Moja Niedziela

6 LISTOPADA 2016 R.
32. Niedziela Zwykła

Najtrudniejszy
pierwszy krok

2 MCH 7, 1-2. 9-14; 2 TES 2, 16-3, 5; ŁK 20, 34-38

Jest taka metoda manipulowania ludźmi, która polega na tym, by zanim poprosimy konkretną osobę o spełnienie naszej prośby czy oczekiwania, najpierw spróbować ją zainteresować danym problemem, prosząc o wykonanie czegoś, co pozornie niewiele ją kosztuje. W praktyce może wyglądać to tak, że zanim jakaś instytucja poprosi nas np. o wsparcie finansowe, wcześniej zaproponuje złożenie podpisu pod petycją popierającą jej działania. „Podpis nic nie kosztuje” – pomyślisz, a nie wiesz, że wcale nie o podpis chodzi, ale o to, byś otworzył drzwi swojego umysłu dla danej sprawy. Przywołuję ten mechanizm, gdyż skojarzył mi się on z opisem męczeństwa siedmiu braci, które niesie pierwsze czytanie. Zjedzenie mięsa wieprzowego – wydawać by się mogło – nie znaczy wiele w kontekście ocalenia swojego życia. Stąd właśnie taką propozycję usłyszeli ci, o których czytamy w Księdze Machabejskiej. To naruszenie prawa – fakt, ale myślę, że instynktownie każdy z nas byłby w stanie usprawiedliwić ich czyn. Tymczasem nie o mięso tutaj chodziło (albo lepiej: nie tylko o wieprzowinę tutaj chodziło), ale o to, by stworzyć w życiu tych młodych ludzi przestrzeń do lekceważenia czegoś, co otrzymali od Boga. Kiedy się wykona pierwszy krok, kolejne mogą być już kwestią czasu. Czy nie tak jest w naszym życiu? Wielkie grzechy, upadki nie spadają na nas nagle z nieba. Najczęściej ludzie odchodzą od Boga małymi kroczkami, kiedy mówią sobie, że jeszcze się nic złego w ich życiu nie dzieje.
Dzieje się – otwierasz drzwi swojego życia dla czegoś, co ci nie służy. Stąd tak ważna jest wierność w małych sprawach zarówno w naszym życiu osobistym, małżeńskim, jak i duchowym.

13 LISTOPADA 2016 R.
33. Niedziela Zwykła

Złe
przyzwyczajenia

ML 3, 19-20A; 2 TES 3, 7-12; ŁK 21, 5-19

Zawsze się dziwię, że po wysłuchaniu (lub przeczytaniu) fragmentu Ewangelii, w której Pan Jezus zapowiada – jak sam mówi – „rzeczy budzące postrach”, nikt jakoś nie czuje zaniepokojenia. Patrzyłem wiele razy w kościele na ludzi czytających te słowa i nigdy nie dostrzegłem strachu na ich twarzach. Czasem mam wrażenie, że niektórzy bardziej by się zaniepokoili, gdyby podano informację, iż dwa dni nie będziemy mieli dostępu do internetu lub że telewizje przerwą nadawanie na kilka tygodni, albo że rząd zakaże korzystania z telefonów komórkowych w dni nieparzyste. Wszystko inne jest w stanie bardziej nas przerazić niż Jezusowe zapowiedzi o silnych trzęsieniach ziemi, głodzie, zarazach, wojnach czy prześladowaniach.
Tak się możemy niestety przyzwyczaić do słowa Bożego, że właściwie słuchamy Go, ale jakby nie do końca uważnie.
To przyzwyczajenie może prowadzić do pewnej ospałości, apatii czy – jak mówi papież Franciszek – „pozostawania na kanapie”. Tymczasem to Słowo nie ma zamiaru nas straszyć ani tym bardziej paraliżować. Wręcz przeciwnie – ono chce nas porwać i zachęcić do działania. Jezus, mówiąc o znakach zapowiadających koniec świata, dodaje: „będzie to dla was sposobność do składania świadectwa”.
Dosłownie należałoby je przetłumaczyć: „Wyjdzie wam to na świadectwo” albo „doprowadzi was do świadectwa”.
Jeśli dla ucznia Jezusa nawet taki moment ma prowadzić do świadectwa, to o ileż bardziej czasy i dni, kiedy za to świadectwo nikt nas nie wydaje do więzień ani nie skazuje na śmierć. Trzeba jednak „zejść z kanapy”.

