Moja Niedziela

3 LIPCA 2016 R.
14. Niedziela Zwykła

Idźcie z Bogiem

IZ 66,10–14C; GA 6,14–18; ŁK 10,1–12. 17–20

Papież Franciszek lubi przywoływać nauczanie swojej babci, więc i ja wezmę przykład z Ojca Świętego.
Jako mały chłopiec uczony byłem w domu swoich dziadków, by wychodząc do szkoły, zwrócić się do domowników słowami: „Zostańcie z Bogiem”. Oni wówczas odpowiadali mi: „Idź z Bogiem”. Wówczas słowa te były dla mnie jedynie wyuczoną formułką, z której niewiele rozumiałem. Z czasem interpretowałem je jako życzenie tego, by Bóg miał mnie w swojej opiece. Dziś dostrzegam zawartą w nich głęboką myśl teologiczną, którą można wyczytać z Ewangelii. Jezus posyłał uczniów do tych miejsc, do których sam przyjść zamierzał. Po co? Nie po to, by jako oficjalna delegacja przygotowała szczegóły wizyty swojego Pana i omówiła, gdzie będzie spał oraz co będzie jadł, a także z kim się spotka, ale po to, by Go zwiastowali duchowo, to znaczy czynili obecnym przez swoje słowa, czyny, zachowanie, decyzje. Jesteśmy posłani do świata nie po to, by ten świat oceniać, nawet nie po to, by go pouczać i wytykać mu błędy, ale by nieść temu światu Boga.
O to chodzi w chrześcijaństwie. O to chodzi w byciu owcą posłaną do świata wilków. Żeby każdy, patrząc na nas, wiedział, co zrobiłby Jezus, jak odezwałby się w konkretnej sytuacji, jak potraktowałby drugiego człowieka, gdyby to właśnie On stał tam, gdzie ja się akurat znalazłem. Idźcie do swojego świata z Bogiem!

10 LIPCA 2016 R.
15. Niedziela Zwykła

Zmieniaj świat

PWT 30,10–14; KOL 1,15–20; ŁK 10,25–37

W Roku Miłosierdzia postawa Samarytanina jest chyba jedną z najczęściej przywoływanych podczas homilii, rekolekcji czy rozważań. Trudno się dziwić – to piękny tekst, pokazujący, że rację ma Ojciec Święty, kiedy mówi, że miłosierdzie świadczone wobec bliźniego niczym papierek lakmusowy pokazuje, na ile żyjemy jako uczniowie Jezusa Chrystusa oraz czy słowo „miłość” w naszych ustach nie stało się jedynie abstrakcją.
Ale ta Ewangelia mówi coś jeszcze, a mianowicie, że człowiekowi łatwo przychodzi się usprawiedliwiać i pytać: „A kto jest moim bliźnim?”. Tak uczynili przecież i lewita, i kapłan. Życie może upłynąć nam na dywagacjach: jak rozpoznać bliźniego, kogo ta definicja obejmuje, a kto jest z jej zakresu wykluczony. Kapłan i lewita – możemy być pewni – wracali po odprawieniu długich modlitw w świątyni jerozolimskiej. Ich szaty pachniały kadzidłem. Być może wysłuchali wiele mądrych słów na temat miłości Boga całym sercem, umysłem i duszą… i tak łatwo przyszło im zwolnić się z przełożenia tych nauk na język czynów. Jezus nie pozostawia wątpliwości – bliźni to ten, którego spotykasz w konkretnej sytuacji. To nie tylko ubogi materialnie, ale także duchowo. To może być ktoś, kto cierpi z powodu ubóstwa więzi: samotny, chory, opuszczony. Naszym zadaniem jest zmienić jego sytuację na tyle, na ile jest to dla mnie możliwe. Tu nie chodzi jedynie o to, by komuś od czasu do czasu w Roku Miłosierdzia dać parę złotych, ale może bardziej o to, by z kimś podzielić się swoim czasem czy swoim życiem, spotkać go, pocieszyć, zaprosić. Trochę miłosierdzia może zmieniać świat.

