Wokół sakramentu pojednania, cz. 1

Co jest aż tak trudnego w sakramencie pokuty, że wierzącemu (!) człowiekowi
wciąż potrzebna jest jakaś nadzwyczajna reklama „dopingująca”
do spotkania z Miłosiernym Ojcem?

KS. ALEKSANDER RADECKI

Wrocław

W trwającym nadal Roku Miłosierdzia próbujmy – kolejny raz w swoim życiu – przyjrzeć się sakramentowi spowiedzi św. po to, by samemu owocnie korzystać z tego daru, ale też przyprowadzać do kratek konfesjonałów tzw. zatwardziałych grzeszników.

Bóg nieustannie czeka na decyzję człowieka o przystąpieniu
do sakramentu pokuty

MARCIN MAZUR

WTEDY BĘDZIE
ROZGRZESZENIE, KIEDY
BĘDZIE NAWRÓCENIE

Nie policzy nikt z nas, ile razy w swoim życiu słyszał (czytał, rozważał osobiście, rozmawiał) na temat sakramentu pokuty i pojednania. Teoretycznie zatem temat powinien być jasny, zrozumiały i realizowany w praktyce życia chrześcijańskiego. W praktykę indywidualnej spowiedzi św. chrześcijanin w Polsce zostaje wprowadzony bardzo wcześnie, bo w wieku 8–10 lat, w łączności z pierwszym pełnym udziałem we Mszy św., zwanym potocznie Pierwszą Komunią Świętą. Po tym wydarzeniu spotkania z Panem Jezusem proponowana była wszystkim praktyka spowiedzi św. regularnej, comiesięcznej, połączonej z pierwszymi piątkami i sobotami miesiąca.
Czy dzieci i ich rodzice byli tego świadomi? Oczywiście – tak! Co się więc stało, że większość ochrzczonych rodaków (a w świecie Zachodu bywa jeszcze gorzej) tej praktyki nie podejmuje w dalszym swoim życiu? Jakie usprawiedliwienia miałyby odrzucić Boże Miłosierdzie, bez którego nikt się nie zbawi?
Spowiednik jako przeszkoda?
Czy naprawdę najtrudniej jest człowiekowi wyznać szczerze swoje grzechy przed kapłanem, pokonując wstyd, upokorzenie, miłość własną?
Gdyby tu chodziło rzeczywiście tylko o spowiedź, sprawa nie przedstawiałaby właściwie żadnych trudności.
Przecież wymyśliliśmy sobie świeckie „konfesjonały”, które wydają się nam nieodzowne w życiu: od wypłakania się w rękaw zaprzyjaźnionej osoby (najlepiej w stanie lekkiego zamroczenia alkoholem) poprzez „spowiedzi” wobec nieznanych ludzi w pociągu, poczekalni, sali szpitalnej, poprzez szpalty gazet, gdzie redaktorzy reagują na ludzkie problemy – aż do telefonów zaufania i gabinetów psychoanalizy. I jakoś nam wcale wtedy nie przeszkadza, że nie mamy zapewnionej tajemnicy, że często trzeba za to słono zapłacić, że dalej zostajemy ostatecznie z naszymi problemami, że nasza szczerość może zostać wykorzystana przeciw nam.
Chodzi chyba o to, iż w tej „spowiedzi” naturalistycznej, takiej bardzo ludzkiej, szukamy ostatecznie siebie, szukamy dla siebie usprawiedliwienia, krótkotrwałej pociechy, zrozumienia – co na jakiś czas zdaje się wystarczać.

Tymczasem spowiedź sakramentalna stanowi ledwie 1/5 warunków związanych z sakramentem nawrócenia, a dokładniej mówiąc:  sakramentu nawracania się nieustannego ku Panu Bogu.
Potrzeba odwagi stawania
w prawdzie o sobie samym
Warto sięgnąć do tekstu biblijnego opisującego grzech króla Dawida (zob. koniecznie: 2 Sm 11). Uwiódł żonę swego podwładnego, a w dodatku doprowadził do jego śmierci. Prorok Natan jasno przedstawił władcy jego zbrodnię, a i winowajca (na podstawie usłyszanej opowieści) nie mógł mieć cienia wątpliwości, co go czeka (zob. 2 Sm 12). Co uratowało Dawida? Odważnie wypowiedziane zaledwie trzy słowa: zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12,13). Natan ryzykował własną głowę, upominając ziemskiego władcę („królowi wszystko wolno”). Na szczęście Dawid okazał się człowiekiem wiary: nie kręcił, nie szukał usprawiedliwień, nie dorabiał ideologii; swoje naganne zachowanie skonfrontował z Bożym prawem.
Podejście do konfesjonału wymaga zatem odwagi i uczciwości; odwołując się do Bożego Miłosierdzia, penitent musi stanąć w prawdzie o sobie samym i wyznać ze skruchą: jestem grzesznikiem!
Zło trzeba nazwać po imieniu i podjąć decyzję o zerwaniu z grzechem, licząc na pomoc Bożej łaski.
Jakież to trudne dla kogoś, kto żyje ze słabości i grzechów swoich bliźnich lub/i pogrążony jest we własnych grzechach, a klękając przy kratkach konfesjonału musiałby podjąć decyzję o radykalnej zmianie stylu swego życia (zerwać ze złem, naprawić krzywdy, przebaczyć, wrócić, przyznać się, pokutować).
Ile taka decyzja musiałaby/mogłaby kosztować?!
Zatem główną przeszkodą, uniemożliwiającą korzystanie z Trybunału Bożego Miłosierdzia, jakim jest niewątpliwie każdy konfesjonał, jest pycha (to ja chcę określać, co jest grzechem, a co nie; ja sam sobie z tym poradzę), trwanie w grzechu i brak osobistej relacji (= miłości) ku Bogu, sprawdzanej posłuszeństwem wobec Jego woli. Wtedy już tylko wystarczy dorobić dowolną ideologię, a nieuporządkowana miłość własna zadba o nieusuwalne przeszkody na trasie do konfesjonału.
Gdy ktoś świadomie i dobrowolnie rezygnuje z sakramentu uzdrowienia, jakim jest sakrament pokuty, podejrzewam takiego kogoś o swoisty „instynkt samobójczy”. I choćby tysiące argumentów na „nie” wobec konfesjonału taki ktoś wysuwał, najprawdopodobniej chodzi mu wtedy o obronienie swojego grzesznego życia (za wiele musiałby stracić, gdyby się naprawdę nawrócił).

