Ja wiem lepiej! Czyli o posłuszeństwie

JA kształtuje się powoli. Pod wpływami. JA to twór skomplikowany, złożony z wielu warstw.
JA potrafi udawać coś innego i kogoś innego. Potrafi dopasować się do otoczenia
bądź uwierać każdego, kogo spotka, brakiem umiejętności dostosowania się.
JA zmienia się w czasie. Po latach trudno uwierzyć,
że tamto JA, to też ja…

JOANNA NOSAL

Oława

Cały świat próbuje uszczęśliwić dziecko od pierwszych chwil jego życia

LAUREN LANK/FREEIMAGES.COM

Dlatego JA nie powinno rządzić. Bo JA jest zmienne. Czasy dyktatury dzieci wyraźnie pokazują, co się dzieje, kiedy rządzi JA niedojrzałe.
Scenki ze sklepów, kolejek u lekarza i innych miejsc „wspólnych”, kiedy widzimy nieudolnych rodziców terroryzowanych przez jedynaków, nie tylko rozśmieszają – ale pokazują wyraźnie, że kontrola powinna być w innych rękach.
Nie mamy wątpliwości, patrząc na opiekunów awanturującego się dziecka, że ktoś powinien zapanować, opanować, nakazać. Ktoś!
Pan Bóg, stwarzając świat, dał Adamowi ziemię, nakazując mu, by „czynił ją sobie poddaną”. By uprawiał świat, ujarzmiał go, przekształcał. Potrafiliśmy jako ludzkość zaingerować w każdy „naturalny” proces, czyniąc z natury kulturę, cywilizację, tworząc prawo, sztukę, naśladując Stwórcę w kreatywności.
Jednak służy to wszystko ludzkości pod jednym warunkiem: że pamiętamy, iż fundamentem prawa, sztuki, wiedzy – zawsze pozostaje Ten, który cały ten świat do istnienia powołał i dał nam do uprawiania. Dlatego posłuszeństwo zawsze w pierwszej kolejności odnosi się do Niego i Jego nakazów.
Nie każdy jednak ma tę zdolność: słyszeć głos Boży bezpośrednio. Dlatego mamy pośredników: rodziców, wychowawców, nauczycieli, szefów, różnych przełożonych. Czy im wszystkim winniśmy posłuszeństwo jako przedstawicielom władzy Bożej? Oczywiście nie. To nie jest takie proste i na pewno nie jest łatwe. Pan Bóg chce, byśmy byli wolni, a więc: umiejący wybierać i podejmować odpowiedzialne decyzje. Nie nauczymy się wolności – w biernym poddaństwie. Mamy uczyć się – i trwa to całe życie – WYBIERAĆ.
Posłuszeństwo to nie uległość, a na pewno nie bierność.
Dziecko kieruje się impulsem pochodzącym z wnętrza: JA CHCĘ! To natura! Wymóg przetrwania. Jesteśmy zdani na opiekę dorosłych, więc wyposażeni jesteśmy w aparat żądania z mocnym sygnałem dźwiękowym – by dać znać otoczeniu, że trzeba się nami zaopiekować i dostarczyć tego, co konieczne. Jednakże w miarę rozwoju – dochodzą kolejne umiejętności, zdolności, środki, którymi można się z otoczeniem porozumiewać coraz doskonalej. Niektórzy jednak nie wychodzą poza ten podstawowy wymiar komunikacji. Uczą się jedynie, jak skuteczniej osiągać swoje cele – kosztem wszystkich, którzy żyją tylko po to, by służyć zaspokajaniu pragnień. To są właśnie te przykre przypadki ze sklepów, kiedy dziecko terroryzuje okolicę, nie wiedząc, że to niewłaściwe – bo nikt mu nie powiedział! Osoby odpowiedzialne za ukształtowanie w dziecku poczucia wolności – nie pokazały mu, że ta wolność ma swoje granice.
Komu być posłusznym?
Proste wydaje się to w odniesieniu do życia zakonnego: ślub posłuszeństwa i osoba przełożonego. Jednak nawet tutaj wydaje się to proste tylko tym, którzy patrzą na to z zewnątrz.

Od środka zawsze pozostają te same pytania: co, jeśli przełożony jest niegodny? Co, jeśli wiemy, że przełożony nie słucha Boga?
Co, jeśli przełożony jest po prostu złym człowiekiem i wykorzysta przewagę, jaką daje mu podległość – przeciwko człowiekowi, który mu podlega? Co z posłuszeństwem w małżeństwie, rodzinie, co z podległością służbową?
W każdym stanie życia, w każdej relacji zależności – rodzi się wiele wątpliwości. Ale wątpliwości jest tym więcej – im bardziej chcemy po prostu pełnić wolę własną.
Ja chcę!
To moje JA, które tak dokładnie wie, czego potrzebuje do szczęścia – stoi w największej opozycji do posłuszeństwa.
Jest silniejsze niż prawo karne, cywilne i moralne. Jeśli chcę – przekręcę każde zło, którego pragnę, i nazwę je dobrem – bo uważam je za dobre dla mnie. Ale z dobrem jest tak jak z prawdą i pięknem – pozostają poza naszymi zabiegami, należą bowiem do Bożego porządku. Nie jesteśmy w stanie uczynić prawdą tego, co nią nie jest – ani dobrem tego, co jest złem, ani pięknem szpetoty – tylko dlatego, że tak byłoby nam wygodniej.
ŚWIAT stale próbuje tego dokonać i przekręca, i przekłamuje, i kształtuje nasze gusta. Jednak naszym zadaniem pozostaje przekształcanie tego, co JEST, czyli ciągłe poszukiwanie tego, co JEST, odwijając rzeczywistość ze złotek i celofanów tego, co się wydaje.
Jesteśmy podatni na zwidy i ułudy, ciągle szukamy dróg na skróty i wydaje się nam, że to jest prawdziwa mądrość – nie napracować się zanadto. Ale to właśnie praca przekształca nas najdokładniej.
Praca nas uszlachetnia, odziera ze złudzeń i wyprowadza na wolność.
I napracować się naprawdę – w służbie człowiekowi – to dopiero uwalnia nas z naszego wielkiego JA CHCĘ!
Ale żeby to było możliwe i wykonalne – trzeba wybrać drogę posłuszeństwa.
Ukochać ją i nią kroczyć. To nie bierność, lecz ciągle ponawiana decyzja – codzienna wola pełnienia woli Bożej, odkrywanej w posłuszeństwie przełożonym, prawu, zasadom społecznym…
Jak Jezus Chrystus: poddany rodzicom, a potem Ojcu Niebieskiemu – mamy pracować nad obrazem Bożym w sobie.
Ten obraz jest w nas od początku czasów. Tylko trzeba go odszukać, a odszukawszy – czcić. Kiedy nauczymy się go czcić – rozpoznamy go w każdym człowieku i zaczniemy czcić w innych.
Taka jest droga naśladowania Jezusa Chrystusa. Tak jak On – spotykamy częściej ludzi, którzy próbują nas wykorzystać niż uczcić, niż nam usłużyć…
A jednak – mimo wszystko – gdybyśmy poważnie podjęli tę pracę jako nasze zadanie – sprawa byłaby załatwiona, a Zbawienie kompletne.