JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

Proboszcz od studentów

Moje dziecko nagle dorosło. Przeszło przez maturę, dostało się na studia pierwszego wyboru i zdało na prawo jazdy. W trzy miesiące świat stanął na głowie, a może do tej pory na niej stał, a teraz wrócił na nogi? Nie wiem, ale zamieszanie jest duże. W tym czasie mieszkaliśmy na dwa domy oddalone o 100 km od siebie. Ciągle w drodze.
Zamęt, duży zamęt. Jak w nim złapać jakiś ład, jakąś równowagę? Czego się trzymać? Dzwonię do znajomego duszpasterza akademickiego. „Dawaj ją na obóz – mówi – a potem się zobaczy”. To był dobry pomysł. Obóz okazał się bardziej rekolekcjami niż wyprawą turystyczną, ale to nawet lepiej.
Dziecko zapisało się na kolejny obóz, tym razem integracyjny, dla „pierwszaków”, na wrzesień. Od października będzie regularną studentką, więc już się interesuje, co w który dzień dzieje się w trakcie roku akademickiego w „jej duszpasterstwie”. Teraz szuka stancji. Na Facebooku duszpasterstwa jest grupa zamknięta dla studentów szukających dachu nad głową. Przegląda oferty, szuka współlokatorki.
Niech mi wybaczy, że posługuję się w gazecie jej przykładem i że piszę o niej „dziecko”. Myślę o tym, ilu studentów „pierwszaków” ruszy w wielki świat Wrocławia ze swoich mniejszych i większych miasteczek, z wiosek i wioseczek? Tysiące.
Wiedzą od starszych kolegów, z internetu i filmów fabularnych (najczęściej naiwnych amerykańskich musicali i seriali), czasem od rodziców, że to „najpiękniejszy okres w życiu”. Tak, to prawda.
Może taki być i to pod każdym względem. Byleby się właściwy przewodnik w tym gąszczu nowości pojawił, dobra grupa odniesienia. Dobry duszpasterz. Taki proboszcz od studentów. Mogliby nasi proboszczowie dnia codziennego, z naszych mniejszych i większych miast i miasteczek, z naszych wiosek i wioseczek, o tym właśnie nowym studentom przypomnieć. Albo wręcz uświadomić, bo może nie wiedzą. W końcu to pierwszaki.