Pieter Bruegel (starszy), Pejzaż z upadkiem Ikara, olej na płótnie, ok. 1558 r.
W zbiorach Królewskiego Muzeum Sztuk Pięknych w Brukseli, Belgia

WIKIMEDIA COMMONS

20 LISTOPADA 2016 R.
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata

Nic złego
nie robię

2 SM 5, 1-3; KOL 1, 12-20; ŁK 23, 35-43

Fragment Ewangelii, który dostajemy w tę piękną uroczystość, zawiera – w moim odczuciu – jedno z najbardziej przerażających zdań Pisma Świętego. Niestety – z bólem trzeba to stwierdzić – ono doskonale opisuje postawę wielu współczesnych ludzi. I nie chodzi mi o słowa opisujące drwiny, na jakie pozwalali sobie świadkowie śmierci Jezusa. To zdanie brzmi: „Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył”. Wydaje się, że grzeszyć można, jedynie czyniąc zło. Tymczasem Pan Jezus, posyłając uczniów, nie mówił im: „idźcie i nie kradnijcie, nie zabijajcie, nie zdradzajcie, nie wyrządzajcie nikomu krzywdy”. Polecał natomiast, by idąc przez życie, wykorzystywali każdy moment do pełnienia uczynków miłości. Można grzeszyć, „stojąc i patrząc”. To bezpieczna postawa: przyjrzeć się, stanąć z boku, będąc neutralnym, nie wychylając się ani nikomu nie narażając.
Matka Teresa z Kalkuty opowiadała o małym muzułmańskim kraju, gdzie prawo zabrania mówienia o Jezusie Chrystusie, rozpowszechniania Biblii czy w ogóle wspólnych modlitw. Każdy, kto manifestuje wiarę chrześcijańską, ma poważne problemy: traci pracę, a nawet jest zamykany w więzieniu. Ciekawe, że mimo tego nie brakuje ludzi głoszących Jezusa. Więzienia są pełne chrześcijan. I kiedy taki chrześcijanin wychodzi z więzienia, ewangelizuje dalej.
Aresztują go ponownie, i tak w kółko. Tylko jest smutny element tej historii. W tych więzieniach nie ma żadnego katolika. Wszyscy to protestanci. Katolicy żyją na wolności.
Może okazać się, że obok nas zabijany jest Bóg, a my stoimy i patrzymy.

27 LISTOPADA 2016 R.
I Niedziela Adwentu

Noe buduje arkę,
a Ikar upada

IZ 2, 1-5; RZ 13, 11-14; MT 24, 37-44

Bardzo lubię obraz Pietera Bruegla Pejzaż z upadkiem Ikara. Nawiązuje on do słynnego mitu o Dedalu i jego synu. Jednak na pierwszym planie zamiast wyeksponowanego nieszczęścia, jakie spotkało zafascynowanego możliwością latania Ikara, zobaczymy chłopa orzącego pole tuż przy wysokim brzegu morza. Niżej można spostrzec pasterza wypasającego owce, nad samym zaś brzegiem morza – rybaka zarzucającego sieci.
W głębi obrazu zauważymy pływające po zatoce statki, a na horyzoncie góry oraz portowe miasto. Tytułowy Ikar jest niemal niewidoczny. Z prawej strony można dostrzec jego wystające z wody nogi. Żadna z namalowanych osób nie zauważyła jego katastrofy. Zawsze wracam do tego obrazu na początku Adwentu, kiedy Pan Jezus mówi o ludziach żyjących w czasach Noego, którzy tak byli zajęci swoimi sprawami, że nie poznali, iż zbliża się potop. Mieli obok siebie człowieka, który budował arkę, a zatem mogli przypuszczać, że coś się wydarzy. Noe do czegoś się przygotowywał.
Nie byli tym jednak w najmniejszym stopniu zainteresowani. Codzienność ich tak pochłonęła, że – jak na obrazie Bruegla – ani przez moment nie zatrzymali się i nie spostrzegli, co dzieje się obok nich. Czas Adwentu i wszystkie znaki związane z tym okresem mają być dla nas jak Noe dla sobie współczesnych – przypomnieć, że przygotowujemy się w życiu do czegoś innego niż jutrzejszy dzień, długi weekend, święta, ferie czy wakacje. Ilu z nas się zatrzyma? Ilu zaś tak już pochłonęła codzienna rzeczywistość, że nawet gdyby na wrocławskim rynku Noe budował arkę, najwyżej postukaliby się w czoło i pobiegli do ważniejszych spraw?

KS. RAFAŁ KOWALSKI