KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Kto ma problem z burkini?

Lato się skończyło i problem na razie został odepchnięty na bok.
Powróci za rok, gdy zacznie przygrzewać słońce i plaże zaroją się od turystów. Nad morzem pojawią się panie nie tylko w bikini, ale także w burkini – stroju kąpielowym wymyślonym dla wierzących muzułmanek, które nie chcą bądź nie mogą pokazywać swojego ciała.
W Polsce nie widziałem jeszcze pań w burkini, bo i muzułmanek mało.
Problem stał się gorący we Francji, gdzie merowie kilku miast na Riwierze zakazali kąpania się w burkini, powołując się na dobre obyczaje i sekularyzm. Argumenty te wydają się dyskusyjne.
Jak dotąd, przyzwoitość i dobre obyczaje kojarzone były raczej z ubieraniem się niż rozbieraniem. Oto nagle przyszło nowe. Dzisiaj standardem staje się ciało maksymalnie rozebrane, a to ubrane – gorszy. Drugi argument odnosi się do laickości jako oficjalnego ustroju państwa francuskiego i fundamentalnej wartości społecznej. Nikt jednak dokładnie nie wie, co to znaczy. Francuskie prawo dąży do rugowania religii z przestrzeni publicznej i cywilnej (szkoły publiczne, szpitale, urzędy). Można (jeszcze) wyjść w stroju identyfikującym religię na ulicę (ale nie wolno z zakrytą twarzą), nikt nie zakazuje noszenia sutanny czy habitu. Zakaz noszenia burkini na plaży stanowi niebezpieczny precedens, można bowiem wydać podobny zakaz w odniesieniu do innych strojów religijnych, w innych miejscach publicznych.
W tle tej decyzji jest walka z terroryzmem, powszechnie kojarzonym z islamem. Zakaz noszenia burkini nie jest jednak skierowany przeciwko terrorowi, lecz islamowi, a szerzej – przeciwko religii. Czy jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zaakceptować wynikającą z religii inność, która przecież nam nie zagraża? Nie musi to być burkini, lecz np. habit zakonny, który nagle komuś zacznie przeszkadzać.
Kwestia burkini przynosi też pytanie o sposób asymilacji muzułmanów z zachodnim społeczeństwem. O chęć, by żyć między nami, korzystać „z zachodnich przyjemności”, ale pozostawać sobą. Dlatego projektuje się dla pań specjalne stroje kąpielowe i sportowe. One też chcą iść na plażę, uprawiać jogging. Alternatywą jest muzułmańskie getto i brak jakiejkolwiek asymilacji. Czy mamy prawo im zakazywać być sobą?
I jeszcze jedno. Nie jest prawdą, że muzułmanki są do tego przymuszane. Dla wielu z nich to wolny wybór. Tak jak wolny jest wybór habitu czy sutanny. Te stroje też ograniczają, wymuszają określoną tożsamość i styl zachowania. W świecie, w którym celebrowany jest kult wolności, ludzie, którzy dokonują takich samoograniczeń, postrzegani są jako ofiary zewnętrznej opresji. Z boku to niezrozumiałe.
Tak jak niezrozumiała pozostaje dla świata zakonnica zamykająca się w klasztorze kontemplacyjnym i przyjmująca na siebie strój, który wygląda jak szczelne opakowanie. „Kto może pojąć, niech pojmuje!”