanina – św. Alberta Wielkiego. Dzisiaj zatem należałoby wykazać jedynie historyczność kultu.

ARCHIWUM PRYWATNE

Co ciekawe, praca ta została już wykonana. Mamy świetny doktorat napisany na ten temat przez Wojciecha Kucharskiego z wrocławskiego Ośrodka Pamięć i Przyszłość.
Kim właściwie był bł. Czesław?

Na pewno był człowiekiem odważnym.
W dojrzałym wieku, bo ok. 40. roku życia, mając już pozycję w feudalnym społeczeństwie, wywraca swoje życie do góry nogami i zostaje dominikaninem. Przyjechał do Rzymu ze świtą bp. Iwona Odrowąża, bogatymi powozami, a wracał pieszo jako ubogi brat kaznodzieja. Pamiętajmy też, że wtedy zakon był w powijakach.
Wcale nie było pewne, że rozwinie się w tak wielkie dzieło, jakim jest teraz, i przetrwa 800 lat. Dla mnie osobiście to zadziwiające. Trzech wielkich: Jacek, Herman i Czesław wraca z Włoch i po drodze zakłada klasztory. Zostawiają za sobą ślad, który trwa od tylu wieków.
Wiele osób jest przekonanych, że bł. Czesław był wrocławianinem.
Tak, często się to słyszy. Choć nie urodził się we Wrocławiu, był wrocławianinem z wyboru. Tutaj założył pierwszy klasztor dominikanów na ziemiach polskich. Także tutaj zdecydował się zamieszkać po upływie czasu sprawowania funkcji przełożonego prowincji. Do tego miejscowy rys jego osobowości, taki śląski. Czesław robił wszystko najlepiej, jak potrafił. Sam pochodzę z Łodzi. Tam patrzy się na mieszkańców Dolnego i Górnego Śląska właśnie w ten sposób. Św. Paweł mówił: „Stałem się wszystkim dla wszystkich, aby ocalić choć niektórych” (1 Kor 9, 22). Tak było i w tym przypadku. Został prowincjałem po bardzo krótkim czasie. Jest przełożonym prowincji jeszcze za życia św. Jacka. Dlatego właśnie wrocławianie przyszli do niego, jak mówi legenda – „poszli do swojego”.
O co prosili? O modlitwę. Nie o cuda, ale o wstawiennictwo. Już wtedy był Tutelaris Silesiae. To funkcjonuje do dzisiaj. Często pytany jestem, od czego bł. Czesław jest specjalistą. Odpowiadam wtedy, że od codzienności. Takiego patrona chyba jeszcze nie ma.

Grób błogosławionego Czesława Odrowąża w kaplicy przylegającej do
dominikańskiego kościoła pw. św. Wojciecha we Wrocławiu

QUODVULTDEUS/WIKIMEDIA COMMONS, CC BY 3.0

Co Wrocław zawdzięcza Czesławowi?
Czesław miał ocalić Wrocław podczas najazdu Mongołów w 1241 r. Po jego gorliwej modlitwie na niebie miała pojawić się zorza, która spowodowała panikę wśród oblegający gród najeźdźców i zmusiła ich do ucieczki. Rok później Czesław umiera w opinii świętości, a mieszkańcy Wrocławia obierają go sobie za obrońcę i opiekuna. Nie bez znaczenia wydaje się też rola konwentu dominikanów w społeczności miasta.
Najazd łupieżców ze stepów Azji był czymś, co nieodwracalnie zmieniło Wrocław. Ocalał tylko Ostrów Tumski z zabudowaniami zamku i katedry.
Tam schronili się mieszkańcy miasta.
Wszystko inne trzeba było podnosić z gruzów i odbudowywać od zera. Wtedy też dokonało się ponowne lokowanie Wrocławia. Na nowym planie miasta pojawił się klasztor dominikanów.
Kaznodzieje byli obecni w mieście już od 1226 r. właśnie za sprawą bł. Czesława.
Brali czynny udział w odbudowie miasta. Z czasem kościół z konwentem św. Wojciecha, przy obecnym placu Dominikańskim, wyrósł na jedną z głównych świątyń miasta. Dzięki tym wydarzeniom Czesław zapewnił sobie szczególną pamięć wrocławian.
Bł. Czesława ogłoszono patronem Wrocławia dopiero w 1963 r. Na usta ciśnie się pytanie: dlaczego tak późno?
Jest tak, że dominikanie nigdy nie mieli serca do swoich świętych. Tak było choćby z założycielem, czyli św. Dominikiem Guzmanem. Nie chodzi tu jednak o coś złego. Jesteśmy zakonem kaznodziejskim. Tym się właśnie zajmujemy.
Robimy swoją robotę. Głosimy Dobrą Nowinę o zbawieniu – Ewangelię.
To było i jest najważniejsze. Dlatego też beatyfikacja dokonała się tak późno.
Może trzeba, żeby ktoś nas zmobilizował, np. czytelnicy „Nowego Życia”.
To jest chyba też powód tak późnego oficjalnego ogłoszenia Czesława patronem Wrocławia. Nigdy o to formalnie nie zabiegano, a że za patrona uchodził i do teraz istnieje o tym przekonanie, świadczy choćby pamięć o jego życiu – wciąż żywa wśród mieszkańców miasta nad Odrą.

