JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

Jesień

Najpierw pomyślałam, że jakiś pomór pozabijał małe bocianki, bo nagle zniknęły. Potem przestraszyłam się, że ta sama zaraza wymiotła także duże, bo też przepadły. W końcu dotarło do mnie, że wyrosły, a potem odleciały, tylko tego nie zauważyłam. Jakieś krótkie to lato, za krótkie.
Mimo to bociany zdążyły nanieść tego, czego nam najwięcej potrzeba. – Może wreszcie będzie więcej chrztów niż pogrzebów, tak jak kiedyś? – rozmarzył się proboszcz jednej z wiejskich parafii w mojej gminie. Odlot bocianów oznaczał początek sezonu dożynkowego, który trwał od końca sierpnia do końca września. Sołeckie, parafialne, gminne, wojewódzkie. Na każdych ksiądz: proboszcz, dziekan, biskup albo wszyscy razem. Konkurs na wieńce i kosze. Każdy z motywem religijnym.
Krzyż z poroża jelenia, hostia z kłosków, symbol miłosierdzia wyklejony z ziaren zbóż i maku. – Chłop przy robocie zaklnie, ale po zbiorach wie, komu podziękować – podsumował ten sam proboszcz, który wcześniej przeliczał krągłe brzuszki na chrzty.
Jeszcze jedna konkurencja ujawniła się przy okazji dożynek. Bardzo niedobra. Zbieżności dat.
Niektóre były przypadkowe (o co nietrudno w tak dużej gminie jak Wińsko). Ale niektóre starannie przemyślane. I do tego, o zgrozo, przyłożyli się niektórzy proboszczowie. Można zrozumieć, że ksiądz też ma swoje antypatie, niechęci i słabości.
Ale żeby wciągać w nie parafian-obywateli? Tak nałożyć terminy, żeby do kogoś nie pójść albo kogoś nie zaprosić, komuś nie pożyczyć namiotów i ław biesiadnych. Nie posłać wieńca parafialnego na konkurs gminny, żeby samorządowe obchody wypadły biedniej niż kościelne, właśnie w jego „lepszej parafii”, w której mieszkają „lepsi parafianie niż obywatele”.
Wieńce trafiły już do magazynów i na strychy.
Płowieją. W przyszłym roku powstaną nowe. Znów będą miały krzyże, hostie, symbole miłosierdzia. I tych ostatnich, jako wójt, będę się trzymać.