KS JAN SIENKIEWICZ

Moczydlnica Klasztorna

List do moich parafian

Jestem księdzem

W Wielką Sobotę nasz leśniczy, pan Kaziu, przyniósł mi kolejną pisankę z gęsiej wydmuszki. Małe dzieło sztuki malowane przez jego żonę. Wzbogaca się zbiór kolorowych jajek i bożonarodzeniowych bombek, które dostaję, odkąd zostałem proboszczem w naszej parafii.
Otrzymując ten świąteczny prezent, usłyszałem, że teraz na pewno przyjdzie wiosna, bo ona zawsze zjawia się wraz z Wielkanocą. I tak się stało.
Niedziela Zmartwychwstania wypełniła się nie tylko radością ze zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią, ale zajaśniała też blaskiem słońca – potwierdzając teorię pana leśniczego.
Poświąteczny czwartek przyniósł inną nowinę.
Nie dostaniemy dotacji na remont kościoła z Urzędu Marszałkowskiego. Nasz wniosek nie został zatwierdzony. Widać były inne obiekty wpisane do rejestru zabytków, którym ta pomoc jest bardziej potrzebna niż nam… Trochę szkoda, bo liczyliśmy na wsparcie z zewnątrz. Ale przecież poradzimy sobie. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Mieszkamy we wsi, gdzie autobus przejeżdża dwa razy w ciągu dnia. Gdzie nie ma szkoły, lekarza, poczty… Dlatego umiemy pokonywać trudności, bo wszędzie stąd jest daleko i nic nie przychodzi łatwo. Kiedy przywędrowałem tutaj z miejskiej rzeczywistości, pomyślałem, że teoria „światów równoległych” jest uzasadniona. To jest zupełnie inny świat, a jego mieszkańcy – z różnych powodów – zasługują w większości na miano bohaterów (jak kiedyś pokazywani w telewizji „Zwyczajni Niezwyczajni”).
Takie jest moje kapłaństwo. Wpisane w wiejski krajobraz – najpiękniejszy wiosną, kiedy z zimowego uśpienia budzi się życie i nowe nadzieje. To kapłaństwo zbudowane na rozmowach i spotkaniach z ludźmi. To kapłaństwo zatroskane o Kościół – ten z cegieł i ten żywy, budowany z ludzkich serc. To kapłaństwo wyrastające z Eucharystii, bo ona daje moc i jest źródłem miłości. To kapłaństwo, które jest wielkim darem i które wciąż pozostaje tajemnicą.