JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

My cywile, wy duchowni…

Mamy różne metody i różne misje. Najogólniej mówiąc, ja jako wójt mam zadbać, żeby mieszkańcom żyło się godniej na ziemi, a proboszczowie, żeby po tym godnym życiu parafianie trafili do nieba. Wiem, że trywializuję, ale mi wolno. Wszak jestem cywilem. Wójtem, nie proboszczem. Co się dzieje, gdy te dwie władze – duchowa i samorządowa – zaczynają się wzajem mieszać do swoich spraw? Otóż zwykle dzieje się źle. Chociaż niekoniecznie. Wszystko jest kwestią stylu i intencji. Jeśli jedno i drugie jest dobre, dobre są też efekty. Podam przykład ks. Mariusza, „mojego” proboszcza, choć nie jest z mojej gminy, lecz z sąsiedniej. Jego parafia obejmuje po kilka wiosek z trzech gmin, w tym z gminy Wińsko.
Potrzeb drogowych mamy w gminie tyle, ile dróg. Potrzeba jednak potrzebie nierówna.
W połowie trasy między Aleksandrowicami (gm. Wińsko) i Raszowicami (gm. Prusice) na zakręcie przebiega granica gmin i powiatów (wołowskiego i trzebnickiego). Kończy się tu cywilizacja. Gm. Prusice położyła bowiem na swoim kawałku asfalt już kilka lat temu. Gm. Wińsko miała zrobić to samo po swojej stronie. Ale nie zrobiła. To wielki wstyd. Kończy się asfalt, a zaczynają wyboje i błoto. W połowie zakrętu.
Biada kierowcy, który tego nie przewidzi. Dotarła do nas niedawno dobra wiadomość. Gm. Wińsko dostała, po staraniach, dofinansowanie z budżetu województwa na nasz kawałek tej drogi.
Pierwszy o remoncie dowiedział się… proboszcz. Osobiście zadzwoniłam do ks. Mariusza.
W grudniu, półtora roku temu, w pierwszych dniach mojej kadencji, przyjechał do urzędu z pytaniem, ile jeszcze kolęd będzie jeździł tymi wykrotami i ile będzie wysłuchiwał od parafian utyskiwań na władzę. Wstyd, prócz niewygody. Jak to o nas świadczy? Jakby się z XX w. przenieść do XIX, czyli do gminy Wińsko. Wstawiał się za wiernymi, którzy czuli się w tym problemie od lat samotni i bezradni.
Wtrącił się.