PAWEŁ WRÓBLEWSKI

Wrocław

W poszukiwaniu siły państwa

Maj upłynął tradycyjnie w atmosferze świętowania. Ale też to nagromadzenie świąt patriotycznych było dobrą okazją do refleksji nad rolą i pozycją państwa w naszej rzeczywistości politycznej.
Jeśli wczytamy się w zapisy pierwszej w Europie i drugiej na świecie Konstytucji 3 maja z 1791 r., możemy odnieść wrażenie, że jest to dokument anachroniczny, a nawet antydemokratyczny, bo przecież zmieniał ustrój państwa na monarchię konstytucyjną, ograniczając znacząco, wprawdzie szlachecką, ale mimo wszystko demokrację.
Pamiętać jednak należy, że Konstytucja 3 maja była odpowiedzią na pogarszającą się sytuację wewnętrzną i międzynarodową ówczesnej Polski, która jeszcze 150 lat wcześniej była jedną z największych potęg europejskich, a za główną przyczynę upadku Rzeczpospolitej Obojga Narodów uznawano właśnie owe demokratyczne wolności szlacheckie z liberum veto na czele. Jednak nie tylko patriotyczne odrodzenie czy sprzeciw wobec dominującej roli Rosji były największą wartością Konstytucji 3 maja, lecz także dążenie jej twórców do reformy państwa usuwającej wady ustrojowe, prowadzące kraj do ruiny i niewoli. I choć wtedy, na skutek zdrad i spisków, dokonać się tego nie udało, to po latach stała się ona symbolem walki o niepodległość i niezawisłość.
Czcimy to święto od lat, niezależnie od tego, jaka opcja polityczna dzierży ster rządów. Jak więc rozumieć fakt, że zwalczające się dziś grupy polityczne na sztandarach niosą te same hasła? Dlaczego każda partia obejmująca rządy rozpoczyna swoje działania od totalnego demontażu wszystkiego, co zbudowali poprzednicy? Niestety wszystko wskazuje na to, że po przełomie 1989 r. żadne z rządzących stronnictw politycznych nie skoncentrowało się na budowie sprawnych i apolitycznych instytucji państwa, lecz na zdobywaniu i utrzymywaniu władzy. A to na owych instytucjach, oprócz rozwiniętej gospodarki i kultury, opiera się siła i stabilność każdego państwa. Sprawne i sprawiedliwe sądownictwo, silne, apolityczne inspekcje i służby oraz przyjazne i profesjonalne urzędy są dziś dumą i głównym celem działania polityków wszystkich rozwiniętych krajów świata. Tymczasem w Polsce każda partia opozycyjna opiera swoją działalność na założeniu, że wszystko to, co działo się do tej pory za sprawą rządzących przeciwników politycznych, jest złe. Przejmując władzę, zmienia więc wszystko o 180 stopni, a także wszystkich, którzy mieli jakiś wpływ na rzeczywistość za poprzednich rządów. Tak więc, jeśli poprzednicy decentralizowali, to następcy będą centralizować, a jeśli centralizowali – to będzie na odwrót. Choćby ta masowa wymiana „starych” pracowników na „nowych”, w celu rozbicia niebezpiecznych dla nowej władzy „układów”, dodatkowo destabilizowała na dłuższy czas pracę instytucji państwa, bo przecież „nowi” muszą się od nowa wszystkiego uczyć. A potem znowu następuje zmiana i proces zaczyna się od nowa.
Pozostaje pytanie: jak przerwać ten chocholi taniec?