Jezus nie pozostawia wątpliwości – bliźni to ten, którego spotykasz w konkretnej sytuacji
Na reprodukcji: Dobry Samarytanin, Walter Rane, współczesny obraz olejny

WWW.LDS.ORG

17 LIPCA 2016 R.
16. Niedziela Zwykła

To niemożliwe

RDZ 18,1–10A; KOL 1,24–28; ŁK 10,38–42

Bóg nie rzuca słów na wiatr. Nie mówi, żeby sobie pogadać. Przekonują mnie o tym te fragmenty Pisma Świętego, które opisują obietnice składane przez Boga konkretnym ludziom. One wszystkie mają jedną cechę wspólną: pierwszą reakcją na Boże słowo jest odpowiedź człowieka: „To niemożliwe”. Postawcie się w sytuacji Abrahama. Dziś powiedzielibyśmy – sędziwy starzec, który ma niepłodną (a i niemłodą) żonę, słyszy, że za rok będzie miał syna. Co więcej – później usłyszy, że stanie się ojcem potomstwa tak licznego, jak piasek na brzegu morza. Uwierzylibyście – panowie i panie, babcie i dziadkowie? Nie mielibyście ochoty odpowiedzieć: „To niemożliwe!”. A gdybyście usłyszeli, że dziewica ma począć i porodzić syna, lub gdybyście w Kanie Galilejskiej usłyszeli, że jak chcecie wino, to macie przynieść 700 litrów wody?
A gdyby siostra Faustyna przekazała właśnie wam orędzie o swoich objawieniach i o Bogu Miłosiernym? To wszystko wbrew logice i wbrew naszemu doświadczeniu. I właśnie takie wydarzenia sprawiają, że rozmowa o wierze w Boga przestaje być teorią. Pismo Święte wyraźnie pokazuje, że każdy, do kogo było kierowane Słowo Boże, miał tę pokusę, by zapytać: „Jak to się stanie?”. To samo Słowo przychodzi dziś do nas i mówi: „wybacz bliźniemu 77 razy” albo „błogosławieni ubodzy”, „miłujcie waszych nieprzyjaciół”, „daj każdemu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”, „błogosławcie tym, którzy was przeklinają – błogosławcie, a nie złorzeczcie”. Ile razy powiedzieliśmy w duchu: „Wolne żarty. To niemożliwe.
Wprawdzie Jezus tak nauczał, ale dziś są inne czasy”. Dzień, w którym człowiek daje wiarę Bogu, jest zawsze nowym początkiem w jego życiu.

24 LIPCA 2016 R.
17. Niedziela Zwykła

Nie posyłaj dzieci
do kościoła

RDZ 18,20–32; KOL 2,12–14; ŁK 11,1–13

Kilka razy zdarzyło mi się wysłuchać żali rodziców, którzy – jak mówili – posyłają swoje dzieci na niedzielną Mszę św., a te – jak na złość – nie bardzo chcą ich słuchać. „Co mamy zrobić?” – pytali bezradni. „Mówimy, że mają iść. Później pytamy, kto odprawiał Mszę, kto mówił kazanie, ale one nie lubią chodzić do kościoła i co tu robić?”
Chce się w takich momentach powiedzieć: „Nie posyłajcie ich, ale sami zacznijcie świętować Dzień Pański”. Czytając fragment Ewangelii, który dostajemy na tę niedzielę, rzadko zwracamy uwagę na zdanie, które wprowadza całą akcję nauczania modlitwy. „Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: Panie, naucz nas się modlić…”. Modlitwa to nie przykry obowiązek, który należy spełnić rano i wieczorem.
To nie 45 minut odstane raz w tygodniu w świątyni.
To też nie kwestia techniki, wyrównania oddechu ani nie umiejętności, które nabywa się wraz z odpowiednimi ćwiczeniami.
Chcesz uczyć innych modlitwy? Najpierw sam musisz się modlić. Kiedy zobaczą cię modlącego się, przyjdą i poproszą: „Naucz nas”.

31 LIPCA 2016 R.
18. Niedziela Zwykła

Czyje jest to, co masz
w portfelu?

