WROCŁAWSKIE MIŁOSIERDZIE

Wszystkie dzieci biskupa

Przewielebnemu Księdzu Biskupowi dziękuję uniżenie za wiele lat, które spędziłem w sierocińcu, gdzie zaznałem wiele dobra, uczono mnie religii, czytania, pisania i rachunków.
Jestem tylko biednym człowiekiem, tak jak moja matka, proszę więc, aby Ksiądz Biskup łaskawie wybaczył mi to, co zrobiłem złego. Bóg tylko zna to wielkie dobro, którego tak długo zaznawałem jako dziecko w domu Matki Boskiej Bolesnej. Niech Boża nagroda zostanie wam wypłacona, a Pan błogosławi.
Dopóki będę żył, zachowam tę gorącą wdzięczność.

CARL JOSEPH GAMPERT,
WE WROCŁAWIU, 23 IV 1805 R.

ANNA SUTOWICZ

Wrocław

Portret biskupa Franciszka Ludwika Neuburga, założyciela sierocińca

MARTIN KRAFT

Ten krótki liścik skreślony w oryginale w języku niemieckim kaligraficznym pismem zachował się wśród wielu dokumentów mało znanego dziś nawet historykom Śląska sierocińca, powstałego w 1698 r., który kilka lat później otrzymał wezwanie Matki Boskiej Bolesnej. Do ostatniej ćwierci XVIII w. znajdował się on pod opieką wrocławskich jezuitów, a potem pod wyłącznym zarządem rządcy diecezji. Historia nie należy jednak do statystyk, dat ani nawet zabytków czy dzieł sztuki. Należy do ludzi. W końcu XVIII stulecia, wśród około trzydziestu dzieci w budynku przy ul. Szewskiej 47, należącym do sierocińca, spotkało się dwoje ludzi: chorujący na postępujący paraliż ośmioletni chłopiec o imieniu Karol oraz niezwykły nauczyciel, Johann Anton Fritsch z Dusznik-Zdroju, interesujący się botaniką, medycyną i pedagogiką.
Choroba angielska
Matka Karola przebywała na którejś ze śląskich wsi, prawdopodobnie wychowywała go samotnie i jak wiele kobiet w jej sytuacji, nie umiała znaleźć sposobu na godne życie dla siebie i swoich dzieci. Najprawdopodobniej we wczesnym dzieciństwie chłopiec zapadł na tzw. chorobę angielską, krzywicę wywoływaną brakiem witaminy D, na którą w tamtym czasie chorowała spora liczba dzieci z biedniejszych środowisk. Sierociniec biskupi Matki Boskiej Bolesnej nie był placówką, która przyjmowała dzieci na przechowanie. Chłopcy znajdowali tu przygotowanie do pracy w rzemiośle, handlu lub raczkującym przemyśle, co bardziej utalentowani mogli uczyć się w gimnazjum, dziewczęta kierowano zwykle na służbę.
Karol był na tyle słaby, że nawet jako 14-latek nie był w stanie zarabiać przędzeniem wełny niewielkich sum. Mógł liczyć tylko na jałmużnę.
Nauczyciel Fritsch wystarał się dla niego o korzystanie z usług wrocławskiego Instytutu Zierzowa dla biednych dzieci, w którym Karola poddawano leczniczym kąpielom.

Stan chłopca nie poprawiał się jednak, zmuszony był leżeć stale w łóżku. Świadectwo Fritscha nie pozostawia jednak wątpliwości: 17-letni Gampert był przeciętny, ale pilny. Zapewne uczył się z książek przyniesionych do łóżka, korzystał z pomocy nauczyciela.
Gdy w 1805 r. matka zabierała dorosłego syna z nadzieją, że wiejskie powietrze poprawi stan jego zdrowia, Karol umiał pisać piękne listy, zapewne znał podstawy rachunków, a z całą pewnością rozumiał miłosierdzie Boga i umiał za nie dziękować ludziom. Ktoś podał mu narzędzia, dzięki którym mógł żyć, ktoś nauczył go posługiwać się nimi. Choć nie wiemy, jak potoczyły się losy tego dotkniętego przez cierpienie chłopaka, zwłaszcza że zbliżała się do Śląska kolejna zawierucha wojenna, możemy być pewni, że dotrzymał on swojej obietnicy i pozostał wdzięczy wszystkim, którzy go czegoś nauczyli: nauczycielowi Fritschowi, księdzu Catzelowi od katechezy, choć zdaje się miał za kołnierzem jakieś słabostki, kucharce, stróżowi nocnemu, a wreszcie samemu biskupowi, który nie znał Karola osobiście, ale odpowiadał przecież za poziom opieki nad nim.
Pusty plac
Takich dzieci jak Karol można zapewne naliczyć w całej trwającej do II wojny światowej historii sierocińca Matki Boskiej Bolesnej wiele. Powstanie wtedy obraz statystyczny. Można odkryć w drugiej ćwierci XIX w. okoliczności przeniesienia domu dziecka na ul. św. Marcina, nie ma już jednak żadnego śladu po nim poza pustym placem. To będzie historia miejsca.
Można, a nawet trzeba opracować rachunki, spisać daty i wielkość uposażenia sierocińca. Ale my jesteśmy ludźmi, a przez naszą historię w poprzek nieszczęść i ambicji idzie miłosierdzie. I to jest właściwa historia.