Kto odpuszcza grzechy w konfesjonale?
Jeśli odpowiesz, czytelniku, że ksiądz – wiedz, że jest to odpowiedź niepoprawna, świadcząca o braku wiary! Używając słów św. Jana Vianeya, trzeba powiedzieć, że Pan Jezus zasłania się jedynie kapłanem, ale to On sam jego ręką i ustami dokonuje pojednania grzesznika z Bogiem, Kościołem i z samym sobą.
Tak więc stojący w świątyni konfesjonał pyta milcząco każdego z nas o wiarę, pokorę (= życie w prawdzie) i miłość.
Gdy zabraknie wiary, zaczyna się kryzys. Zostaje wtedy tylko ludzki wymiar sakramentu pokuty: człowiek w konfesjonale (taki sam jak każdy inny, a może nawet jeszcze gorszy), wstyd, strach, podejrzliwość, samousprawiedliwianie, światowa hierarchia antywartości i straszliwa pustka.
A nasz odwieczny nieprzyjaciel (tzw. druga centrala), który nigdy nie ma wakacji i nikomu nie odpuszcza – wykorzysta to z całą konsekwencją.
Potwierdzi się wtedy znane skądinąd sprzężenie zwrotne: „nie spowiadam się, bo nie wierzę w Boga, a nie wierzę w Boga, bo się nie spowiadam”.

Przekonywać przekonanych?
Zdaję sobie sprawę z tego, że powyższe rozważania czytają głównie ludzie zaangażowani religijnie, których problemy z sakramentem pokuty są zupełnie innej natury. Życie pokazuje jednak, że te właśnie osoby dźwigają na swoich ramionach także krzyż niepokoju o zbawienie bliskich sobie ludzi (współmałżonek, dziecko, narzeczony, krewniak…), które dawno się nie spowiadały, wcale nawet tego faktu nie ukrywając! Wydaje się, że dotarcie do istoty problemu pozwoliłoby rzeczywiście im skutecznie pomóc, choć takie demaskowanie tchórzostwa i nieuczciwości (wobec Boga, Kościoła i własnego sumienia) wymaga wielkiej kultury duchowej i daru ofiarnej modlitwy o nawrócenie.
Przypomnijmy sobie jeden z uczynków miłosiernych co do duszy: grzesznych napominać. Jeśli takiego działania nie podejmiemy, możemy być winni tzw. grzechów cudzych oraz zgorszenia i grzechy bliźniego spadną na nasze sumienie.

W konfesjonale mieszka Nadzieja!
Najwspanialsze jest w sakramencie pokuty to, że Bóg nieustannie czeka na decyzję grzesznika, szanując jego wolność; gdy ten uzna, że jest chory, że zgrzeszył i w geście żalu zwróci się o Jego przebaczenie – Ojciec natychmiast interweniuje swą łaską, wykorzystując każdy pretekst do wyzwolenia swojej niezgłębionej Miłości (jak to pokazał Jezus w przypowieści o miłosiernym Ojcu i synu  marnotrawnym).
Z góry staje po stronie człowieka, którego jako Stwórca doskonale zna, ale mimo jego grzeszności nigdy nie przestaje kochać.

PYTANIA DO
AUTOREFLEKSJI:

▸ Czy regularnie korzystasz z sakramentu pokuty, tak by na co dzień żyć w stanie łaski uświęcającej?
▸ Czy podejmujesz konkretne postanowienie poprawy i rozliczasz się z niego przy kolejnej spowiedzi św.?
▸ Czy modlisz się o łaskę dobrej spowiedzi św. i za swojego spowiednika?

Pytania do Autora dotyczące sakramentu pojednania prosimy
kierować pod adresem: aradecki@pwt.wroc.pl