KOH 1,2; 2,21–23; KOL 3,1–5. 9–11; ŁK 12,13–21

Temat pieniędzy i posiadania zawsze budził kontrowersje w Kościele. Dziś często przyjmuje zaczepne formy w stylu: „do jakiej sumy ksiądz może zapłacić za auto, a jaka jest już przesadą?”. Tymczasem z pieniędzmi jest tak, że one ani są dobre, ani złe. Stosunek do nich pokazuje, co człowiek nosi w sercu. Kiedy Dzieje Apostolskie mówią o tym, że chrześcijanie pozbywali się majątków, to nie dlatego, że każdy z nich chciał być na siłę ubogi i nie wolno mu było nic posiadać. Podobnie rzecz się ma z najbardziej znanym biedaczyną św. Franciszkiem – to nie było wcale tak, że nie miał nic. Miał np. tunikę, i to więcej niż jedną.
Chrześcijanie zaś żyjący w pierwszych wiekach sprzedawali to, czego się dorobili, by móc podzielić się z tymi członkami wspólnoty, którzy nie mieli nic. Chodziło o to, by nikt nie cierpiał niedostatku. Zatem fakt, że masz coś w portfelu czy na koncie, nie jest niczym złym. Pytanie jest inne – czyje jest to, co posiadasz? Mamona to wbrew pozorom nie majątek czy pieniądze, ale coś, czego zazdrośnie strzegę tylko dla siebie. I nikt nie ma do tego dostępu i z nikim się tym nie podzielę. To jest moje i tylko moje. Ale to nie pieniądze są złe. To moje serce może być zepsute. A jakie są serca współczesnych chrześcijan?

Jerozolima – cel podróży Jezusa
Widok Jerozolimy od południowego wschodu,
Hans A. Brendekilde, obraz olejny, 1890 r.

7 SIERPNIA 2016 R.
19. Niedziela Zwykła

Bóg wiarygodny?

MDR 18,6–9; HBR 11,1–2. 8–19; ŁK 12,32–48

Wiesz, ile razy w ubiegłym tygodniu pokazałeś, że jesteś bardzo wierzącą osobą? Nie skłamię, jeśli powiem, że setki, a może tysiące. Jadłeś chleb? I nie sprawdziłeś wcześniej, czy nie ma w nim substancji, które mogłyby ci zaszkodzić? To znaczy powierzyłeś swoje zdrowie i życie piekarzowi, którego – jak przypuszczam – nawet nie znasz. Zawsze ufasz komuś obcemu? A jaką masz pewność, że do mąki i drożdży nie dosypał trucizny? Pewności żadnej…
Zaufałeś… Tak po prostu. Jechałeś tramwajem lub autobusem? Wsiadając do pojazdu, jaką miałeś pewność, że kierowca nie naciśnie mocniej na gaz i nie skończy się to wypadkiem? Pewności żadnej… Znowu powierzyłeś swoje życie i zdrowie obcej osobie. I tak można wyliczać w nieskończoność.
A ile razy sprawdzałeś Boga i mówiłeś, że jeśli chce, byś postąpił zgodnie z Jego wskazaniami i Jego Słowem, powinien cię jakoś do siebie przekonać? Lubię ten fragment Listu do Hebrajczyków, który mówi: „Wiara jest…”, a Ty?

14 SIERPNIA 2016 R.
20. Niedziela Zwykła

Gdzie chrzest,
tam nadzieja

JR 38,4–6. 8–10; HBR 12,1–4; ŁK 12,49–53

Mówimy o chrzcie, że jest bramą sakramentów i że od momentu jego przyjęcia rozpoczyna się nowa jakość w życiu człowieka. W obrzędach chrześcijańskiego pogrzebu nawiązujemy do wydarzenia chrztu, mówiąc o obietnicach, jakie Bóg złożył nam w chwili, gdy kapłan polewał naszą głowę wodą, wypowiadając słowa: „Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”.
W minionym roku często byliśmy wzywani do tego, by dziękować za chrzest, a wiele inicjatyw religijnych przebiegało pod hasłem: „Gdzie chrzest, tam nadzieja”. W Ewangelii Jezus też mówi o chrzcie, jednak wbrew pozorom nie chodzi Mu o tęsknotę za wydarzeniem, które dokonało się nad Jordanem. Zresztą chronologicznie te słowa padły z ust Chrystusa raczej po spotkaniu z Janem Chrzcicielem.
Zatem o jaki chrzest chodzi Zbawicielowi? Otóż o Jego śmierć. Użyte tutaj słowo może, owszem, wskazywać na zanurzenie i obmycie, ale także na męczeństwo. Jezus ma świadomość, że chrzest śmierci wpisany jest w Jego misję.
Wiele razy ją zapowiadał, podkreślając, że musi się wypełnić Słowo. To właśnie zapowiedzi męki wywoływały nawet wśród najbliższego otoczenia niezrozumienie czy protesty.
Jednak sakrament chrztu nie byłby dla nas żadną bramą i nie wiązałaby się z nim żadna nadzieja, gdyby nie chrzest śmierci, przez którą przeszedł Pan. Nasze sakramenty nie działają na zasadzie magii, automatycznego hokus-pokus.
Ich moc bierze się stąd, że Jezus umarł i zmartwychwstał.

