Kontrowersyjność, czyli masło maślane

Jakieś takie czasy nam się przydarzyły, iż wszyscy
chcą być kontrowersyjni bądź za kontrowersyjnych
uchodzić. Nikt nie chce być normalny.
PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

ILUSTRACJA MWM

Listę chętnych na bycie kontrowersyjnymi można by tworzyć długo: pisarze, dziennikarze, reżyserzy, twórcy kultury, dalej można by spokojnie dopisywać różne profesje. W tej rzeczywistości, jeśli chce się być na topie, można od biedy być normalnym, pod warunkiem że przynajmniej od czasu do czasu zrobi się lub powie coś kontrowersyjnego, a im to coś wzbudzi więcej rzeczonej kontrowersji, tym lepiej.
Można powiedzieć, że na tym tle część świata najnormalniej oszalała.
Przestano rozróżniać dobro i zło, a na pewno uważać potrzebę takiego rozróżnienia za do czegokolwiek potrzebną. Za to doskonale rozróżnia się rzeczy kontrowersyjne od niekontrowersyjnych, czyli nudnych, a tym samym bezwartościowych. Ponieważ w takim świecie potrzeba wiele kontrowersyjnego materiału, to oczywiste jest, że stał się on materiałem, który w publicznej debacie występuje kilogramami, metrami czy w belach, podobnie jak kiedyś bawełna czy dobrze nam znana z czasu żniw, a rolnikom z całorocznej pracy – słoma.
Wydaje się, że to ostatnie pojęcie jest doskonałym desygnatem tego, co może się kryć pod woalką kontrowersyjności. Słoma może występować w ogromnych ilościach, ale w razie czego szybko znika i trzeba ją nieustannie uzupełniać. Podobnie i tu – coś, co było kontrowersyjne wczoraj, dziś już takie nie jest, bo się zużyło i potrzeba czegoś nowego. Przykładów na przedstawione szaleństwo nasza codzienność dostarcza bardzo wiele.
Nie sposób byłoby tego na bieżąco monitorować i chyba nie warto. Można za to postawić sobie pytanie początkowe: po co to jest? Dlaczego np. kultura winna być kontrowersyjna? Oczywiście społecznemu odbiorcy w żaden sposób nie próbuje się odpowiedzieć na tak postawioną kwestię. Głosiciele takiego poglądu na rzeczywistość zdają się traktować tę kwestię, jak też samo słowo ją określające jak świętość.
W miarę analizy tematu jasno widać, że współczesny chrześcijanin, a przynajmniej człowiek kierujący się zdrowym rozsądkiem nie powinien dać się ponieść tej dość obłędnej modzie i za każdym razem, kiedy widzi ją w dyskusji publicznej, mieć się na baczności.
W Ewangelii św. Mateusza znalazły się znamienne słowa Pana Jezusa: „Niech mowa wasza będzie tak, tak; nie, nie”, co oznacza mniej więcej po prostu konieczność bycia wyrazistym, a to niesie ze sobą konieczność jasnego definiowania rzeczy pod kątem zgodności z rzeczywistością. Na nic nam się nie przyda proponowana przez kontrowersyjnych myślicieli metoda, która tak naprawdę na końcu zamydla pojęcia i wartości. Wręcz celem takich działań jest ostateczne doprowadzenie do niemożności określenia prawdy w jakimkolwiek temacie. Pod maską kontrowersji każda głupota staje się poglądem zasługującym na uważne przyjrzenie się. Człowiek oderwany od rzeczywistości ma się tu pogubić, by nie móc rozeznać, kto kłamie, a kto mówi prawdę, kto ma rację, a kto błądzi. Na końcu takiej manipulacji ma się objawić magma, z której nic nie wynika. Nie ma tu miejsca na kłótnię czy jakąkolwiek wymianę poglądów, bo i po co to, skoro każde wypowiadane słowo można ocenić jedynie poprzez miarę kontrowersyjności.
Co na to można poradzić? Odpowiedź wbrew pozorom jest oczywista – nie dać się zwariować, w natłoku takiej słomianej paplaniny mimo wszystko próbować używać rozumu bez oglądania się na to, ile „autorytetów” głoszących potrzebę posługiwania się opisaną metodą widzenia świata powie, że to przestarzałe, a tym samym przeciwne postępowi, wręcz fundamentalistyczne. Jako demaskacja powyższej działalności może posłużyć przykład wzięty z bajki Andersena o nowych szatach cesarza, która, nota bene, dzieje się w wielkim, żyjącym wesoło mieście, a więc takim, które prosiło się o sprytnych oszustów umiejętnie manipulujących opinią publiczną.
Potrzeba było spojrzenia dziecka, używającego jedynie zdrowego rozsądku, by wszyscy zrozumieli, iż rzeczony główny bohater paraduje przed nimi nie w nowym ubraniu, lecz… normalnie jak go Pan Bóg stworzył.
Warto więc popatrzyć na świat w taki właśnie sposób, bez oglądania się na okoliczności, by stwierdzić choćby dla samego siebie, iż król jest po prostu nagi.