JOLANTA KRYSOWATA

Wińsko

List do mojego proboszcza

W ławkach coraz rzadziej

Jest taki dowcip, który opowiedział mi kiedyś ksiądz z małej parafii w górach. Otóż skarży się parafianin proboszczowi, że w kościele zimno, ławki twarde, klęczniki pod niewygodnym kątem, kazania nudne, organista fałszuje… Na co zniecierpliwiony kapłan odpowiedział: „A coś ty chciał za dwa złote?”. Więcej mądrego jest w tym kawale, niż zabawnego. Parafie na prowincji chudną. Księgi parafialne pełne są „martwych dusz”, za które trzeba płacić podatek. W kościele tych ludzi widać na Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Nie dlatego, że są „słabo praktykujący”. Chodzą do kościoła, ale w Londynie, Berlinie, Amsterdamie, Oslo… W rodzinne strony przyjeżdżają na święta, wziąć ślub, ochrzcić dziecko.
Kilkanaście lat temu ks. Andrzej z Boguszowa-Gorców przewidywał, że jego parafia stanie się „duszpasterstwem seniorów”. Bezrobocie było bezlitosne. Kamienice stały puste. Rzędy okien i w żadnym wieczorem nie paliło się światło. Minęło trochę czasu i takie kamienice stoją i w moim Wińsku. W każdej wiosce gminy co najmniej jeden dom na sprzedaż. A bywa, że kilka.
Wielkie miasta są coraz większe. Gminy, te najbliższe wielkich miast, coraz bogatsze.
Ludzie z miasta budują się na wsiach, możliwie najbliżej starego miejsca zamieszkania. Natomiast im dalej od Wrocławia, tym gorzej. Im dalej od linii kolejowej, tym taniej. Klasy w szkołach coraz mniejsze, w kościelnych ławkach coraz rzadziej. Do koszyka brzdęk, brzdęk, od lat niezmiennie wpadają złotówki, dwuzłotówki, od czasu do czasu piątka.
Koszty utrzymania kościoła, plebanii, samego proboszcza nie stoją w miejscu. Jeśli się jakiś ksiądz wychyli i wspomni o tym w ogłoszeniach, to ma gotowy konflikt. „Bo oni tylko biorą i wołają o więcej”. Kto bierze, ten bierze, kto marnotrawi, ten marnotrawi. O całą resztę wypada się upomnieć, proszę księdza proboszcza.