21 SIERPNIA 2016 R.
21. Niedziela Zwykła

Jak ci się podróżuje?

IZ 66,18–21; HBR 12,5–7. 11–13; ŁK 13,22–30

Końcówka sierpnia raczej sprzyja temu, by podsumowywać podróże, zbierać wspomnienia, dzielić się wrażeniami i oglądać wykonane fotografie, a Pismo Święte w tę niedzielę – jakby na przekór – zachęca do planowania podróży. Rzadko zwracamy uwagę na zdanie wprowadzające dzisiejszą perykopę: „Jezus nauczając szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy”.
Ciekawe jest to, że ewangelista Łukasz często podkreśla cel podróży Jezusa – Jerozolima. On wie, że tam musi dotrzeć.
Wszystko co robi, robi niejako w drodze, przy okazji podróży.
Ważne jest osiągnięcie celu. Tak już jest w naszym życiu, że człowiek, który ma cel, jest w stanie niezwykle dużo znieść dla jego osiągnięcia. Zdolni jesteśmy do wyrzeczeń, postanowień czy poświęceń, mając w perspektywie cel. Na zajęciach z ekonomii uczono mnie planowania i wówczas dowiedziałem się, że dobrze jest określić cel długookresowy – ten, który pragniemy osiągnąć w dalszej perspektywie, oraz krótkookresowe – te na dziś, jutro, za tydzień. Ważne jest jedno, by cele krótkookresowe pomagały osiągnąć ten główny, najważniejszy. Niby jasne… Ale czy w życiu nie jest podobnie? Problem w tym, że planowanie wielu ograniczyło się jedynie do celów krótkookresowych. A wiesz, że wszyscy zmierzamy do zbawienia? Jak Ci się podróżuje?

28 SIERPNIA 2016 R.
22. Niedziela Zwykła

Nie handluj z Bogiem

SYR 3,17–18. 20. 28–29; HBR 12,18–19. 22–24A; ŁK 14,1. 7–14

Czytając Ewangelię przeznaczoną na dzisiejszą niedzielę, można ulec pokusie handlowania z Bogiem.
Słowa Jezusa ktoś mógłby odebrać jako zachętę do inwestycji, z której zyski będzie osiągał w przyszłości.
Dziś wprawdzie nie odpłacą mi zaproszeniem na obiad ubodzy, ale za to kiedyś w przyszłości Bóg za nich zapłaci.
Zatem koszty poniesione w tym życiu zwrócą się z zyskiem.
Trochę to dziwne. Czyżby Jezus zachęcał nas do handlowania z Bogiem? Nic bardziej mylnego. Jedyne, do czego Jezus zachęcał, to do bycia świadkiem Jego działania i obecności w świecie. Kościół ma być tym, który będzie wskazywał, że istnieje inny świat, że nasze życie to nie tylko kilkadziesiąt lat przeżytych na ziemi. Chrześcijanie mają być tymi, którzy będą przypominać, że warto gromadzić skarby w niebie i odwracać porządek, którym wielu w tym świecie się kieruje. Jak to robić? No właśnie – zwracając uwagę na tych, którymi inni pogardzają. Ktoś mądrze napisał, że wielkość św. Franciszka objawiała się wówczas, kiedy klękał przed biedakiem, a nie przed papieżem, bo przed papieżem uklęknie każdy. Coś w tym jest, że to, jak dalece kochamy Boga, możemy sprawdzić, obserwując, jak traktujemy słabszych i zależnych od nas. Przed silniejszymi łatwo o pokorę i uprzejmość. Skoro w tym świecie liczą się silni, bogaci, potrafiący się przepychać i zadbać o siebie, to Kościół – jak matka – ma dbać właśnie o tych, którzy dla świata nie istnieją. Kościół, czyli ty i ja.

KS. RAFAŁ KOWALSKI