Rybak, złota rybka i… konsumpcja

Jeżeli ludzkość nie zacznie na poważnie
szukać rozwiązań powstrzymujących marsz
bezsensownej konsumpcji,
to zostanie jej w uszach śmiech znikającej w wodzie
złotej rybki, jedynej w historii, która miała głos,
a do tego, jak się zdaje, wcale taka głupia nie była.
PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

ILUSTRACJA MWM

Wszyscy chyba znamy bajkę o rybaku i złotej rybce. W naszej kulturze występuje ona co prawda w różnych mutacjach i formach, ale schemat jest zawsze ten sam: rybak, rybka spełniająca życzenia oraz niepohamowane żądze konsumpcyjne żony rybaka, która od rozbitego koryta przechodzi w swych oczekiwaniach na coraz to wyższe stopnie żądań materialnych.
Koniec bajki jest adekwatny do początku – cała rzeczywistość wraca do smutnego punktu wyjścia. Utwór, czy to w postaci napisanej przez braci Grimm czy Puszkina, czy wreszcie zekranizowany przez jakiegoś Disneya, niby jest skierowany do dzieci, ale jego wymowa wydaje się nadzwyczaj dorosła i warta analizy.
Czy na pewno bajka?
Po pierwsze, większość zarówno dorosłych, jak i młodocianych odbiorców bajki na pewno odczuwa pewien żal. W końcu szkoda biednego rybaka, który przez nieodpowiedzialność żony sam również nie mógł podnieść swojego statusu materialnego. Przecież był tak blisko, by osiągnąć stabilizację materialną. Mógł poprzestać na życzeniu, które dotyczyłoby wygodnego lokum, poprosić rybkę o coś jeszcze, ale nie chcieć za dużo. A jednak tak się nie stało – jedna potrzeba generowała drugą, aż do katastrofy materialnej.
Pytanie, jakie można sobie przy okazji zadać, brzmi: czy gdybyśmy musieli siebie podstawić pod którąś z postaci w bajce, to co byśmy wybrali? Na pierwszy rzut oka widać, że za dużego pola do popisu tu nie ma: rybka – postać tajemnicza, z jednej strony bezradna, dająca się złapać w sieć starszemu człowiekowi, z drugiej zaś wiele mogąca – zmuszona do kupienia sobie wolności spełnia niezbyt przemyślane życzenia rybaka; rybak – człowiek bezradny, wpadający w spiralę żoninych umyślunków, których ewidentnie nie akceptuje, z drugiej strony zależny od rzeczonej rybki, która może stracić cierpliwość, zdenerwować się sytuacją, co w końcu czyni. Obie postaci nie są zachęcające, ale nie budzą odrazy czytelnika. Jedno wiemy na pewno – chyba nikt nie chce być żoną rybaka, wydaje się, że niewiele można znaleźć na jej obronę.
Każde podniesienie statusu materialnego czyni ją gorszą, bardziej egoistyczną. Rozbudzone potrzeby przypominają tu kulę śniegową. Takiej postaci pewnie każdy powie stanowcze „nie”.
Gdyby nie to, że jej życie jest splecione z losem męża, pewnie byśmy się cieszyli, że na końcu spotkała ją zasłużona kara.
Jednak w określonej sytuacji czytelnik pewnie odczuwa żal, że i rybakowi przy okazji dzieje się krzywda.
Wieczny niedosyt konsumenta
Jednak jeśli przeskoczymy do naszego świata, ta ostatnia postać wydaje się najbardziej widoczną ikoną teraźniejszości. Gołym okiem widać, jak posiadanie jednego dobra materialnego zamiast cieszyć, rodzi pożądanie następnego. Zjawisko to jest charakterystyczne zarówno dla pojedynczego człowieka, jak i całych społeczeństw.
Wskaźniki ekonomiczne, jak się wydaje, są nieubłagane i stale muszą wykazywać zwiększoną sprzedaż wszystkiego, co się da. Jeśli okazuje się, że nabywcom brakuje środków pieniężnych, to sprzedaje się im… kredyty – tylko po to, by można było przeskoczyć na następny poziom konsumpcji.
Nie jest tu istotny fakt, że dana rzecz (przedmiot, urządzenie, maszyna, mebel) jest i działa, ważne, że na rynku pojawiła się jego nowa wersja. Nie jest istotne, że do wygodnego zamieszkiwania potrzebuję dwóch pokoi – najważniejsze, że aby nadążyć za innymi, powinienem mieszkać w czterech. Jeżeli z jakiegoś powodu konsumpcja łapie zadyszkę, to mamy do czynienia z „kryzysem” o pewnych ciekawych cechach.
Nikt w nim nie głoduje, nikomu niczego nie brak, a jednak on istnieje. Na samo słowo „kryzys” ekonomiści, biznesmeni i konsumenci dostają gęsiej skórki, obawiając się, że ockną się nad popsutym korytem i wszystko trzeba będzie zaczynać od początku.
Błędne koło
Ewidentnie świat nie ma pomysłu na to, jak się zorganizować, by powyższą bezsensowną sprężynę unieruchomić. Czasami dla „podkręcenia” ekonomii wywołuje się jakąś wojnę, która jednakowoż może wymknąć się spod kontroli. Niekiedy wystarczy jej zimna wersja, kraje po prostu się zbroją i generują psychozę, na której też można zarobić. Można też wywoływać sztuczne problemy i równie sztucznie je rozwiązywać.
Jedno wiadomo: jeżeli ludzkość nie zacznie na poważnie szukać rozwiązań powstrzymujących marsz bezsensownej konsumpcji, to zostanie jej w uszach śmiech znikającej w wodzie złotej rybki, jedynej w historii, która miała głos, a do tego, jak się zdaje, wcale taka głupia nie była.