Życie zakonne dominikanów odbywa się na trzech płaszczyznach: wspólnoty, akademii i przepowiadania. Spójrzmy z tej perspektywy na osobę Czesława. Czy istnieje dominikański rys świętości?
Jest taki artykuł o. Jacka Salija OP o duchowości zakonu kaznodziejskiego.
Autor zwraca w nim uwagę na liturgię.
W czasach Czesława nie było klasztorów, tylko tzw. święte kaznodziejstwa.
Dominikanie wiedli życie kontemplacyjne. Owszem, wychodzili głosić, ale do klasztoru wracali. Zatem początek kaznodziejstwa bierze się z życia monastycznego dominikanów.
Dokładnie z liturgii i studium, które odbywało się we wspólnocie.
Św. Tomasz z Akwinu określił powołanie dominikańskie słowami: Contemplare et contemplata aliis tradere. Czyli: kontemplacja – spotkanie z Bogiem i przekazanie innym doświadczenia bliskości Boga. Tak właśnie żył bł. Czesław. Mówił „z Bogiem i o Bogu”.
Niektórzy twierdzą z przekąsem, że nie ma czegoś takiego jak duchowość dominikańska. Jest jedynie ewangeliczna.
Czyli istnieje jakiś dominikański rys świętości?
I tak, i nie. Owszem, istnieje jakaś linia wspólna, każdy z nich jest trochę jakby z innej beczki. Bo w czym podobni byli do siebie Katarzyna ze Sieny i Tomasz z Akwinu? Byli całkiem inni. Łączyło ich jedynie poszukiwanie prawdy. Jeśli już, to właśnie to jest rys dominikańskiej świętości. Także bł. Czesława.
Uczniowie św. Dominika za hasło obrali sobie słowo veritas – prawda.
Od kiedy Ojciec zajmuje się osobą bł. Czesława? Kim się on stał dla ojca?
Bł. Czesława traktuję jak brata.
Zajmuję się nim już siódmy rok. Nie, żebym był szczególnie sentymentalny.
Od kiedy zacząłem się nim zajmować, wciąż robi coś, żeby o sobie przypomnieć.
Kiedy się zastanawiałem, czy przyjąć funkcję postulatora, niejako wskazał odpowiedź. Na chrzcie rodzice nadali mi imię Norbert. W dniu moich imienin, kiedy rozważałem zajęcie się kwestią kultu Czesława, przyszła prośba z klasztoru Norbertanów w Pradze o relikwie Czesława. Wiedziałem, jakiej odpowiedzi mam udzielić. To było pierwsze, ale nie jedyne przypomnienie ze strony bł. Czesława. Podobnie było z pielgrzymkami, na których Czesław mi towarzyszył. Osobiście nie jestem typem pielgrzyma. Stało się jednak tak, że bł. Czesław pielgrzymuje z mieszkańcami Wrocławia do Trzebnicy, do grobu św. Jadwigi.
Kim dla współczesnych mieszkańców Śląska może być Czesław?
Dziś dla nas bł. Czesław może być przykładem człowieka bardzo wyrazistego i odważnego. Sam nie miałbym w sobie tyle odwagi i przekonania co do swojej wiary, żeby stanąć na murach oblężonego miasta i z taką pewnością prosić Boga o interwencję.